You are on page 1of 95

ROGER ZELAZNY

ALEJA POTPIENIA
(DAMNATION ALLEY)

Tu obok zanurkowaa mewa. Przez chwil wydawao si, e zawisa nieruchomo w


powietrzu na szeroko rozpostartych skrzydach.
Czart Tanner cisn w ni niedopakiem cygara i zaliczy celne trafienie. Ptak wyda
ochrypy krzyk, wzbi si gwatownie w gr i czy wrzasn ponownie, tego Tanner nigdy ju
si nie dowiedzia.
Ptak odlecia.
Na tle fioletowego nieba koysao si jedno jedyne siwe pirko. Spychane wiatrem
poza krawd urwiska, opadao na ocean, wirujc wok wasnej osi. Do jednostajnego wycia
wichru i grzmotu tukcych o brzeg fal doczy si chichot zadowolonego z siebie Tannera.
Spuci nogi z kierownicy motocykla, zoy kopniakiem podprk. Rykn zapuszczany
silnik.
Bra wolno pochyo terenu, dopki nie dotar do szlaku, tam przyspieszy i kiedy
wpada na autostrad strzaka licznika staa ju na pidziesitce.
Mia ca drog dla siebie, pochyli si wiec nad kierownic i gna przed siebie,
dociskajc do dechy peda gazu. Na oczy nasun gogle i oglda wiat przez szka koloru
ekskrementw, co byo mniej wicej sposobem, w jaki na patrzy take bez nich.
Z jego kurtki znikneo cae stare elastwo. Straci swastyk oraz, nad czym bola
najbardziej, uniesiony ku grze kciuk. Zerwali mu rwnie jego emblemat. Moe zdoa
zdoby taki w Tijuanie i poderwie jak dziwk, ktra mu go naszyje i... Nie. Do tego. Z
tamtym ju koniec. Zdradziby si i nie doczeka koca dnia. Zrobi tak: sprzeda Harleya,
czysty i nie zwracajcy uwagi przedostanie si wybrzeem na poudnie i zobaczy, co mona
zdziaa w drugiej Ameryce.
Zjecha na luzie z jednego wzgrza i z oguszajcym rykiem silnika wdar si na
nastpne. Mkn autostrad, mijajc po drodze Laguna Beach, Capistrano Beach, San
Clemente i San Onofre. Zatrzyma si w Oceanside, gdzie zatankowa, a potem pojecha dalej
przez Carisbad i wszystkie te zapomniane, mae plae, zapeniajce wybrzee przed Solana
Beach Del Mar. Czekali na niego na peryferiach San Diego.
Spostrzeg blokad drogi i zawrci. Nie wierzyli wasnym oczom, e przy prdkoci
jak rozwija, zdoa tego dokona tak szybko, faktem jednak byo, i teraz oddala si od
nich. Usysza strzay, ale nie zatrzymywa si. Potem doszed go jk syren.
W odpowiedzi nacisn dwukrotnie swj klakson i jeszcze niej pochyli si nad
kierownic. Pdzc tak z wiatrem w zawody, zastanawia si, czy nawizali ju kontakt
radiowy z kim, oczekujcym go na trasie.

Ucieka dziesi minut i nie mg zgubi pocigu. Nie udao si to rwnie po


pitnastu minutach.
Wspi si na szczyt kolejnego wzgrza i daleko przed sob dostrzeg drug blokad.
Wzili go w dwa ognie.
Rozejrza si za jak boczn drog. Nie byo adnej.
Pdzi wiec dalej, kierujc si prosto na drug blokad. Moe uda si j sforsowa.
Niedobrze!
Samochody ustawione byy jeden za drugim w poprzek caej drogi. Stay rwnie na
poboczach.
Zahamowa w ostatniej chwili i, gdy prdko spada do rozsdnych granic, poderwa
w gore przednie koo, obrci motocykl na tylnym i dodajc gazu pomkn na spotkanie
swych przeladowcw.
Nadjedao ich szeciu, a za plecami rozlegao si ju wycie nowych syren.
Przyhamowa ponownie, zjecha na lew stron drogi i kopic peda gazu zeskoczy z
siodeka. Harley pojecha dalej sam, a on rbn o ziemie, potoczy si po niej, zerwa na nogi
i zacz ucieka.
Biegnc, sysza piski opon, sysza omot zderzenia, ale nie oglda si za siebie.
Strzelanina przybraa teraz na sile. Chcieli go ywego i celowali nad jego gow, nie wiedzia
jednak o tym.
Po pitnastu minutach przyparli go do skalnej ciany i otoczyli wachlarzem. Kilku
miao karabiny, ale aden nie by skierowany na niego.
Rzuci na ziemie yk do opon i unis rce w gore.

- Macie j, obywatele - powiedzia. - Zabierzcie j sobie.


Tak te zrobili.
Potem skuli mu rce kajdankami i zaprowadzili do pozostawionych na drodze
samochodw. Wepchnli go na tylne siedzenie jednego z nich, a po obu jego stronach zajli
miejsca funkcjonariusze policji. Jeszcze jeden usiad z przodu obok kierowcy i ten trzyma na
kolanach karabin z upiowan luf.
Kierowca zapuci silnik, wrzuci bieg i zawracajc ruszy drog numer 101 na pnoc.
Mczyzna z karabinem odwrci si i patrzy na Tannera przez szka z podwjn
ogniskow, za ktrymi jego oczy, kiedy pochyli gow, wyglday jak wypenione zielonym
piaskiem klepsydry. Gapi si tak moe z dziesi sekund, a potem powiedzia:
- To byo gupie z twojej strony, Tanner.
Czart Tanner patrzy na niego bezmylnie, wiec mczyzna doda:
- Bardzo gupie, Tanner.
- O, nie wiedziaem, e pan mwi do mnie.
- Przecie patrz na ciebie, synu.
- Ja te na pana patrz. Halo, tam.
- Szkoda, e musimy dostarczy go w dobrej formie, co? - odezwa si nie odrywajc
oczu od drogi kierowca. - Rozwali przecie tym swoim cholernym motocyklem drugi wz.
- Moe jeszcze mie wypadek - powiedzia mczyzna siedzcy po lewej rce
Tannera. - Dajmy na to, moe upa i zama sobie ze dwa ebra. Mczyzna z prawej nie
odezwa si, ale czowiek z karabinem wolno potrzsn gow.
- Nie moe, chyba e prbowaby ucieczki - powiedzia. - L. A. chce go w dobrej
kondycji.
- Czemu prbowae nawia, chopie? Moge si spodziewa, e i tak ci zapiemy.
Tanner wzruszy ramionami.
- Dlaczego mnie przyskrzynilicie? Przecie nic nie zrobiem. Kierowca zachichota.
- Wanie dlatego - powiedzia. - Nic nie zrobie, a miae co zrobi, pamitasz?
- Nic nikomu nie obiecywaem. Uaskawili mnie i wypucili z mamra.
- Masz kiepsk pami, dziecino. Obiecae co Pastwu Kalifornijskiemu, kiedy ci
wczoraj zwalniali. Na zaatwienie swoich spraw miae ju wicej ni dwadziecia cztery
godziny, o ktre prosie. Jak chcesz, to moesz im powiedzie nie" i zarobi cofniecie
amnestii. Nikt ci nie zmusza. Potem moesz spdzi reszt ycia robic mae kamyczki z
wikszych. Mniej nie moglibymy ci zaatwi. Syszaem zreszt, e maj ju kogo na twoje
miejsce.

- Dajcie mi papierosa - powiedzia Tanner.


Mczyzna z prawej przypali papierosa i poda go Tannerowi.
Przyj go podnoszc obie rce. Pali, strzsajc popi na podog.
Pdzili autostrad, a kiedy przejedali przez miasteczka, lub natykali si na
wzmoony ruch, kierowca uruchamia syren i na dachu samochodu zaczynao migota
czerwone wiato. Wtedy rozlegao si rwnie wycie syren dwch wozw patrolowych
jadcych za nimi. Przez ca drog do L. A. kierowca ani razu nie dotkn hamulca i co kilka
minut czy si przez radio z baz.
Powietrzem targn nagle grzmot, ktry mona by porwna do odgosu
towarzyszcego przekraczaniu bariery dwiku, i z gry runa na nich lawina pyu i wiru.
W prawym dolnym rogu przedniej, kuloodpornej szyby pojawia si maleka rysa. O dach i
mask samochodu bbniy kamienie wielkoci pieci. Opony chrzciy na wirze
zacielajcym teraz ca nawierzchnie drogi. Kurz wisia w powietrzu niczym gsta mga, ale
wyjechali z niego po dziesiciu sekundach.
Mczyni w samochodzie pochylajc si patrzyli z napiciem w gr.
Niebo przybrao barw purpury, przecinay je czarne linie przesuwajce si z zachodu
na wschd. Pczniay, zway si, poruszay na boki, to znw zleway si ze sob. Kierowca
ju wczeniej wczy wiata.
- Zanosi si na co powaniejszego - powiedzia mczyzna z karabinem. Kierowca
kiwn gow.
- Dalej na pnoc wyglda to jeszcze gorzej - stwierdzi.
Gdzie wysoko w grze rozlego si zawodzenie, a czarne pasma poszerzay si
nieustannie. Dwik przybra na sile i, zatracajc swj piewny charakter, przerodzi si w
jednostajny ryk.
Pasma zlay si ze sob i niebo pociemniao, jak podczas bezgwiezdnej,
bezksiycowej nocy. Py opada wok gstymi chmurami. Od czasu do czasu syszeli omot,
wiadczcy o trafieniu samochodu przez wikszy odamek skay.

Kierowca przeczy reflektory na wiata terenowe, ponownie uruchomi syren i


pdzi przed siebie na zamanie karku. W grze, nad nimi, jk syreny i ryk nieba walczyy ze
sob o prymat, a daleko na pnocy, pulsujc, zacza si rozlewa niebieska zorza.
Tanner skoczy papierosa i mczyzna poda mu nastpnego. Palili teraz wszyscy.
- Masz szczcie, e ci schwytalimy, chopie - odezwa si mczyzna z lewej. - Co
by powiedzia, gdyby d tak przyszo pru teraz przez ten farsz na swoim motocyklu?
- Nic. Lubi to robi - odpar Tanner.
- Ty masz chyba nierwno pod sufitem.
- Nie. Ju mi si to zdarzao. To by nie byo pierwszy raz.
Kiedy dojedali do Los Angeles, niebieska zorza zalewaa ju p nieba, a ono samo
miao odcie rowy i przecinay je smugi tego dymu, sigajce, niczym nogi pajka,
daleko na poudnie. Ryk by tak oguszajcy, i wydawao si, e powietrze wypenia jaka
gsta substancja, napierajca na bbenki uszu i powodujca mrowienie skry. Kiedy wysiedli
z samochodu i przecinali dziedziniec, kierujc si w stron wielkiego, podpartego kolumnami
budynku o przyozdobionej fryzem cianie frontowej, musieli krzycze, aby wzajemnie si
sysze.
- Szczcie, e zdylimy - wrzeszcza mczyzna z karabinem. - Prdzej l
Przyspieszajc kroku dopadli do schodw.
- Teraz moe si zacz w kadej chwili - krzykn kierowca.

II
Kiedy wjedali na dziedziniec, igrajce na cianach refleksy przesuwajcej si po
niebie zorzy upodobniay budynek do lodowej rzeby, rzucajcej wok zimne cienie. Teraz
znw przypomina on bry wosku, gotow stopnie w nagym podmuchu ciepa.
Twarze mczyzn i skra na ich doniach nabray bezkrwistego, trupiosinego koloru.
Wbiegli szybko po schodach. Czowiek z patrolu stanowego wpuci ich do rodka przez
furtk widniejc w murze tu obok cikiej, podwjnej, metalowej bramy, stanowicej
gwne wejcie do budynku. Na widok Tannera, stranik odpi kabur. Szybko zatrzasn za
nimi drzwi, blokujc je acuchem.
- Ktrdy? - spyta czowiek z karabinem.
- Drugie pitro - odpar stranik, wskazujc ruchem gowy schody. - Kiedy wejdziecie
na gr, cofnijcie si korytarzem do samego koca. Jest tam due biuro.
- Dziki.
Ryk szalejcych na zewntrz ywiow dociera tutaj znacznie stumiony, a sztuczne
owietlenie przywracao postaciom i przedmiotom ich normalny wygld.
Wspili si krtymi schodami na drugie pitro i poszli korytarzem prowadzcym w
gb budynku. Przystajc przed ostatnimi drzwiami, czowiek z karabinem skin na
kierowc.
- Zapukaj.
Drzwi otworzya kobieta. Zacza co mwi, ale na widok Tannera przerwaa i
odstpia na bok, przytrzymujc drzwi.
- Wejdcie - powiedziaa, czynic zapraszajcy ruch gow.
Mijajc j wkroczyli do biura. Kobieta nacisna wmontowany w jej biurko przycisk.
- Tak, Mrs. Fiske? - spyta jaki gos.
- S tu z tym czowiekiem, sir.
- Prosz ich wprowadzi.
Podesza do wyoonych ciemn boazeri drzwi w gbi pokoju i otworzya je przed
przybyymi. Weszli do gabinetu. Siedzcy za biurkiem przykrytym szklan tafl, krepy
mczyzna odchyli si na oparcie fotela. Splatajc na karku donie o krtkich palcach,
obrzuci ich spojrzeniem oczu o jeden zaledwie ton ciemniejszych od jego siwej czupryny.
Gdy przemwi, gos mia cichy i nieco chrapliwy.
- Usid - zwrci si do Tannera. - A wy poczekajcie na zewntrz.

- Mister Denton, ten go jest niebezpieczny - odezwa si czowiek z karabinem, gdy


Tanner siada na krzele odsunitym na pi stp od biurka.
Wszystkie trzy okna gabinetu zasonite byy aluzjami i chocia mczyni nie
widzieli co dzieje si na zewntrz, to mogli domyla si jednak potgi szalejcych tam furii.
Przez pokj przeszed nagle dwik przypominajcy serie z karabinu maszynowego.
- Wiem.
- No wanie. Na wszelki wypadek skulimy go kajdankami. Ma pan pistolet?
- Mam.
- No to dobrze. Bdziemy obok. Wycofali si z gabinetu.
Dopki drzwi nie zamkny si za nimi, dwaj mczyni mierzyli si wzrokiem.
Wreszcie czowiek nazwiskiem Denton odezwa si:
- Jak. do diaba, brzmi naprawd twoje imi? Nawet w aktach...
- Czart - wpad mu w sowa Tanner. - Mam na imi Czart. Byem sidmym bachorem
w naszej rodzinie i kiedy przyszedem na wiat, akuszerka uniosa mnie w gr i spytaa
starego jakie imi dla mnie wybra, na co tatu zakl A, Czarta tam" i wyszed trzaskajc
drzwiami. No i tak mi wpisaa do wiadectwa urodzin. Opowiada mi o tym brat. Sam nigdy
nie widziaem mojego staruszka, nie mogem wiec go zapyta jak to byo naprawd. Tego
samego dnia wycign kopyta. Myl jednak, e tak mogo by.
- A wiec ca wasz sidemk wychowywaa matka?
- Nie. Matka uderzya w kalendarz w dwa tygodnie pniej i rni krewni nas
przygarnli.
- Rozumiem - powiedzia Denton. - Cigle jeszcze masz prawo wyboru. Decyduj si.
Bdziesz prbowa, czy nie?
- A kim pan w ogle jest? - spyta Tanner.
- Jestem Inspektorem Ruchu Drogowego na Pastwo Kalifornijskie.
- Nie rozumiem co Zarzd Drg moe mie wsplnego z t afer?
- Jestem koordynatorem caej akcji. Rwnie dobrze mgby nim by Naczelny
Chirurg, czy Naczelny Poczmistrz, ale wikszo posuni z ni zwizanych ley w zakresie
moich kompetencji. Ja najlepiej znam si na sprzcie. Ja najlepiej mog oceni szans...
- A jakie s szans? - przerwa mu Tanner. Denton po raz pierwszy spuci oczy.
- No c, to ryzykowne przedsiwzicie...
- Nikt jeszcze tego nie dokona, nie liczc faceta, ktrzy przeby te tras, eby
przynie nam wieci. Ale on ju nie yje. Jak na takiej podstawie moe pan mwi o jakich
szansach?

- Wiem - powiedzia wolno Denton. - Mylisz, e to robota dla samobjcy i chyba


masz racje. Wysyamy trzy samochody, po dwch kierowcw w kadym. Jeli ktry z nich
zdoa zbliy si przynajmniej na dostateczn odlego, to wysyane przez niego sygnay
radiowe mog posuy za wskazwk kierowcy z Bostonu. Nikt ci nie zmusza, eby
jecha, ale sam wiesz.
- Wiem. Mog sobie w zamian spdzi reszt ycia w mamrze.
- Zabie troje ludzi. Moge dosta kar mierci.
- Ale nie dostaem, a wiec nie ma o czym gada. Niech pan posucha. Mister. Nie chce
ani umiera, ani nie odpowiada mi ta druga ewentualno.
- Jedziesz, albo nie jedziesz. Decyduj si. Pamitaj tylko, e jeli si tego podejmiesz i
uda ci si dojecha, wszystko zostanie ci puszczone w niepami i moesz sobie i gdzie
chcesz. Pastwo Kalifornijskie zapaci nawet za ten motocykl, ktry sobie przywaszczye, a
potem rozbie, nie wspominajc ju o uszkodzonym wozie policyjnym.
- Wielkie dziki - odpar Tanner.
Wiatr zawodzi za cian, a pokj wypenia nieustajcy klekot okiennic.
- Jeste bardzo dobrym kierowc - podj po chwili Denton. - Prowadzie chyba
kady pojazd, ktry mona prowadzi. cigae si nawet. Kiedy, gdy jeszcze bawie si w
kontraband, robie co miesic wypady do Salt Lak City. Nawet dzisiaj niewielu jest
kierowcw, ktrzy si na to odwa.
Czart Tanner umiechn si na wspomnienie jakiego epizodu z tamtych czasw.
- ...Oprcz tego, bye jedynym czowiekiem, ktry dostarcza poczt do AIbuquerque.
Nawiasem mwic, byo to jedyne uczciwe zajcie w twoim yciu. Od kiedy ci wylali,
dokonao tego niewielu.
- To nie byo z mojej winy.
- Bye te najlepszy w wypadzie do Seatle - cign dalej Denton. - Tak twierdzi twj
zwierzchnik. Z tego co powiedziaem wynika, e ze wszystkich, ktrych udao nam si
zwerbowa, ty prawdopodobnie masz najwiksz szans przedostania si przez kontynent.
Dlatego do tej pory pobaalimy ci, ale nie moemy ju czeka duej. Tak albo nie. I to
teraz. Jeli to bdzie tak, wyruszasz przed upywem godziny.
Tanner unis skute kajdankami donie i uczyni nimi gest w kierunku okna.
- W te ca bryndze? - spyta.
- Te samochody mog stawi czoa burzy - odpar Denton.
- Czowieku, ty oszala.
- Nawet w tej chwili, gdy my tu tracimy czas na prne dyskusje, tam umieraj ludzie

powiedzia Denton.
- No to paru mniej, czy paru wicej nie zrobi wielkiej rnicy. Nie moemy zaczeka
do jutra?
- Nie! Czowiek odda ycie, aby przynie nam wezwanie o pomoc! Musimy
przedosta si jak najszybciej przez kontynent i to teraz. Pniej nie bdzie ju po co! Burza,
nie burza, samochody wyruszaj teraz! Twoje zdanie w tej sprawie nic mnie nie obchodzi!
Chce od ciebie usysze tylko jedno sowo, Czart: w ktrym wozie pojedziesz?
- Chciabym co zje. Nie jadem...
- ywno jest w samochodzie. Jaka jest twoja decyzja? Czart gapi si na ciemne
okna.
- W porzdku - odezwa si w kocu. - Pojad dla pana Alej Potpienia. Ale nie rusz
si std bez wistka z odpowiednim tekstem.
- Mam go tutaj.
Denton otworzy szuflad i wydoby z niej grub kartonow kopert, a z koperty
wycign dokument opatrzony Wielk Pieczci Pastwa Kalifornijskiego. Wsta, wyszed
zza biurka i wrczy go Tannerowi.
Czart studiowa dokument przez kilka minut, wreszcie odezwa si.
- Tu jest napisane, e jeli dotr do Bostonu, zostan objty pen amnesti i wszystkie
czyny kryminalne, jakich kiedykolwiek dopuciem si w granicach Pastwa Kalifornijskiego
ulegn przedawnieniu.
- Zgadza si.
- Czy przedawnienie dotyczy bdzie rwnie tych przestpstw, ktre nie wyszy
jeszcze na jaw, a kto si ich potem dokopie?
- Przecie jest tam wyranie napisane. Czart - wszystkie czyny kryminalne".
- W porzdku. Wygrae, grubasku. Zdejmij mi teraz te bransoletki i poka mi mj
samochd. Czowiek zwany Demonem wrci na swoje miejsce za biurkiem.
- Pozwl Czart, e co ci przedtem powiem - odezwa si. -Jeli bdziesz prbowa
urwa si gdzie po drodze, to wiedz, e pozostaym kierowcom wydano odpowiednie
polecenia i zgodzili si do nich stosowa. Otworz ogie i zamieni ci w kupk popiou.
Poje?
- Pojem - powiedzia Tanner. - Przypuszczam, e w razie czego mam ich
potraktowa w podobny sposb?
- Dobrze przypuszczasz.
- Niele. To moe by zabawne.

- Wiedziaem, e ci si spodoba.
- Nawet nie wie pan jak. Przekona si pan, jak mnie pan rozkuje.
- Nie zdejm ci kajdanek, dopki nie powiem co o tobie myl.
- W porzdku, jeli chce pan traci czas obrzucajc mnie wyzwiskami, gdy tam
umieraj ludzie...
- Zamknij si! Nic ci oni nie obchodz i dobrze o tym wiesz! Chce ci tylko
powiedzie, e dla mnie jeste najpodlejszym, najbardziej zasugujcym na pogard typem,
jakiego kiedykolwiek spotkaem. Zabijae mczyzn i gwacie kobiety. Raz, tak sobie, dla
zabawy, wyupie czowiekowi oczy. Bye trzykrotnie stawiany w stan oskarenia za panie
narkotykw i dwukrotnie za strczycielstwo. Jeste alkoholikiem i degeneratem i pewien
jestem, e nie kpae si od dnia narodzin. Ty i twoja banda terroryzowalicie przyzwoitych
ludzi, gdy po wojnie prbowali uoy sobie ycie na nowo. Grabie ich i napadae. Pod
grob uycia przemocy fizycznej wymuszae od nich pienidze i rodki niezbdne do ycia.
auje, e tamtej nocy nie zgine w Wielkiej Obawie razem z ca reszt. Ty nie jeste
czowiekiem, a jeli ju, to tylko z biologicznego punktu widzenia. Masz wielki, zimny
pryszcz w miejscu, gdzie inni ludzie maj cos, co pozwala im y zgodnie w spoeczestwie i
by ssiadami. Jedyn zalet, e tak to nazw, ktr obdarzya ci natura jest to, e twj
refleks jest moe nieco szybszy, twoje minie troch silniejsze, twoje oko odrobin
bystrzejsze ni u kadego z nas. Moesz wiec si za kierownic i jecha przez wszystko,
przez co prowadzi jaka droga. To jest wanie przyczyna, dla ktrej Pastwo Kalifornijskie
skonne jest wybaczy ci twoje rozbestwienie, pod warunkiem jednak, e wykorzystasz te
jedyn swoj zalet do pomagania ludziom, a nie do szkodzenia im. Ja tego nie popieram. Nie
chce by zaleny od ciebie, bo ty nie jeste facetem, na ktrym mona polega. ycz ci,
eby zgin w tej akcji i chocia mam nadzieje, e ktry z was dojedzie do celu, to
jednoczenie spodziewam si, e to nie bdziesz ty. Nienawidz twojej cholernej gby. Masz
ju teraz swoje uaskawienie. Samochd gotowy. Chodmy.
Denton wsta, prostujc si. By o gow niszy od Tannera i ten zachichota,
spogldajc na inspektora z gry.
- Dojad - powiedzia. - Jeli ten obywatel z Bostonu przejecha i umar, to ja przejad
i bd y. Robiem wypady a do Missus Hip.
- Kamiesz.
- Nie, nie kamie. A jeli kiedy przekona si pan, e to prawda to niech pan pamita o
tym papierku, ktry mam w kieszeni - kady czyn kryminalny" i tak dalej. Nie byo atwo, a
poza tym miaem troch szczcia, ale naprawd dotarem tak daleko i jak panu zapewne

wiadomo, nikt inny nie moe pochwali si takim wyczynem. Zdaje si, e to prawie poowa
drogi. Jeli wiec zrobiem jedn powk, potrafi przeby i drug.
Ruszyli do drzwi.
- Nie mwi, ani nie myl tego szczerze - powiedzia jeszcze Denton - ale
powodzenia, chocia nie przez wzgld na ciebie.
- Jasne, wiem. Denton uchyli drzwi.
- Rozkujcie go - powiedzia do oczekujcych mczyzn. -Jedzie. Czowiek z
karabinem odda bro mczynie, ktry czstowa Tannera papierosami i sign do kieszeni
po klucz. Znalazszy go otworzy kajdanki i cofajc si zawiesi je sobie u pasa.
- Pjd z wami - oznajmi Denton. - Garae s na dole.
Wyszli z biura. Mrs. Fiske otworzya torebk, wyja z niej raniec i pochylia gow.
Modlia si za Boston. Modlia si za dusze zmarego kuriera. Dorzucia nawet dwa pacierze
na intencje Czarta Tannera.

III
Zeszli do podziemi. Denton sprowadzi ich na trzeci poziom i tam Tanner ujrza trzy
gotowe do drogi wozy; zauway te piciu mczyzn siedzcych na aweczkach ustawionych
wzdu ciany. Rozpozna jednego z nich.
- Denny - powiedzia - chod no tu.
Z awki podnis si szczupy modzieniec o jasnych wosach i obracajc w doniach
kask motocyklisty, podszed do Tannera.
- Co ty, do diaba, wyprawiasz? - spyta go Tanner.
- Jestem drugim kierowc w wozie numer trzy.
- Masz wasn stacje obsugi i moesz kicha na wszystko. Co ci przyszo do gowy?
- Denton zaproponowa mi pidziesit patykw - odpar Denny. Czart odwrci
wzrok.
- Rzu to! Co ci po forsie, jeli zginiesz?
- Potrzebuje pienidzy.
- Po co?
- Chce si oeni. Mam duo wydatkw.
- Mylaem, e dobrze ci si powodzi.
- Zarabiam niele, ale chciabym kupi dom.
- Czy twoja dziewczyna wie w co si pakujesz?
- Nie.
- Tak mylaem. Suchaj, ja musze jecha - nie mam innego wyjcia. Ty nie musisz...
- To moja sprawa.
- ...czekaj, chce ci co powiedzie. Jed do Pasadeny w to miejsce, gdzie bawilimy
si zawsze, bdc dzieciakami. Wiesz o co mi chodzi? Te skaki i trzy wysokie drzewa,
pamitasz?
- Jasne, e pamitam.
- Obejd dookoa rodkowe drzewo. Wyryem na pniu swoje inicjay. Stamtd, gdzie
je znajdziesz, odlicz siedem krokw i kop na jakie cztery stopy. Kapujesz?
- Jasne. Co tam jest?
- Tam jest spadek po mnie. Znajdziesz tak star, solidn skrzynk; teraz caa ju
chyba przerdzewiaa. Rozwal j. Bdzie pena weny drzewnej i bdzie w niej jeszcze
szeciocalowy kawaek rurki. Rurka jest nagwintowana i z obu stron ma nakrcone pokrywki.

Wewntrz znajduje si jakie pi patykw, zwinite w rulonik. Wszystkie banknoty s


czyste.
- Po co mi to mwisz?
- Bo s teraz twoje - odpar Tanner i wymierzy Danny'emu cios w szczk. Gdy
Denny upad. Czart, zanim policjanci dopadli go i odcignli od lecego, kopn chopaka
raz, drugi i trzeci.
- Gupcze - krzykn Denton. - Ty cholerny gupcze!
- Dobra, dobra - rzuci Tanner - aden mj brat nie pojedzie Alej Potpienia, dopki
jestem w pobliu i mog mu tak przyoy, eby wypad z gry. Lepiej znajd pan szybko
innego kierowc, bo ten ma poamane ebra. Albo jeszcze lepiej - pojad sam.
- No to pojedziesz sam - zdecydowa Denton - bo nie moemy ju duej zwleka. W
schowku s tabletki pobudzajce i lepiej je zaywaj, bo jak zaniesz i zostaniesz z tyu, to ci
spal. Pamitaj o tym.

Zapamitam sobie pana. Mister, na wypadek, gdybym kiedy wrci do miasta. Nie

martw si pan o to.


- Wa lepiej do wozu numer dwa i ruszaj. Wszystkie pojazdy wioz adunek.
Baganik jest pod tylnym siedzeniem.
- Tak, wiem.
- ...I jeli w ogle si kiedy spotkamy, to nie nastpi to prdko. Zejd mi z oczu,
kanalio.
- Tanner splun na ziemie i odwrci si plecami do Inspektora Ruchu Drogowego.
Kilku policjantw udzielao pierwszej pomocy jego bratu, a jeden oddali si biegiem w
poszukiwaniu lekarza. Z pozostaych kierowcw Denton zestawi dwie zaogi i przydzieli im
samochody numer jeden i trzy. Tanner wspi si do kabiny swego wozu, zapuci silnik i
czeka. Patrzc w zamyleniu na pnc si ku zwierzchni ramp, zastanawia si co go tam
spotka. Przeszuka schowek i znalaz papierosy. Zapali i rozpar si wygodnie w fotelu.
Pozostali kierowcy wgramolili si tymczasem do swych ciko opancerzonych
wehikuw. Z radia wydobyy si trzaski, potem szum, potem znowu trzaski, wreszcie, gdy
Tanner sysza ju pomruk pracujcych silnikw samochodw numer jeden i trzy, gonik
przemwi:
- Wz numer jeden - gotw! Nastpia pauza.
- Wz numer trzy - gotw! - zachrypia inny gos. Tanner podnis mikrofon i wcisn

guzik z boku obudowy.


- Wz numer dwa gotowy - powiedzia.
- Odjazd - pad rozkaz i ruszyli ramp pod gr.
Brama uniosa si przed nimi, znikajc w szczelinie sufitu i stanli oko w oko z
ywioem.

IV

Wydostanie si z Los Angeles i dotarcie do Trasy 91, byo koszmarem. Z nieba lay si
potoki wody a o pancern karoserie samochodu bbniy odamki ska wielkoci
baseballowych piek. Tanner zapali papierosa i wczy wiata specjalne. Mia na oczach
gogle noktowizyjne. cigay go noc i burza.
Kilka razy w radio rozlegay si jakie trzaski i wtedy Tannerowi wydawao si, e
syszy dobiegajcy z oddali gos, ani razu jednak nie mg zrozumie o co mu chodzi.
Przez pewien czas jechali szos, ale nadszed wreszcie moment, gdy wielkie opony
samochodw westchny na nierwnym terenie. Tam szosa urywaa si i tam Tanner wysun
si na czoo kolumny. Pozostali przyjli to nawet z zadowoleniem i pewn ulg. Tanner zna
drog, oni nigdy jeszcze tu nie byli.
Prowadzi konwj starym, przemytniczym szlakiem, ktry przemierza kiedy,
dostarczajc Mormonom cukier. Nie byo wykluczone, e z tych, ktrzy znali te tras, on
jeden pozosta jeszcze przy yciu.
Zaczo si byska. Nie, to nie byy pojedyncze byskawice, to rozjarzay si cae
poacie nieba. Samochd by izolowany, ale po pewnym czasie wosy stay Tannerowi dba.
Przez chwile wydawao mu si, e widzi gigantycznego potwora Gile, ale nie by tego
cakiem pewien. Na razie nie dotyka pulpitu sterowania ogniem. Oszczdza swe pazury na
specjalne okazje. Na ekranie wywietlajcym obrazy przekazywane przez tylne skanery,
pojawi si krotki bysk, co mogo oznacza, e jeden z posuwajcych si za nim wozw
odpali rakiet. Pewnoci nie mia, gdy utraci z nimi kontakt radiowy zaraz po opuszczeniu
budynku.
Nacierajce masy wody rozbryzgiway si wok samochodu. Niebo grzmiao niczym
dywizjon artylerii. Przed mask spad gaz wielkoci nagrobka i Tanner musia zboczy z
trasy, aby go objecha. Niebo przecinay raz po raz czerwone byskawice. Gdy gasy, Tanner
dostrzega wiele czarnych pasm, przesuwajcych si z zachodu na wschd. Nie byo to
zachcajce widowisko. Burza moga potrwa kilka dni.
Par naprzd skrajem pasa promieniowania, ktrego natenie nie zmalao przez
cztery lata, jakie upyny od czasu, gdy przejeda tedy ostami raz.
Dotarli do miejsca, gdzie stopiony piasek zastyg, tworzc szklane morze. Wjedajc
na szklist tafl, Tanner zwolni, wypatrujc kraterw i przepastnych szczelin, ktre
przecinay jej powierzchnie.
Jeszcze trzykrotnie kamienny deszcz szturmowa samochd Tannera, zanim niebiosa

rozstpiy si, odsaniajc jaskrawoniebieskie sklepienie, graniczce w odcieniu z fioletem.


Ciemne zasony chmur zwiny si ku biegunom, a ryk i huk przypominajcy artyleryjsk
kanonad, przycichy. Na pnocy jarzya si jeszcze lawendowa una. Zielone soce chylio
si ku linii widnokrgu.
Przejechali. Tanner wyczy urzdzenie noktowizyjne, zdj gogle i zapali zwyke,
nocne reflektory.
Nawet w dobrych warunkach atmosferycznych, ta paszczyzna bya trudna do
przebycia.
Z gry runo co duego, podobnego do nietoperza i przecinajc snopy wiata,
rzucane przez reflektory, rozpyno si w mroku. Zignorowa ten incydent. Po piciu
minutach stwr pojawi si znowu, tym razem duo bliej. Tanner wystrzeli flar. W jej
wietle ukaza si czarny ksztat o rozpitoci jakich czterdziestu stp. Tanner wpakowa w
niego dwie piciosekundowe serie z dziaka kaliber pidziesit. Potwr spad na ziemi i nie
pojawi si ju wicej.
Dla tamtych frajerw bya to ju Aleja Potpienia. Dla Czarta Tannera by to cigle
jeszcze zaciszny parking. Jedzi tdy trzydzieci dwa razy i uwaa e prawdziwa Aleja
Potpienia zaczyna si dopiero na terenie znanych niegdy pod nazw Colorado.
Jecha przodem, tamci podali jego ladem. Nadcigaa noc.
Od chwili zakoczenia wojny, nie mg tdy przelecie aden samolot. aden nie
omieli si wznie na wysoko przekraczajc dwiecie stop. Tam bray swj pocztek
wiatry. Wiatry. Potne huragany, obiegajce glob, cierajce wierzchoki gr, powalajce
niebotyczne sekwoje, obracajce w gruzy budynki, porywajce z sob ptaki, nietoperze,
insekty i wcigajce wszystko do pasa mierci. Wiatry, szalejc po wiecie w -optaczych
wirach powietrznych trb, siekc niebo ciemnymi krechami gruzu, spotykay si czasem,
czc ze sob, cierajc, siejc mier i zniszczenie. Transport drog powietrzn do
jakiegokolwiek miejsca na wiecie nie wchodzi absolutnie w rachub, gdy wiatry te kryy
i nigdy nie ustaway. Nie popuciy w kadym razie przez cae dwadziecia pi lat, jakie ze
swego ycia pamita Tanner.
Par do przodu w zielonkawej powiacie, rzucanej przez zachodzce soce. Z nieba
opaday bez przerwy tumany, wielkie chmury pyu, a ono samo, przed chwil jeszcze
fioletowe, przybrao teraz odcie purpury. Niebawem soce skryo si cakowicie za
widnokrgiem i zapada noc. Gwiazdy byy bladymi punkcikami wiata zawieszonymi gdzie
wysoko w przestworzach. Gdy wzeszed ksiyc, poowa jego tarczy, ktr tej nocy odsania,
miaa barw lampki wina Chianti trzymanej przed wiec.

Tanner zapali papierosa i zacz kl; powoli, cicho, bez emocji.


Przedzierali si midzy stosami gruzu i pordzewiaego elastwa. Mijali rumowiska
skalne, sterty zomu, porozrzucane w nieadzie czci maszyn, dzib statku. Przez drog
biegnc pord zwaw elastwa sun w, gruby jak pojemnik na mieci i ciemnozielony
w padajcym na niego wietle reflektorw. Tanner zahamowa, a w pez, pez i pez.
Zanim Tanner zdj nog z hamulca i znowu delikatnie nacisn peda gazu. przesuno si
przed nim jakie sto dwadziecia stp gada.
Gdy spojrza na ekran ukazujcy podczerwon wersj widoku na lew stron, wydao
mu si, e w cieniu sterty belek i cegie widzi par jarzcych si lepi. Pooy do w pobliu
klawisza spustu i trzyma j tam przez kilka mil jazdy.
W samochodzie nie byo ani jednego okna. Zastpoway je ekrany, przekazujce
obrazy tego, co dziao si na zewntrz ze wszystkich stron, w grze, nad pojazdem i pod
spodem, midzy jego koami. Tanner siedzia w owietlonej kabinie, ktra chronia go przed
promieniowaniem. Samochd" przez niego prowadzony mia osiem k na gboko
bienikowanych oponach i trzydzieci dwie stopy dugoci. Zamontowano w nim osiem
karabinw maszynowych kaliber pidziesit i cztery granatniki. Uzbrojony by ponadto w
trzydzieci rakiet przeciwpancernych, ktre mona byo odpala na wprost i pod ktem,
regulowanym pynnie od zera do czterdziestu stopni w stosunku do poziomu. W kad z
czterech cian wehikuu oraz w jego dach wmontowany by miotacz ognia. Ostrymi jak
brzytwa skrzydami" z hartowanej stali - szerokimi na osiemnacie cali u podstaw i
zwajcymi si w ostrza gruboci, w miejscu gdzie ich profil byt najszerszy, jeden i wier
cala - mona byo porusza wzdu burt samochodu na wysokoci dwch stp i omiu cali,
rwnolegle do powierzchni terenu. Ustawione pod ktem prostym do korpusu pojazdu osiem stp od wewntrznej strony przedniego zderzaka - sterczay z obu burt na odlego
szeciu stp. Mona je byo nastawia jak lance podczas szary. Mona je byo trzyma
odchylone od burt, aby przecinay wszystko, co atakowao wz z boku. Samochd by
kuloodporny, klimatyzowany, posiada wasn spiarnie i urzdzenia sanitarne. Na
drzwiczkach, po rej rce kierowcy, wisia dugolufy Magnum 0,357. Na pce, tu nad
przednim siedzeniem, spoczyway: pistolet 30.06, automat kaliber 0.45 i sze rcznych
granatw.
Pomimo dysponowania takim arsenaem, Tanner zatrzyma swoj wasn bro wsunity za cholew buta, dugi, wski sztylet, bdcy ongi w wyposaeniu formacji SS.
cign rkawiczki i wytar spocone donie o kolana kombinezonu. Na grzbiecie
prawej doni wid-to wytatuowane serce, czerwone w powiacie padajcej z tablicy

rozdzielczej. Przeszywajcy je n t ciemnoniebieski, a pod spodem litery w tym samym


kolorze, wytatuowane na kostkach palcw, skaday si, poczynajc od nasady palca
serdecznego, na jego imi - CZART". Otworzy dwa najblisze schowki i przeszuka je, ale
cygar nie znalaz. Zgnit o podog niedopaek papierosa i zapali nastpnego.
Na przednim ekranie pojawiy si lady rolinnoci. Tanner zwolni. Sprbowa
skorzysta z radia, i odbierajc w odpowiedzi jedynie zakcenia elektrostatyczne, nie potrafi
stwierdzi, czy kto go syszy.
Zwolni ponownie patrzc na ekran i zatrzyma si.
Przeczy przednie reflektory na pen jasno i bada sytuacje.
Przed nim wyrasta zbity gszcz ciernistych zaroli, wysokich na dwanacie stp.
Spojrza w prawo, potem w lewo, ale zwarta, najeona kolcami ciana cigna si w obu
kierunkach jak okiem sign. Jak gesty dalej i jak szeroki by ten monstrualny ywopot
trudno byo przewidzie. Nie byo go tutaj kilka lat temu.
Ruszy wolno naprzd, przygotowujc miotacze ognia. Na wstecznym ekranie
widzia, jak dwa pozostae wozy zatrzymuj si o sto jardw za nim i przygaszaj wiata.
Podjecha tak blisko, jak tylko mg i nacisn klawisz spustu przedniego miotacza.
Bluzgajcy z niego ognisty jeyk wdar si na pidziesit jardw w gb ciernistego gszczu.
Tanner uciska klawisz przez piec sekund, puci go, nacisn jeszcze raz i kiedy krzaki zajy
si, szybko wycofa wz.
Pomie, z pocztku ledwo zauwaalny, z trudem torowa sobie drog ku grze i
powoli rozprzestrzenia si na boki, potem znienacka buchn wysoko, zalewajc okolice
krwawym blaskiem. Jadc cigle na wstecznym biegu, Tanner musia przyciemni ekran,
gdy nim zdy wycofa si na wystarczajc odlego, zarola paliy si ju na szeroko
pidziesiciu stp, a jeyki pomieni strzelay w gr na wysoko trzeciego pietra.
Ogie rozszerza si w byskawicznym tempie. Tanner, z miejsca gdzie si zatrzyma,
mg obserwowa odpywajc w dal rzek pomieni. Wok byo jasno jak w dzie.
Wpatrywa si z fascynacj w szalejcy ywio i w kocu mia wraenie, e widzi
przed sob roztopione morze. Przeszuka wtedy lodwk, ale piwa w niej nie znalaz.
Otworzy puszk bezalkoholowego napoju i popijajc z niej, obserwowa ponce zarola. Po
okoo dziesiciu minutach klimatyzator zaskomla i zacz pracowa. Z rozszalaego pieka
wypaday w popochu hordy ciemnych, czworononych stworze wielkoci szczura albo kota.
Ich futerka dymiy. Przemykay tu obok samochodu. W pewnym momencie zakryy
obiektyw skanera przekazujcego obraz na przedni ekran i Tanner usysza drapanie ich
pazurw o botniki i dach.

Wyczy reflektory, zgasi silnik i wrzuci pust puszk do pojemnika na odpadki, po


czym popchn dwignie usytuowan w porczy fotela i odchyli oparcie do tyu. Opad na
nie i zamkn oczy.

V
Obudzio go wycie klaksonw. Bya jeszcze noc. Spojrza na zegar wmontowany w
tablice rozdzielcz i stwierdzi, e spa niewiele ponad trzy godziny.
Przecign si, usiad prosto i wyregulowa oparcie fotela. Dwa pozostae wozy
podjechay tymczasem bliej i stay teraz po obu stronach jego samochodu. Zatrbi
dwukrotnie na swoim klaksonie i napuci silnik. Wczy przednie reflektory i nacigajc
rkawice zbada wzrokiem roztaczajcy si przed nim krajobraz.
Z poczerniaego pola cigle unosiy si pasma dymu, a daleko po prawej wiecia
krwawa una, jak gdyby hen w oddali poar trwa nadal. Znajdowali si w okolicy znanej
niegdy pod nazw Nevada.
Przetar oczy i podrapa si w nos, po czym jeszcze raz nacisn klakson i wrzuci
bieg.
Ruszy powoli naprzd. Wypalona strefa wydawaa si by zupenie paska, a opony
samochodu, grube i szerokie, nie powinny ucierpie na skutek aru bijcego od pogorzeliska.
Wjecha na czarne pole wzbijajc koami fontanny dymu i popiou, ktre spowiy
samochd gstym tumanem i przysoniy wszystkie skanery. Ekrany natychmiast pociemniay.
Posuwa si dalej, syszc chrzest rozgniatanych oponami, kruchych resztek zwglonych
zaroli. Ustawi ekrany na najwiksz Jasno i przeczy reflektory na wiata dugie.
Jadce po obu stronach jego wozu samochody zostay nieco w tyle i Tanner musia
znowu przyciemni ekrany, gdy blask ich reflektorw przekazywany przez wsteczne skanery
olepia go.
Wystrzeli flar i gdy zawisa wysoko, oblewajc okolice jaskrawym, zimnym
wiatem, ujrza przed sob zwglon rwnin cignc si hen, po sam widnokrg.
Doda gazu i jadce za nim wozy, chcc unikn tumanw popiou wznieconych przez
opony jego samochodu, rozjechay si daleko na boki. Radio zatrzeszczao i usysza
dobiegajcy z oddali, zanikajcy gos, nie mg jednak rozrni stw.
Zatrbi klaksonem i potoczy si jeszcze szybciej. Dwa jadce z tyu samochody
dotrzymyway mu kroku.
Dopiero po upywie ptorej godziny dostrzeg w dali przed sob kraniec
spopielonego pola. Dalej cign si czysty piasek.
W pi minut pniej jecha ju przez pustynie, sprawdzajc wskazanie kompasu i
kierujc si nieco bardziej na zachd. Wozy numer jeden i trzy pdziy z tyu, przyspieszajc,
aby dostosowa si do nowego tempa jazdy, a Tanner prowadzi jedn rk i zajada kanapk

z woowin.
Wiele godzin pniej, gdy nadszed ranek, Tanner zay tabletk pobudzajc i
wsucha si w wycie wichru. Soce wzeszo po jego prawej rce niczym kula roztopionego
srebra. Trzecia cze nieba, poprzetykana pajczyn cienkich linii, nabraa barwy bursztynu.
Pustynia bya topazowa, a gdy ciemnoci pierzchy na zachd i wok soca utworzya si
jasnoczerwona aureola, brzowa kurtyna kurzu wiszca bez przerwy za jego plecami,
przebijana jedynie snopami wiate rzucanymi przez jadce z tyu wozy, nabraa odcienia
rowawego. Mijajc pomaraczowy kaktus o rednicy dobrych pidziesiciu stp,
przypominajcy ksztatem muchomora, przygali reflektory.
Na poudnie czmychay gigantyczne nietoperze, a daleko przed sob ujrza szeroki,
biorcy swj pocztek w niebiosach, wodospad. Zanim dotar do wilgotnego w tym miejscu
piasku, wodospad ju znik, ale po lewej dostrzeg rozkadajce si cierwo zdechego rekina,
a wszdzie wok zacielay pustyni morskie ryby, wodorosty i kawaki przegniego drewna.
Niebo porowiao ze wschodu na zachd i nie zmieniao ju tej barwy. Tanner
wychyli duszkiem butelk lodowatej wody, czujc jak zimny pyn spywa mu do odka.
Mija coraz wicej kaktusw, a przy jednym z nich siedziaa para kojotw, obserwujc go,
gdy przejeda obok. Odnis wraenie, e umiechaj si do niego. Miay bardzo czerwone
jzyki.
Gdy soce stao si janiejsze, przyciemni ekran. Zapali papierosa i odszuka
klawisz wczajcy muzyk. Zakl, syszc wypeniajce kabin paczliwe dwiki strun, ale
nie wyczy ich.
Skontrolowa panujcy na zewntrz poziom promieniowania i stwierdzi, e niewiele
odbiega on od normy. Kiedy ostatnio tedy przejeda, promieniowanie byo znacznie
silniejsze.
Min kilka rozbitych pojazdw, takich samych jak jego. Pdzi teraz krzemow
rwnin. Po jej rodku zia ogromny krater i Tanner musia naoy drogi, aby objecha go
wokoo. Rowo nieba blada, blada i blada, a jej miejsce zajmowa odcie niebieskawy.
Ciemne linie stale tam byy i od czasu do czasu ktra z nich pczniaa do rozmiarw czarnej
rzeki, odpywajc na zachd. W poudnie, jedna z takich rzek przymia na jedenacie minut
soce. Ziemie zalay ciemnoci i rozptaa si gwatowna burza piaskowa. Tanner wczy
radar i reflektory. Wiedzia, e gdzie przed nim przecina rwnin szeroka rozpadlina. Kiedy
do niej dojecha, skrci w lewo i przez niemal dwie mile posuwa si krawdzi urwiska,
zanim szczelina zwzia si i w kocu znika. Wozy numer jeden i trzy suny za nim. Tanner

jeszcze raz okreli z kompasu swoje pooenie. Py opada, gnany silnym wiatrem i chocia
ekran by przymiony, Tanner musia zaoy przydymione gogle, aby uchroni oczy przed
racym blaskiem sonecznych promieni odbijajcych od wyszlifowanego niczym klejnot
pola, ktre teraz przemierza.
Mija wznoszce si ku niebu twory, uformowane chyba z kwarcu. Nigdy przedtem
nie zatrzymywa si, aby obejrze je z bliska i teraz te nie odczuwa takiej potrzeby. U ich
podstaw plsay barwy rozszczepionego wiata, a w pewnym od nich oddaleniu pojawiay si
i znikay widmowe, kolorowe plamy.
Oddalajc si szybko od krateru, Tanner wjecha ponownie na czysty, brzowy piasek.
Tu kaktusw byo wicej. Rosy wrd ogromnych wydm. Niebo zmieniao si nadal, a w
kocu stao si bkitne jak oczy noworodka. Tanner nuci akurat pod nosem, wtrujc
melodii wydobywajcej si z gonika, gdy nagle dostrzeg potwora.
To by Gila. Wikszy od jego samochodu. Porusza si bardzo szybko. Wyprysn z
porosej kaktusami doliny, w ktrej cieniu mia swoj kryjwk i gna w kierunku Tannera.
Jego perlisty tuw skrzy si w socu wieloma kolorami. Pdzi wielkimi susami na
zwinnych jaszczurczych nogach, nie mrugnwszy nawet ciemnymi, ponurymi lepiami. Za
uniesionym w gr, potnym ogonem potwora, szerokim jak agiel i spiczastym jak namiot,
wzbijay si czarne fontanny pyu.
Tanner nie mg uy rakiet, gdy stwr szarowa z boku.
Otworzy strzelnice pidziesitek, rozwin skrzyda" i wcisn do dechy peda gazu.
Gdy kreatura zbliya si na dostateczn odlego, wygarn do niej z miotacza pomieni. W
tym samym momencie otworzyy te ogie wozy numer jeden i trzy.
Potwr stan jak wryty, machn ogonem i kapn paszczk, a tryskajca krew
utworzya na ziemi czarn kaue. I wtedy ugodzia go rakieta. Gila odwrci si. Gila
skoczy.
Rozlego si chrupniecie i chrzest wgniatanego metalu. Gila spad na samochd
oznaczony numerem jeden i znieruchomia na jego dachu.
Tanner pocisn po hamulcach, zawrci i pojecha z powrotem.
Wz numer trzy zbliy si ju do miejsca wypadku i stan. Tanner zatrzyma si
rwnie.
Zeskoczy z kabiny na ziemie i podbieg do rozbitego samochodu ciskajc w garci
karabin. Zanim zbliy si do wozu wpakowa w eb potwora sze pociskw.
Drzwiczki otworzyy si same i zwisay na jednej, dolnej zawiasie.

Wewntrz, rozcignici na pododze, leeli dwaj mczyni. Na tablicy rozdzielczej i


fotelu widniay plamy wieej krwi.
Do zagldajcego do rodka Tannera zbliyli si dwaj kierowcy z samochodu numer
trzy. Niszy z nich wdrapa si do kabiny. Przyoy ucho do klatki piersiowej jednego z
mczyzn, zbada mu puls, sprawdzi, czy oddycha, potem przeczoga si do nastpnego i
powtrzy te sam procedur.
- Mik nie yje - krzykn do stojcych na zewntrz - ale Greg zaczyna przychodzi
do siebie. Z tyu samochodu zacza tworzy si kaua. Powikszaa si i powikszaa, a
powietrze wypeni zapach benzyny.
Tanner wyj papierosa, zawaha si i wsun go z powrotem do paczki. Sysza
bulgotanie wydobywajce si z ogromnych zbiornikw paliwa, ktrych zawarto spywaa
wanie na ziemie.
- Nigdy w yciu nie widziaem czego podobnego... - odezwa si mczyzna stojcy
obok Tannera. -Chodziem do kina, ale czego takiego jeszcze nie widziaem.
- Ja widziaem - odpar Tanner i w tym momencie z wraku wynurzy si drugi
kierowca pomagajc wysi czowiekowi, do ktrego zwraca si Greg.
- Z Gregiem w porzdku - zawoa. - Uderzy tylko gow w tablice rozdzielcz.
- Mgby go zabra. Czart - powiedzia czowiek stojcy obok Tannera. Moe ci
pomaga, jak poczuje si lepiej.
Tanner wzruszy ramionami, odwrci si plecami do rozgrywajcej si sceny i zapali
papierosa.
- Myl, e nie powiniene... - zacz mczyzna, ale Tanner dmuchn mu w twarz
kbem dymu. Odwrci gow, aby widzie dwch zbliajcych si mczyzn i stwierdzi, e
Greg jest ciemnookim chopakiem o brzowej cerze. Pewnie pkrwi Indianin. Mia gadk
skr, pominwszy dwie blizny po ospie pod prawym okiem, wystajce koci policzkowe i
ciemne wosy. By wzrostu Tannera, chocia nie tak dobrze zbudowany. Mia na sobie
kombinezon, i teraz, gdy wcign ju w puca kilka gbokich haustw powietrza, szed
wyprostowany, szybkim, penym gracji krokiem.
- Musimy pochowa Mike'a - odezwa si niski mczyzna, przystajc przed
Tannerem i drugim kierowc.
- Nie lubi traci czasu - odezwa si jego towarzysz - ale...
W tym momencie Tanner cisn papierosa i pad na ziemie. Jarzcy si niedopaek
wyldowa w kauy wyciekajcej ze zbiornika benzyny.
Nastpia eksplozja, buchny pomienie, potem powietrzem wstrzsna znowu seria

wybuchw. Tanner sysza wizg startujcych ku wschodowi rakiet, znaczcych swj tor
ciemnymi bruzdami w upalnym powietrzu poudnia. Eksplodowaa amunicja do
pidziesitek i rozerway si granaty rczne. Tanner zagrzebywa si coraz gbiej w piasku,
zasaniajc rkoma gow i zakrywajc uszy.
Gdy tylko si uciszyo, porwa za karabin, ale tamci stali ju nad nim. Podnoszc
gow, ujrza wycelowan w siebie luf pistoletu. Powoli podnis rce w gr i wsta.
- Dlaczego to zrobie, do cholery? - spyta kierowca trzymajcy pistolet.
- Teraz nie musimy go ju grzeba - wyjani z umiechem Tanner. - Kremacja jest
rwnie dobra, a poza tym ju po wszystkim.
- Moge nas wszystkich pozabija, gdyby te dziaka i te wyrzutnie rakiet byy
skierowane w nasz stron!
- Nie byy. Widziaem.
- Odamki mogy... Ach, rozumiem. Podnie swj karabin, chopie i trzymaj go luf w
d. Wyjmij z niego wszystkie naboje i w je do kieszeni. Tanner bez ocigania wykonywa
wszystkie polecenia.
- Chciae si nas wszystkich pozby, tak? Potem mgby si urwa i ruszy wasn
drog, tak jak ju tego prbowae wczoraj. Nie mam racji?
- Pan to powiedzia. Mister, nie ja.
- Mnie si wydaje, e mam racje. Gwno ciebie obchodzi, e cay Boston wykituje, no
nie?
- Mj karabin ju rozadowany - powiedzia Tanner.
- No to wracaj do swego cholernego grata i ruszaj! Przez ca drog bd jecha za
tob! Tanner odwrci si i poszed w stron swojego samochodu. Sysza jak mczyni
spieraj si o co
za jego plecami, ale by pewien, e go nie zastrzel. Gdy mia si ju wspi do
kabiny dostrzeg ktem
oka cie i odwrci si szybko. Za nim sta czowiek
imieniem Greg. Zjawi si tu cicho jak duch.
- Chcesz, ebym troch poprowadzi? - spyta Tannera bezbarwnym gosem.
- Nie, odpocznij. Trzymam si jeszcze nieze. Moe pniej, po poudniu, o ile
bdziesz si czu na siach.
Mczyzna skin gow i obszed samochd dookoa. Wsiad z drugiej strony i
natychmiast rozoy swj fotel.
Tanner zatrzasn drzwiczki od swojej strony i zapuci silnik. Usysza jak wcza si

klimatyzator.
- Zechciaby go naadowa i pooy z powrotem na pk? - powiedzia wrczajc
Gregowi karabin i amunicje. Tamten skin potakujco gow. Tanner nacign rkawice i
powiedzia:
- W lodwce jest peno napojw. Niewiele wicej.
Greg ponownie skin gow. Po chwili usyszeli jak rusza samochd numer trzy.
- No to odjazd - powiedzia Tanner, wrzuci bieg i zdj nog ze sprzga.

VI

Po trzydziestu minutach jazdy, czowiek imieniem Greg odezwa si do Tannera:


- Czy to prawda, co mwi Marlowe?- spyta.
- Co za Marlowe?
- Ten, ktry prowadzi drugi wz. Czy prbowae nas zabi? Naprawd chciae
nawia? Czart rozemia si.
- Naprawd - odpar.
- Dlaczego?
Czart zwleka minut z odpowiedzi.
- A dlaczego nie miabym tego zrobi? - powiedzia w kocu. - Niespieszne mi do
umierania. Chciabym jeszcze troch poy, zanim wybior si na tamten wiat.
- Jeli nie dojedziemy, to wymrze poowa ludzi na kontynencie - powiedzia Greg.
- Gdybym ju mia wybiera oni czy ja, wolabym raczej, eby to byli oni.
- Zastanawiam si czasem skd si bior tacy ludzie jak ty.
- Stamtd co i wszyscy. Mister. Najpierw jest chwila przyjemnoci dla dwojga ludzi, a
potem zaczynaj si kopoty.
- Co oni d w ogle zrobili, Czart?
- Nic. A co oni w ogle zrobili dla mnie? Nic. Nic. Co im jestem duny? To samo.
- A dlaczego skopae tam w garau swojego brata?
- Bo nie chciaem, eby pakowa si w taki mierdzcy interes jak ten i nadstawia
karku. Poamane ebra sobie wykuruje. mier to bardziej przewleka dolegliwo.
- Nie o to pytaem. Chciaem wiedzie, co de obchodzi czy on zginie, czy nie?
- Obchodzi mnie, bo to dobry chopak. Chyba jednak co czuje do tej dzierlatki i nie
potrafi trzewo myle.

- Dalej nie rozumiem, po co si w to wtrcie?


- Mwiem ju. Jest moim bratem i dobry z niego chopak. Lubi go.
- Jak to moliwe?
- Ech, do diaba! Duo razem przeszlimy i basta! O co ci chodzi? Bawisz si w
psychoanalityka?
- Chciaem tylko wiedzie, nic wicej.
- No to teraz wiesz. Jak ju chcesz gada, to mwmy o czym innym, w porzdku?
- Okay. Kiedy ju tedy jechae, tak?
- Tak, jechaem.

- A bye jeszcze dalej na wschd?


- Przejechaem ca tras, a do Missus Hip.
- Znasz miejsce, w ktrym mona by si przez ni przeprawi na drug stron?
- Chyba tak. Most w Saint Louis cigle stoi. .
- To dlaczego nie przejechae przez niego jak ju tam bye?
- Nie wygupiaj si. Jest zakorkowany samochodami penymi kociotrupw. Szkoda
byo fatygi, eby ;o oczyci.
- po co w ogle pojechae tak daleko?
- eby zobaczy jak tam jest. Nasuchaem si tych wszystkich opowiada...
- No i jak tam byo?
- Jeden wielki burdel. Wypalone rdmiecia, wielkie kratery, oszalae zwierzta,
troch ludzi...
- Ludzi? To ludzie jeszcze tam yj?
- Jeli mona ich nazwa ludmi. S zdziczali i zamknici w sobie. Ubieraj si w
jakie achmany albo w skry zwierzt, albo chodz nago. Rzucali we mnie kamieniami,
dopki dwch nie zastrzeliem. Potem zostawili mnie w spokoju.
- Dawno to byo?
- Sze, moe siedem lat temu. Byem wtedy prawie dzieciakiem.
- Jak to si stao, e nigdy nikomu o tym nie opowiadae?
- Opowiadaem. Paru kumplom. Nikt inny nawet mnie nie zapyta. Zamierzalimy
wybra si tam, porwa par dziewczyn i przywie je z powrotem, ale wszyscy skrewili.
- A co bycie z nimi zrobili? Tanner wzruszy ramionami.
- Licho wie. Chyba bymy je sprzedali.
- Tak, wiem. Trudnilicie si tym na Barbary Coast - znaczy si, sprzedawalicie ludzi,
prawda? Tanner ponownie wzruszy ramionami.
- Owszem - odpar. - Przed Wielk Obaw.
- A jak ci si udao uj z niej z yciem? Mylaem, e oczycili cay rejon.
- Siedziaem - odpar Tanner. - N.B.R."
- Co to znaczy?
- Napad z Broni w Rku.
- A co robie, kiedy ci wypucili? - Daem si zresocjalizowa. Dostaem robot przy
przewoeniu poczty.
- A tak, syszaem o tym. Nie wiedziaem tylko, e to bye ty. Niele si
zapowiadae. Pracowae dobrze i awans miae ju w kieszeni. Potem skopae swojego

szefa i wylali de z pracy. Jak do tego doszo?


- Czepia si cigle mojej przeszoci i mojej starej bandy z Barbary Coast. Pewnego
dnia powiedziaem mu wreszcie, eby si odczepi, a on rozemia mi si w twarz. No to mu
przyoyem acuchem. Jak upad, wybiem mu kopniakiem przednie zby. Zrobibym to
jeszcze raz.
- To niedobrze.
- Byem najlepszym kierowc, jakiego mia. To bya jego strata. Nikt oprcz mnie nie
dojedzie do Albuquerque. Nawet dzisiaj. Nie dojedzie, o ile nie bdzie na gwat potrzebowa
forsy.
- Chyba lubie swoj prace, skoro j wykonywae?
- Tak. Lubi prowadzi.
- Powiniene poprosi o przeniesienie, kiedy ten facet zacz ci wierci dziur w
brzuchu.
- Wiem. Jeliby si to zdarzyo dzisiaj, to tak bym prawdopodobnie zrobi. Wciekem
si. Wciekaem si wtedy duo szybciej ni teraz. Teraz jestem chyba duo cwaszy ni
wtedy.
- Gdyby udao ci si teraz dojecha i jeli wrciby potem do domu, to mgby
dosta z powrotem te prace. Wziby j?
- Po pierwsze - odpar Tanner - nie wierze, e dojedziemy, po drugie, jeli nam si to
nawet uda i w tym miecie bd jeszcze ludzie, to raczej zostan tam ni wrc. Greg pokiwa
gow.
- Sprytnie. Byby tam bohaterem. Nikt nie znaby twojej przeszoci. Kto mgby ci
sprowadzi na dobr drog.
- Do diaba z bohaterami - powiedzia Tanner.
- Co do mnie, to wracam, jeli dojedziemy.
- Poeglujesz wok przyldka Horn?
- Tak.
- To moe by zabawne. A po co wracasz?
- Mam star matk i kup braci i sistr na utrzymaniu. Zostawiem tam te
dziewczyn. Tanner rozjani ekran, bo niebo zaczynao ciemnie.
- Jaka jest twoja matka?
- adna jak lady. Wychowywaa nas omioro. Cierpi teraz na artretyzm.
- A jaka bya, kiedy bye dzieciakiem?
- W dzie pracowaa, ale gotowaa nam posiki i czasem daa po cukierku. Uszya nam

duo ubra. Opowiadaa nam jak byo przed wojn. Graa z nami w rne gry i czasem
kupowaa nam zabawki.
- A co z twoim starym?
- Niele sobie popija, czsto zmienia prace, ale nigdy za bardzo nas nie bi. By w
porzdku. Przejecha go samochd, gdy miaem dwanacie lat.
- I teraz ty utrzymujesz wszystkich?
- Tak. Jestem najstarszy.
- A gdzie pracujesz?
- Przyszedem na twoje miejsce. WO poczt do Albuquerque
- artujesz.
- Nie.
- Niech mnie cholera! Kierownikiem jest stale Gorman?
- Poszed na rent w zeszym roku. Niezdolno do pracy.
- A jak jedzie do Albuquerque, to bye kiedy w barze, ktry nazywa si U
Pedra"?
- Byem.
- Maj tam jeszcze tak blondyneczk, ktra gra na pianinie? Nazywa si Margaret?
- Nie.
-O...
- Maj tam teraz jednego faceta. Taki grubas. Nosi wielki piercie, na palcu lewej
rki. Tanner pokiwa gow i zmieni bieg. Pieli si teraz pod strome wzniesienie.
- Jak z twoj gow? - spyta Grega, gdy dotarli do szczytu i zaczli zjeda w d
przeciwlegym zboczem.
- Niele. Wezm dwie twoje aspiryny.
- Czujesz si na siach, eby za chwile poprowadzi?
- Jasne, mog prowadzi.
- No to dobrze. - Tanner nacisn klakson i zahamowa. - Jed jakie sto mil wedug
kompasu, a potem mnie obud. Zgoda?
- Dobrze. Mam na co szczeglnie uwaa?
- Na we. Par ju pewnie widziae. Nie najed na nie, eby nie wiem co.
- W porzdku.
Zamienili si miejscami i Tanner rozkadajc swj fotel zapali papierosa. Wypali
tylko poow, zgnit niedopaek o podog i zapad w sen.

VII

Gdy Greg obudzi go, bya ju noc.- Tanner zakaszla, popi odrobin lodowatej wody
i przeczoga si do latryny. Po wyjciu z niej. zaj miejsce w fotelu kierowcy, sprawdzi
licznik przebytych mil i spojrza na kompas. Skorygowa kurs.
- Jak dobrze pjdzie, to przed witem bdziemy w Salt Lak City - zawyrokowa. Nie wpakowae si w jakie kopoty?
- Nie. Poszo gadko. Widziaem par wy, ale ominem je z daleka. To wszystko.
Tanner chrzkn i wrzuci bieg.
- Jak si nazywa ten facet, ktry przynis wiadomo o epidemii?
- Brady, czy Brody - co w tym .rodzaju - odpar Greg.
- Na co umar? Mg przecie przywlec zaraz do L.A.

' Greg

potrzsn gow.
- Nie. Jego samochd zosta uszkodzony, a on sam by cay pogruchotany i przez du
cze drogi wystawiony na dziaanie promieniowania. Spalili jego ciao i samochd, a kady
kto si z nim styka, dosta zastrzyk Haffikiny.
- Co to takiego?
- Wanie j wieziemy. Antyserum Haffikina. To jedyny preparat, ktry moe zapobiec
rozszerzaniu si epidemii. Kiedy przed dwudziestu laty grasowaa na naszym terenie,
mielimy Haffikine pod rk i zachowalimy rodki, aby szybko wyprodukowa jej wicej.
Boston o to nie zadba i teraz cierpi.
- To mi wyglda na co w rodzaju gupoty ze strony jednego z dwch pastw
istniejcych jeszcze na tym kontynencie, a moe i na caym wiecie. eby nie zadba o siebie
wiedzc, e my to mamy. Greg wzruszy ramionami.
- Chyba masz racje, ale stao si. Robili ci przed zwolnieniem jakie zastrzyki? .
- Tak.
- A wiec to byo wanie to.
- Zastanawiam si, w ktrym miejscu ich kierowca przeprawi si przez Missus Hip?
Nie powiedzia tego, co?
- W ogle mao co mwi. Wikszo tej historii wyczytali z listu, ktry mia przy
sobie.
- To musia by po byku kierowca, jeli przejecha Alej.
- Tak. Nikt tego chyba przedtem nie dokona, co?
- Ja przynajmniej nic o tym nie wiem.

- Chciabym pozna tego gocia.


- Ja te.
- Dobrze, e nie mamy cznoci radiowej przez cay kraj, jak to byo dawniej.
- Dlaczego?
- Wtedy nie musiaby jecha, a my moglibymy bada ca tras, eby stwierdzi, czy
w ogle da si ni przejecha. Wszyscy mogliby tam przez ten czas powymiera.
- Masz orzech do zgryzienia. Mister. Za dzie, czy co koo tego, znajdziemy si w
punkcie, z ktrego trudniej bdzie wrci ni jecha dalej. Tanner wyregulowa ekran, po
ktrym przesuway si jakie ciemne ksztaty.
- Popatrz na to!
- Nic nie widz.
- Za noktowizory.
Greg nasun na oczy gogle noktowizyjne i utkwi wzrok w ekranie.
Nietoperze. W powietrzu szyboway olbrzymie nietoperze, przelatujc nad
samochodem czarnymi chmurami.
- Musz by ich setki, moe tysice...
- Chyba tak. Zdaje si, e jest wicej ni kilka lat temu, kiedy tedy jechaem. Musz
si wylga w Carisbad.
- W L.A. nigdy ich nie widzimy. Moe s nieszkodliwe?
- Kiedy ostatni raz byem w Salt Lak, syszaem gadki, e wiele z nich jest
wciekych. Kto musi si tym wreszcie zaj - one, albo my.
- Jeste rwny facet. Dobrze si z tob jedzie, wiesz? Tanner zachichota i zapali
papierosa.
- Moe zrobiby nam jakiej kawy? - powiedzia. - A co do nietoperzy, to s to
bydlaki, ktrych mog si ba nasze dzieci, jeli jakie mamy.
Greg napeni ekspres do kawy i wsun wtyczk w tablice rozdzielcz. Po chwili
ekspres zacz dudni i sycze.
- A to co, u diaba? - zdziwi si Tanner i gwatownie zahamowa. Drugi samochd
zatrzyma si o sto jardw za nimi. Tanner podnis mikrofon i powiedzia:
- Wz numer trzy! Co to wedug ciebie jest? - Czeka.
Obserwowa je: niebotyczne, stokowate bki, wirujce miedzy niebem, a ziemi,
chyboczce si na boki, przesuwajce tam i z powrotem w odlegoci mili przed nimi. Byo
ich czternacie albo pitnacie. To stay prosto i nieruchomo jak filary, to znw taczyy
jakiego diabelskiego walca. Wwiercay si w ziemie i zasysay w siebie ty py. Otaczaa

je leciutka mgieka. Ponad i poza nimi gwiazdy byty przymione albo nie byo ich wcale.
Greg szeroko otwartymi oczami wpatrywa si w ekran.
- Syszaem o trbach powietrznych, o tornadach - wielkich wirach powietrza. Nigdy
ich nie widziaem, ale tak wanie mi je opisywano. Radio zatrzeszczao i przemwio
przytumionym gosem czowieka nazwiskiem Marlowe:
- Gigantyczne, pyowe diaby. Wielkie obrotowe burze piaskowe. Myl, e wszystko
co napotykaj po drodze, wsysaj do pasa mierci, bo nie widz, eby co opadao z
powrotem na d.
- Widziae kiedy cos podobnego?
- Ja nie, ale mj pomocnik mwi, e widzia. Mwi, e lepiej bdzie wysun supy
kotwiczne i zosta tu na miejscu. Tanner nie odpowiedzia od razu. Patrzy na tornada, ktre
zdaway si powiksza.
- Przejd tedy - stwierdzi w kocu. - Nie jestem za tym, eby si tu zatrzyma i
czeka, a mnie porw. Chce zachowa zdolno manewru. Jad przez nie.
- Nie radz ci.
- Nikt ciebie nie pyta, Mister, a jeli masz cho troch oleju w gowie, to zrobisz to
samo.,
- Moje rakiety s wycelowane w ty twojego wozu. Czart.
- I tak ich nie odpalisz - nie za takie co. Przecie to ja mog mie racje, nie ty. A poza
tym jest tu jeszcze Greg. Zapada chwila milczenia, mcona zakceniami elektrostatycznymi.
- Okay, wygrae Czart - odezwa si wreszcie Marlowe. - Jedz, a my popatrzymy. Jak
ci si uda, ruszymy za tob, a jak nie, zostaniemy tu, gdzie stoimy.
- Wystrzel flar, gdy przedostan si na drug stron - powiedzia Tanner. - Gdy j
zobaczycie, zrbcie to samo, okay?
Przerwa poczenie i spojrza przed siebie, oceniajc wzrokiem ogromne, czarne,
rozdte u wierzchokw kolumny. Z burzy, ktr podtrzymyway, spyno kilka wietlnych
rozbyskw, ale przestrze pomidzy ciemnymi, obracajcymi si w zawrotnym tempie
pniami bya cigle zasnuta mgiek.
- Id na nas - powiedzia Tanner, przeczajc reflektory na najwiksz moliw
jasno. - Zapnij pasy, chopcze.
Greg usucha go. Pojazd z chrzstem ruszy naprzd.
Tanner zapi swj pas bezpieczestwa i prowadzi wz powoli w kierunku czarnych
supw. W miar jak si do nich zbliali, filary chwiejc si rosy w oczach. Byo teraz
sycha agresywny piewny dwik - pie wichrowego chru.

Min pierwszy w odlegoci trzydziestu jardw i skrci w lewo, aby zej z drogi
temu, ktry tkwi naprzeciw i bezustannie pcznia. Kiedy go wymin, natkn si na
nastpny i skrci jeszcze bardziej w lewo. Przed sob dostrzeg wiermilowy pas wolnej
przestrzeni biegncy nieco w prawo. Doda gazu i pojecha szybciej, przemykajc po drodze
miedzy dwoma wieami wznoszcymi si ku niebu niczym ebonitowe filary. Gdy je mija, o
mao nie wyrwao mu kierownicy z rk. Mia wraenie, e znalaz si w centrum trwajcego
wiecznie uderzenia gromu. Skrci w prawo i przyspieszajc jeszcze bardziej, omin
nastpn kolumn.
Gdy to uczyni, ujrza przed sob siedem kolejnych. Przemkn na penym gazie
miedzy dwiema i objecha trzeci. Wtedy kolumna, ktra zostaa za nim, ruszya gwatownie
z miejsca, uniemoliwiajc mu skrt w prawo. Westchn ciko i skrci w lewo.
Otaczay go ostatnie cztery kolumny. Zahamowa gwatownie. Szarpniecie byo tak
silne, e pasy bezpieczestwa werny mu si w ramiona. Dwa z wirw powietrznych
zadray i ze straszliwymi przyspieszeniami ruszyy nagle do przodu. Jeden, przechodzc
przed mask, unis przd samochodu w gore.
Tanner wcisn do dechy peda gazu i przemkn miedzy dwoma ostatnimi. To by
koniec. Wszystkie czarne diaby zostay za nim.
- Przejecha jeszcze wier mili, potem zawrci, wjecha na mae wzniesienie i stan.
Wystrzeli flar.
Wisiaa przez jakie p minuty w powietrzu, niczym gasnca gwiazda.
Zapali papierosa i wytajc wzrok patrzy w kierunku, z ktrego przed chwil
nadjecha. Czeka.
Skoczy papierosa.
- Nic - powiedzia. - Moe jej nie dostrzegli poprzez te burze. Albo to my nie
zauwaylimy ich sygnau.
- eby tak byo - odezwa si Greg.
- Jak dugo chcesz czeka?
- Napijmy si kawy.

Mina godzina, potem dwie. Trby powietrzne zaczy si kurczy, a wreszcie


pozostay tylko trzy z tych smuklejszych. W kocu i one odleciay na wschd, ginc z pola
widzenia. Tanner wystrzeli nastpn flar. Odpowiedzi nadal nie byo.

- Pojedmy lepiej z powrotem i poszukajmy ich - odezwa si Greg.


- Okay.
Pojechali z powrotem.
Nie znaleli tam jednak nic. Nic, co wiadczyoby o losie samochodu numer trzy.
Zanim zakoczyli poszukiwania, na wschodzie zaczo wita. Tanner zawrci, sprawdzi
wskazanie kompasu i ruszy na pnoc.
- Kiedy, wedug ciebie bdziemy w Salt Lak? - spyta po dugiej chwili milczenia
Greg.
- Za jakie dwie godziny.
- Bae si jak przejedalimy przez to wistwo?
- Nie, ale potem nie czuem si najlepiej. Greg pokiwa gow.
- Moe chcesz, ebym znowu poprowadzi?
- Nie. I tak nie mgbym zasn. Zatankujemy w Salt Lak i moemy tam co
przeksi, kiedy mechanicy bd sprawdzali wz. Potem docign do dobrej drogi i bdziesz
mg mnie zmieni, a ja si zdrzemn.
Niebo byo znowu purpurowe, a czarne pasma poszerzay si. Tanner zakl i
przyspieszy. Bluzn pomieniem z miotacza zamontowanego pod spodem wozu do dwch
nietoperzy, ktre postanowiy dokona przegldu pojazdu. Spady na ziemie i zostay z tyu, a
Tanner przyj od Grega kubek gorcej kawy.

VIII

Gdy wczesnym rankiem dotarli do Salt Lak City, niebo byo tak ciemne, i wydawa
si mogo, e to ju wieczr. John Brady - tak wanie brzmiao jego nazwisko - przejeda
tedy kilka dni wczeniej i miasto przygotowane byo na przyjcie samochodu z Los Angeles.
Na ulice wylega wikszo z dziesiciu tysicy mieszkacw i zanim Czart i Greg zeskoczyli
z kabiny na ziemie, po zatrzymaniu si w pierwszej napotkanej stacji obsugi, maska wozu
numer dwa bya ju otwarta i nad silnikiem pochylao si trzech mechanikw.
Zrezygnowali ze spoycia posiku w wozie restauracyjnym, zaparkowanym po drugiej
stronie ulicy, gdy zbyt wielu ludzi zarzucio ich zbyt wieloma pytaniami, kiedy tylko ruszyli
si na krok poza bram garau. Wycofali si szybko z powrotem i posali kogo po jajecznice
na bekonie i tosty.
Po skoczonym przegldzie, samochd wytoczy si na ulice i przyspieszajc odjecha
na wschd, egnany przez wiwatujce tumy.
- Moglimy napi si piwa - westchn Tanner. - Diabli nadali! Pdzili teraz wzdu
czego, co dawniej byo Tras U.S. 40. Tanner przekaza Gregowi kierownice i wycign si
w pasaerskiej czci kabiny. Niebo nad nimi nieustannie ciemniao, nabierajc powoli
wygldu, ktry miao poprzedniego dnia w LA.
- Moe uda nam si przed ni uciec - powiedzia Greg.- Miejmy nadzieje. Na pnocy
pojawio si niebieskie pulsowanie, przeradzajc si stopniowo w byszczc zorze. Niebo
nad nimi byo teraz niemal czarne.
- Gazu! - krzykn Tanner. - Gazu! Tam przed nami jest pasmo wzgrz! Moe
znajdziemy jaki nawis skalny albo jaskini.
Ale burza rozptaa si zanim dotarli do wzgrz, najpierw spad grad, potem nieg, w
kocu z nieba zaczy sypa si wielkie gazy i prawy skaner przesta dziaa. Karoserie
sieky tumany piasku. Nagle z gry lunety na nich kaskady wody. Silnik zacz przerywa i
krztusi si.
Kiedy dotarli wreszcie pod oson wzgrz, burza szalaa ju na dobre. W skalistej
dolince znaleli zaciszne miejsce, gdzie ciany sterczc stromo do przodu, osabiay znacznie
si tej wiatro-piaskowo-pyowo-skalno-wodnej burzy. Siedzieli tam w miar bezpieczni, a
wok zawodzi i hucza wiatr. Palili papierosy i suchali.
- Nie damy rady - powiedzia Greg. - Miae racje. Wydawao mi si. e mamy szans.
Teraz ju wiem, e ich nie mamy. Wszystko sprzysigo si przeciwko nam, nawet pogoda.
- Mamy szans - powiedzia Tanner. - Moe niezbyt realn, ale jak dotd dopisywao

nam szczcie. Nie zapominaj o tym. Greg splun do pojemnika na odpadki.


- Skd ten przypyw optymizmu? I to u ciebie?
- Bytem wtedy wcieky i gadaem co mi lina na jeyk przyniosa. Zreszt nadal
jestem zy, ale czuj, e szczcie mi sprzyja. Greg rozemia si.
- Do diaba ze szczciem. Zobacz co si tam dzieje - powiedzia.
- Widz - odpar obojtnie Tanner. Tego grata przystosowano do takich warunkw i na
razie spisuje si dobrze. Poza tym, tu gdzie stoimy, burza pokazuje tylko dziesi procent
tego, co potrafi.
- Okay, ale co to za rnica? To moe potrwa par dni.
- No to poczekamy.
- Jak bdziemy za dugo czeka, to nawet te dziesi procent moe nas zmiady. Jak
bdziemy za dugo czeka i jeli nawet nas nie zmiady, to nie bdzie ju po co jecha dalej.
A sprbuj si std ruszy, to rozgniecie nas na placek.
- Zamontowanie nowego skanera zajmie mi dziesi, najwyej pitnacie minut.
Mamy zapasowe oczy". Jeli burza potrwa duej ni sze godzin, to ruszamy. Niech si
dzieje co chce.
- Kto tak mwi?
- Ale dlaczego? Przecie to ty z takim zapaem bronie si przed nadstawianiem
wasnego karku. Co to si stao, e ni z tego ni z owego chcesz ryzykowa? Co innego ja.
Tanner zacign si dymem.
- Duo mylaem - powiedzia po chwili i zamilk.
- O czym? - spyta Greg.
- O tych ludziach z Bostonu - odpar Tanner. - Moe to warto. Sam nie wiem. Nic
nigdy dla mnie nie zrobili, ale do diaba, lubi dziaa i cholera mnie bierze, gdy widz jak
cay wiat umiera. Poza tym, chciabym zobaczy Boston. Po prostu zobaczy jak wyglda.
To moe by nawet zabawne - zosta bohaterem. Chociaby po to, eby przekona si na
wasnej skrze jak to jest. Nie zrozum mnie le. Nie dabym zamanego grosza za nikogo
stamtd. Szlag mnie tylko trafia, jak sobie pomyle, e wszystko moe si sta takie, jak ta
Aleja - wypalone, przewrcone do gry nogami i pene gwna. Zaczem myle, jak
stracilimy drugi wz w tym tornadzie. Nie chciabym widzie jak wszyscy gin w ten sposb
- jak wszystko tak ginie. Cigle jeszcze mog nawia, jak nadarzy mi si dobra okazja.
Mwi ci tylko, co teraz czuje. Skoczyem.
Greg odwrci gow i rozemia si, nieco serdeczniej ni zwykle.

- Nigdy ci nie podejrzewaem o takie gbie filozoficzne.


- Ja siebie te. Zmczyem si. Opowiedz mi lepiej o swoich braciach i siostrach, co?
- Okay.
Cztery godziny pniej, gdy burza stracia na sile i spadajce z nieba gazy zastpi
py, a deszcz przerodzi si w mg, Tanner wymieni prawy skaner i ruszyli przez Park
Narodowy Gr Skalistych. Mga i unoszcy si w powietrzu kurz przez cay dzie
ograniczay widoczno. Tego wieczora okryli ruiny Denver. Potem Tanner zmieni Grega
za kierownic i poprowadzi samochd w stron terenw zwanych kiedy Kansas.
Jecha ca noc. O wicie niebo byo czystsze ni w cigu poprzednich dni. Pozwoli
Gregowi chrapa, a sam, siorbic kaw, zabra si do porzdkowania swoich myli.
Gdy tak siedzia z domi na kierownicy pdzcego samochodu i z-uaskawieniem w
kieszeni, ogarn go dziwny nastrj. Z tyu, za samochodem unosiy si tumany kurzu. Niebo
miao barw pczka ry, a czarne bruzdy znowu si skurczyy. Przypomnia sobie opowieci
o dniach, kiedy spady pociski, obracajc w perzyn wszystko, oprcz rejonw pooonych na
pnocnym wschodzie i poudniowym zachodzie; o dniach, kiedy zerway si wichry, zniky
chmury, a niebo stracio swj bkitny kolor; o dniach, kiedy zniszczony zosta Kana
Panamski i przestao dziaa radio; o dniach, po ktrych samoloty nie mogy ju lata.
aowa tego, bo zawsze chcia lata, wysoko jak ptak, nurkujc i wzbijajc si w gr.
Poczu chd. Ekrany miay teraz przezroczysto krysztau i wyglday jak sadzawki
zabarwionej wody. Gdzie przed nim, daleko, daleko przed nim leao co, co byo moe
jedynym, poza Los Angeles, wikszym skupiskiem ludzkim, jakie nosi jeszcze na swych
barkach wiat. Jeli zdoa dotrze tam na czas, moe je ocali. Rozejrza si wok. Zobaczy
skay, piasek i cian rozwalonego garau, ktry w jaki niewyjaniony sposb znalaz si na
grskim zboczu. Dugo jeszcze pozosta mu w pamici, chocia dawno go ju min.
Pogruchotany, zapadnity, na wp zasypany gruzem przypomina monstrualn, zmursza
czaszk, ktr nosiy kiedy ramiona olbrzyma. Cisn mocniej peda gazu, chocia ten
doszed ju do oporu. Chwyciy go dreszcze. Niebo pojaniao, ale nie regulowa ekranu.
Dlaczego to musia by on? Przed sob, nieco po prawej, dostrzeg gste kby dymu.
Podjedajc bliej zobaczy, i wydobywa si on z gry o citym wierzchoku, na miejscu
ktrego uwi sobie gniazdo ogie. Skrci gwatownie w lewo, zbaczajc na wiele, wiele mil z
trasy, ktr wczeniej obra. Ziemia draa od czasu do czasu pod koami. Wok opaday
popioy, ale dymicy stoek zosta ju daleko z tyu i by ledwo widoczny na prawym ekranie.
Zastanawia si nad dniami, ktre ju przeminy, i nad tym co mu przyniosy. Jeli uda mu

si przejecha, zadecydowa, poduczy si troch historii. Par do przodu, mijajc kaniony jak
z obrazka, przeprawiajc si przez pytkie rzeki. Nikt go nigdy przedtem nie prosi, eby
zrobi co wanego i mia nadzieje, e nikt ju nigdy tego nie uczyni. Teraz jednak czu, e
potrafi tego dokona. Chcia tego dokona. Wok, ponc, dymic, drc, leaa Aleja
Potpienia i jeli nie uda mu si jej pokona, umrze p wiata, a podwoj si szans, e
pewnego dnia cay wiat stanie si tak Alej. Greg cigle spa. Spa snem czowieka
wyczerpanego fizycznie i psychicznie. Tanner przymruy oczy, zagryz wargi i nie dotkn
hamulca nawet wtedy, gdy zauway sunc po grskim zboczu kamienn lawin. Zdoa j
omin i odetchn. Ten rozdzia by ju dla niego zamknity. Wyszed bez jednego
zadrapania. Jego umys by powikszajcym si pcherzem o ciankach niczym rejestrujce
wszystko wok ekrany. Poczu prd powietrza i nacisk wywierany przez peda gazu na jego
stop. Zascho mu w gardle, ale to nie miao znaczenia. Kciki oczu kleiy si, nie otar ich
jednak. Pdzi przez zryte kraterami rwniny Kansas i wiedzia ju, e wczu si cakowicie w
swoj role i e mu ona odpowiada. Denton, niech go licho, mia racje. Trzeba byo to zrobi.
Zatrzyma si nad krawdzi przepaci, a potem skierowa si na pnoc. Trzydzieci mil dalej
urwisko skoczyo si, zawrci wiec i pojecha z powrotem na poudnie. Greg mamrota co
przez sen. Brzmiao to jak przeklestwo. Tanner powtrzy je cicho kilka razy i kiedy tylko
natkn si na paski teren, wykrci znowu na wschd. Soce stao wysoko na niebie i
Tanner mia wraenie, e unosi si lekki jak pirko w jego promieniach ponad brzow
ziemi, podzioban tu i wdzie zielonymi szpilkami kiekujcych rolin. Zacisn zby i
wrci mylami do Denny'ego, ktry lea teraz niewtpliwie w szpitalu. Lepiej, e jest tam
ni w miejscu, do ktrego odeszli jego niedawni wsptowarzysze. Mia nadzieje, e
pienidze, o ktrych mu powiedzia, cigle jeszcze tam s. Poczu nagle narastajcy bl w
okolicy karku i ramion i dopiero teraz uwiadomi sobie jak kurczowo ciska kierownice.
Zamruga oczyma i wzi gboki oddech. Bolay go gaki oczne. Zapali papierosa. Nie
smakowa mu, pyka go jednak dalej nie zacigajc si. Popi troch wody i przyciemni
wsteczny ekran, na ktrym byszczao zachodzce soce. Wtedy wanie usysza dwik,
przypominajcy odlegy grzmot pioruna i to ponownie obudzio jego czujno. Poprawi si w
fotelu i zdj nog z pedau gazu.
Zwolni, zahamowa i stan. Zobaczy je. Siedzia nieruchomo i patrzy jak
przechodziy o jakie p mili przed nim.
Monstrualnej wielkoci stado bizonw przecinao drog, ktr jechali. Zanim
przeszy, mino p godziny. Ogromne, cikie, czarne, o spuszczonych bach, ryjc
kopytami gleb pdziy z oguszajcym grzmotem, ktry z czasem przetoczy si na pnoc,

cich, cich, a zamar w oddali.


Kurtyna wzniesionego ich kopytami kurzu cigle jeszcze wisiaa w powietrzu.
Tanner zanurzy si w ni, wczajc reflektory.
Zastanawia si, czy zay tabletk pobudzajc, ale zrezygnowa z tego. Greg mg
si niebawem obudzi. Nie mgby zasn, gdy zmieni si za kierownic.
Jecha teraz wzdu autostrady. Nawierzchnia wygldaa na niele zachowan,
wprowadzi wiec samochd na szos i popdzi dalej. Po pewnym czasie min wyblaky
drogowskaz goszcy: TOPEKA-110 MIL".
Greg-ziewn i przecign si. Przetar piciami oczy, dotkn czoa, ktre po
prawej stronie byo spuchnite i pociemniae.
- Ktra godzina? - spyta.
Tanner ruchem gowy wskaza zegar na tablicy rozdzielczej.
- Rano, czy po poudniu?
-Popoudniu.
- O Boe! Spaem prawie pitnacie godzin.
- Co koo tego.
- Cay czas prowadzie?
- Tak.
- Ty dojedziesz. Masz w sobie co z czarta. Pozwl, e przyjd do siebie. Za pi
minut de zmieni.
- Dobrze pomylane.
Greg przeczoga si na ty pojazdu.
W pi minut pniej Tanner dotar do peryferii wymarego miasteczka. Jecha gwn
ulic, wzdu ktrej stay pordzewiae wraki samochodw. Wikszo budynkw zapada si.
Niektre z odsonitych piwnic wypeniaa woda. Po jej powierzchni pyway paty tozielonej piany. Na rynku miejskim leay ludzkie szkielety. Nad rosncymi tam chwastami nie
growao ani jedno drzewo, stay jednak jeszcze trzy supy telefoniczne, z ktrych jeden,
pochylony do przodu, wlk za sob warkocz pozrywanych przewodw i przypomina
gigantyczny widelec, nioscy do ust nieistniejcego olbrzyma porcje czarnego spaghetti.
Wrd chwastw, na popkanym chodniku, stao kilka awek. Mijajc drug, Tanner
zauway siedzcy na niej szkielet czowieka. Drog zatarasowa mu przewrcony sup
telefoniczny, objecha wic budynek wkoo. Nastpna ulica zachowaa si nieco lepiej, jednak
wszystkie, wychodzce na ni witryny sklepw byty rozbite, a nagi manekin zastyg w
usunej pozie, wycigajc przed siebie kikut urwanej w okciu prawej rki. Na skrzyowaniu

gapiy si na Tannera lepe oczodoy wiate sygnalizacyjnych.


Skrcajc w nastpn przecznic, usysza, e Greg przesuwa si na przd samochodu.
- No, zmieniamy si - powiedzia, przystajc za Tannerem.
- Chc najpierw std wyjecha - odpar Tanner i patrzyli w milczeniu dopki wymare
miasto nie pozostao daleko za nimi. Dopiero wtedy Tanner zatrzyma wz.
- Jestemy o dwie godziny drogi od miejscowoci zwanej kiedy Topeka. Obud mnie,
jak wpakujesz si w jak kaba.
- Jak byo, kiedy spaem? Miae jakie kopoty?
- Nie - powiedzia Tanner, zamkn oczy i zacz chrapa. Greg prowadzi, majc za
plecami soce i zanim dojecha do Topeki zjad trzy kanapki z szynk, popijajc kubkiem
mleka.

IX

Obudzi Tannera wizg odpalanych rakiet. Przetar oczy, spdzajc sen z powiek i przez
prawie p minuty gapi si nieprzytomnym wzrokiem w przestrze.
Zewszd, niby gigantyczne, zesche licie, opaday koyszc si wielkie chmury.
Nietoperze, nietoperze, nietoperze. Byty wszdzie. Tanner sysza kwilenie, piski i skrobanie.
Raz po raz ktry z nich zderza si z samochodem.
- Gdzie jestemy? - spyta.
- W Kansas City. Peno ich tutaj - powiedzia Greg i odpali nastpn rakiet, ktra
wycia ognisty tunel poprzez spadajc na nich korkocigami hord.
- Oszczdzaj rakiety. Uyj miotaczy ognia - powiedzia Tanner, przeczajc
najbliszy siebie karabin na obsug rczn i wyostrzajc na ekranie krzy nitek celownika. Wal po nich we wszystkich kierunkach przez pi, sze sekund. Potem ja wchodz.
Trysn pomie, rozkwitajc pomaraczowo-kremowymi, ognistymi kwiatami. Gdy
zgas, Tanner zerkn na ekran i nacisn spust. Zamiata luf karabinu w prawo, w lewo i
znowu w prawo, dodajc do lecych na ziemi zwglonych cia nowe sztuki.
- Przejed po nich! - krzykn do Grega. Samochd, kiwajc si na boki, ruszy do
przodu. Pod koami chrupay rozgniatane trupy nietoperzy.
Tanner siek niebo seriami broni maszynowej, zarzucajc gradem pociskw nastpn
fal atakujcych z lotu nurkowego stworw.
W nagym rozbysku wystrzelonej w gr flary zobaczyli, e krc spiralami, zniaj
si ku nim miliony postaci o twarzach wampirw.
Tanner przeskakiwa od karabinu do karabinu i nietoperze spaday na ziemie jak
ulgaki.
- Hamuj i grzej z miotacza grnego! - krzykn i Greg wykona polecenie.
- Teraz na boki! Potem do przodu i do tyu!
Wszdzie wok paliy si ciaa, tworzc ju stos sigajcy poziomu maski
samochodu.
- Naprzd! - krzykn Tanner i Greg wrzuci pierwszy bieg. Parli przez sterty
zwglonych cia.
Tanner wystrzeli nastpn flar.
Nietoperze cigle byty w pobliu, ale kryy ju wyej. Tanner zaadowa karabiny i
czeka, lecz zmasowany atak wicej si nie powtrzy. Odda kilka strzaw na postrach do
paru przelatujcych obok stworw. Bitwa bya wygrana.

- Tam po lewej, to rzeka Missouri - odezwa si po dziesiciu minutach jazdy. - Jadc


wzdu jej brzegu, trafimy do Saint Louis.
- Wiem. Mylisz, e te bdzie pene nietoperzy?
- Chyba tak. Ale jeli nie bdziemy si za bardzo spieszy i dotrzemy tam za dnia, to
nie powinny sprawie nam kopotu. W Saint Louis moemy pomyle nad sposobem
przeprawienia si przez Missus Hip.
Ich oczy spoczy na ekranie wstecznym, gdzie na tle usianego bladymi gwiazdami
nieba, podkrelana blaskiem krwawego ksiyca, rysowaa si ponura sylwetka Kansas City miasta nietoperzy.
Jaki czas potem Tanner zasn ponownie. ni, e jedzie wolno na swym motocyklu
rodkiem szerokiej ulicy, a na chodnikach stoj tumy ludzi, ktrzy wiwatuj, gdy ich mija.
Zewszd rzucaj konfetti, ale kiedy dolatuje do niego, okazuje si, e to mokre, cuchnce
mieci. Dodaje gazu, ale motocykl zwalnia jeszcze bardziej, a ludzie obrzucaj go teraz
wyzwiskami, wykrzykuj obelgi, powtarzaj cigle jego imi. Harley zaczyna si chwia, ale
nie moe si podeprze nog, bo jego stopy s jak przyklejone. Motocykl zatrzymuje si i
przechyla na praw stron. Wie ju, e upadnie. Gdy ley na ziemi, tum rzuca si w jego
kierunku i ju wie, e zblia si koniec...
Obudzi go wstrzs i zobaczy rozcielajcy si wok niego poranek: byszczca
moneta porodku ciemnoniebieskiego obrusu i rzd szklanek wzdu krawdzi.
'
- No, jestemy - powiedzia Greg. - To Missus Hip. Tanner poczu si nagle bardzo
godny.
Po spoyciu posiku, skierowali si w stron mostu.

- Nie zauwayem adnego z twoich nagich ludzi z wczniami - powiedzia Greg. Moglimy oczywicie min ich po zapadniciu zmroku, jeli w ogle jacy tu jeszcze s.
- No i dobrze - odpar Tanner. - Oszczdzilimy troch amunicji.
Ich oczom ukaza si most, obwisy i ponury z wyjtkiem miejsc, gdzie soce zocio
liny, na ktrych by zawieszony. Rozciga si, nie przeamany, nad byszczc tafl wody.
Przedzierali si powoli w jego kierunku, torujc sobie drog przez zwalone gruzem ulice,
kluczc objazdami, gdy drog tarasoway rzdy rozbitych samochodw, sterty cegie ze
zburzonych budynkw, sigajce kanaw ciekowych wyrwy w chodnikach.
Pokonanie pmilowego odcinka zajo im dwie godziny i gdy dotarli do przyczka

mostu byo ju poudnie.


- Wyglda na to, e Brady mg przeprawi si tedy - powiedzia Greg, dostrzegajc
co w rodzaju przejcia przetartego pomidzy zawalajcymi most od przsa do przsa
wrakami. - Jak on to zrobi, wedug ciebie?
- Moe mia ze sob co do podnoszenia ich i wyrzucania za barierk. Tam pod
mostem, gdzie jest pytko, wystaje z wody par wrakw.
- Byy tu, jak ostatnio tedy przejedae?
- Nie wiem. Nie dotarem do samego mostu. Wdrapaem si tylko na to wzgrze, tam
za nami -powiedzia Tanner wskazujc ruchem gowy na ekran wsteczny.
- Tak. Std wydaje si, e zdoamy przejecha. Ruszamy.
Wjechali na most i rozpoczli mudn przepraw przez potn Missus Hip. Byy
momenty, gdy most trzeszcza pod ich wozem, wzdycha, jcza i czuli wtedy, e si porusza.
Soce zniao si ju ku zachodowi, a oni cigle przedzierali si naprzd, zadrapujc
botniki o krawdzie wrakw, uywajc skrzyde" jako pugw. Dopiero po trzech
godzinach, pomidzy filarami przsa, dostrzegli kraniec mostu.
Gdy koa samochodu dotkny wreszcie staego gruntu po drugiej stronie rzeki, Greg,
dyszc ciko, opad na oparcie fotela kierowcy i zapali papierosa.
- Chcesz troch poprowadzi. Czart?
- Dobra. Zamiemy si.
- Boe! Jestem wykoczony! - powiedzia Greg, rozwalajc si na siedzeniu w
pasaerskiej czci kabiny.
Tanner prowadza wz wrd ruin wschodniego Saint Louis, spieszc si, aby
wyjecha z miasta przed zapadniciem nocy. W miar jak posuwali si naprzd, poziom
promieniowania cigle wzrasta, a ulice byy coraz bardziej zawalone gruzem i popkane.
Sprawdzi licznik wskazujcy poziom promieniowania w kabinie. Odczyt by duo niszy od
dopuszczalnego.
Jazda przez zniszczone miasto zaja kilka godzin i kiedy soce zaszo z tyu, za
nimi, Tanner ujrza rozlewajc si znowu na pnocy niebiesk zorze. Niebo jednak
pozostawao czyste, usiane gwiazdami i nie widzia na jego Ue czarnych linii. Po duszym
czasie wzeszed rowy ksiyc i zawis przed nimi. Wczajc cich muzyk, Tanner
spojrza na Grega. Nie wygldao, eby mu przeszkadzaa.
Jego wzrok przycign przyrzd z tablicy rozdzielczej. Wskazanie poziomu
promieniowania cigle pio si w gr. Nagle, na przednim ekranie Tanner ujrza krater i
zatrzyma si.

Krater mia z p mili rednicy, a jego gbokoci nie dao si oceni.


Wystrzeli flar i w jej wietle przyjrza si mu przez lornetk teleskopow
Zdecydowa, e atwiej bdzie przejecha, kierujc si w prawo, skrci wiec w te
stron i rozpocz objazd.
Tu byo gorco! Bardzo, bardzo gorco! Spieszy si. Pdzi. Obserwujc rosnce
wskazanie licznika promieniowania, zacz si zastanawia: jak to byo wtedy, tego dnia, gdy
rozbyso tutaj malekie soce, zmagao si z tym na niebie i na chwile przymio je, a potem
powoli zaszo do swej nory w ziemi? Prbowa to sobie wyobrazi i udao mu si, potem
prbowa usun to z pamici i nie mg. Jak stumi pomienie, ktre pal si wiecznie?
Chciaby to wiedzie. Byo wtedy tyle miejsc, ktre mona byo odwiedza, a on lubi
podrowa. Jak to byo, kiedy czowiek mg sobie, gdy tylko chcia, wskoczy na motocykl
i pojecha do innego miasta? I nikt nie wylewa na niego z nieba kubw z pomyjami? Czu
si oszukany, co nie byo dla niego nowym uczuciem, ale teraz kl duej ni zwykle.
Objechawszy wreszcie krater, zapali papierosa i gdy wskazanie licznika
promieniowania zaczo znowu spada, umiechn si po raz pierwszy od miesicy.
Po przejechaniu wielu mil zobaczy falujce wszdzie wok wysokie trawy, a
niedugo potem ujrza pierwsze drzewa.
Byy z pocztku karowate i poskrcane, ale im bardziej oddala si od miejsca rzezi,
tym staway si wysze i prostsze.
Tam na rwninach Illinois, rosy drzewa, jakich nigdy przedtem nie widzia - wysokie
na pidziesit, szedziesit stp, smuke, przesaniajce gwiazdy.
Jecha pust, tward, szerok drog i wanie wtedy poczu, e chce ni tak jecha
zawsze - na Floryd, z jej bagnami, torfowiskami, gajami pomaraczowymi, piknymi
plaami i z Zatok Meksykask; a do zimnego, skalistego Przyldka, gdzie wszystko jest
szare i brzowe, gdzie fale rozbijaj si u podny morskich latami, gdzie sl pali ci w
nozdrza i gdzie s cmentarzyki, na ktrych koci le od wiekw, a stale jeszcze mona
odczyta nazwiska jakie nosiy, wyryte nad nimi w kamiennych nagrobkach; na poudnie
przez kraj, w ktrym jak mwi, trawa jest niebieska; potem wzdu potnej Missus Hip, a
do miejsca, gdzie si ona rozwidla i gdzie jest znowu Zatoka Meksykaska pena maych
wysepek, na ktrych dawni piraci ukrywali swoje upy, i przez poronite lasami gry, o
ktrych sysza:
Smokies, Ozarks, Poconos, Catskills; jecha tak przez lasy Shenandoah, zatrzyma si
tam, wynaj dk i wypyn ni na Zatok Chesapeake; zobaczy Wielkie Jeziora i
miejsce, w ktrym wody spadaj w d - Niagar. Jecha zawsze gwnymi drogami, eby

zobaczy wszystko, eby chon wiat. Tak. Moe nie wszdzie jest Aleja Potpienia.
Niektre z tych legendarnych miejsc musz nadal by czyste, nie skaone, tak jak kraina,
ktra leaa teraz wok niego. Poda jej godem, ogniem takim, jaki zawsze pon w jego
ldwiach. Rozemia si wtedy, bo wydao mu si, e moe to mie.
Muzyka graa cicho, moe zbyt rzewnie i wypenia go.

X
Nad ranem, cigle jadc szos, by ju na terenach noszcych niegdy nazw Indiana.
Zabudowania gospodarcze, ktre teraz mija, wyglday na niele zachowane i mogli w nich
nawet mieszka ludzie. Mia wielk ochot to sprawdzi, ale ba si zatrzyma. Po godzinie
jazdy, krajobraz zacz si degenerowa.
Trawy byy coraz nisze, coraz bardziej wysuszone, wreszcie zniky zupenie.
Gdzieniegdzie tylko nagiej gleby trzymao si kurczowo poskrcane drzewo. Poziom
promieniowania zacz znowu wzrasta i z oznak tych Tanner wywnioskowa, e zblia si
do Indianapolis, ktre jako dua metropolia, musiao ulec zniszczeniu.
No i nie myli si.
Aby je okry, musia zboczy z trasy daleko na poudnie. Wrci z powrotem na
szos w miejscowoci o nazwie Martinsville, aby tam przeprawi si przez White River.
Znalazszy si na drugim brzegu, ruszy na wschd i wtedy radio zatrzeszczao i przemwio
przytumionym gosem, powtarzajc wezwanie:
- Niezidentyfikowany samochd, zatrzyma si!
Tanner przeczy wszystkie skanery na zasig teleskopowy. Daleko przed sob, na
szczycie wzgrza, dostrzeg czowieka z lornetk i krtkofalwk. Nie potwierdzi odbioru
transmisji i pdzi dalej.
Gna rodkiem znajdujcego si w przyzwoitym stanie pasa autostrady, zwikszajc
stopniowo szybko z czterdziestu do pidziesiciu piciu mil na godzin, chocia protesty
opon kaleczonych o popkan nawierzchnie byty tak gone, e obudziy Grega.
Tanner nie odrywa wzroku od szosy, gotowy w kadej chwili do odparcia ataku, a
radio, goniej teraz, gdy zbliyli si do wzgrza, powtarzao bez ustanku wezwanie do
zatrzymania si i dao potwierdzenia odbioru.
Wszed w agodny zakrt kadc stop na hamulcu i nie odpowiadajc Gregowi, ktry
chcia wiedzie co si stao.
Ujrzawszy tarasujcy drog czog z wielkim dziaem skierowany wprost na niego,
zareagowa natychmiast.
Podczas gdy oczy szukay luki, ktr mgby si przelizn i znalazy j, prawa rka
odpalia trzy rakiety przeciwpancerne, lewa skrcia kierownice w stron przeciwn do ruchu
wskazwek zegara, a stopa spada ciko na peda gazu.
Czog wypali z dziaa, ale samochd by ju lewymi koami poza szos i podskakujc

na nierwnociach terenu pdzi poboczem, wzdu krawdzi przydronego rowu. Ognisty


pocisk chybi celu.
Ominwszy blokujcy drog czog, Tanner wprowadzi wz z powrotem na szos i
przyspieszajc pomkn przed siebie. cigay go serie z broni maszynowej. Greg posa po
jednym granacie na prawo i na lewo, a potem otworzy ogie z pidziesitek. Oddaliwszy si
na wier mili od zasadzki, Tanner, nie zmniejszajc szybkoci, podnis mikrofon,
powiedzia: Przepraszam za to co si stao. Hamulce mi nawaliy" i odwiesi go z powrotem.
Odpowied nie nadesza.
Gdy tylko znaleli si na otwartej przestrzeni, zapewniajcej dobr widoczno na
wszystkie strony, Tanner zatrzyma wz i za kierownic usiad Greg.
- Jak mylisz, skd mieli takie uzbrojenie?
- Kto ich tam wie.
- A dlaczego nas zatrzymywali?
- Nie wiedzieli co wieziemy... A moe chodzio im o nasz samochd.
- Psiakrew! Piekielny sposb sobie wynaleli, eby go zdoby.
- Jeli oni nie mogli go mie, to dlaczego my mielibymy go sobie zatrzyma?
- Znasz ich sposb mylenia, prawda?
- Znam.
- Masz, zapal.
Tanner skin gow i przyj od Grega papierosa.
- Byo gorco, co?
- Nie bd si spiera.
- ... Mamy jeszcze przed sob kawa drogi.
- Tak, i dlatego ruszajmy.
- Mwie niedawno, e nie wierzysz, e uda nam si dojecha.
- Zrewidowaem swoj opinie. Teraz myl, e dojedziemy.
- Po tym wszystkim przez co przeszlimy?
- Mimo wszystko przeszlimy przez to.
- Co nas jeszcze czeka na trasie?
- Tego nie wiem.
- - Ale z drugiej strony, wiemy czego moemy si spodziewa tam, skd
przyjechalimy. Wiemy teraz jak unikn wielu z tych niebezpieczestw. Tanner skin gow.
- Prbowae raz nawia. Teraz de za to nie winie.
- Zaczynasz si ba, Greg?

- Nic nie bd wart dla mojej rodziny jeli zgin.


- No to po co zgodzie si jecha?
- Nie wiedziaem, e tak bdzie. Ty bye rozsdniejszy, bo wiedziae czego si
mona spodziewa.
- Wiedziaem.
- Jeli nie dojedziemy, nikt nie moe nas za to wini. Mimo wszystko prbowalimy.
- A co z tymi ludmi z Bostonu, o ktrych wygosie mow?
- Oni do tej pory ju chyba nie yj. Epidemia nie bdzie czeka, no nie?
- A co z tym gociem Bradym? Umar, eby przynie nam wieci.
- Prbowa i Bg mi wiadkiem doceniam to. ale my stracilimy ju trzech kumpli.
Czy teraz mamy te liczb powikszy do piciu tylko po to, eby pokaza, e wszyscy
prbowalimy?
- Greg, jestemy teraz duo bliej Bostonu ni LA. W zbiornikach powinno by tyle
paliwa, abymy dojechali tam, gdzie mamy dojecha, ale nie starczy nam ju na drog
powrotn.
- Moemy zatankowa w Salt Lak.
- Nie jestem nawet pewien, czy wystarczyoby nam do Salt Lak.
- Zaraz, zaraz, to atwo wyliczy. Jeli jednak nawet by nam nie wystarczyo, to
ostatnie sto mil moglibymy przejecha na motocyklach. Zuywaj duo mniej benzyny.
- I ty jeste tym facetem, ktry obrzuca mnie wyzwiskami? I ty jeste tym
obywatelem, ktry zastanawia si skd si bior tacy ludzie jak ja? I ty mnie pytae, co oni
mi takiego zrobili? Odpowiedziaem ci wtedy Nic", a teraz moe to ja chce co zrobi dla
nich. Tylko dlatego, e tak mi si podoba. Duo przemylaem.
- Nie masz na gowie rodziny, Czart. Ja, oprcz siebie, mam innych ludzi, o ktrych
musze si martwi.
- Masz uroczy sposb odwracania kota ogonem, gdy chcesz skrewi. Mwisz: Nie
boje si ale mam matk, braci i siostry, ktrymi musze si opiekowa i dziewuszk, na ktr
mam ochot. Tylko dlatego si wycofuje. Nie ma innych powodw".
- Bo to prawda! Nie rozumiem ci, Czart! Wcale ci nie rozumiem! Przecie to ty
wbie mi to do gowy!
- No to teraz wybij to sobie z niej i ruszajmy.
Dostrzeg ktem oka, e rka Grega sunie w stron wiszcego na drzwiach kabiny
karabinu, cisn mu wiec papierosem w twarz i zdoa uderzy go raz w odek - saby
cios z lewej rki, ale najlepszy jaki mg zada z tej pozycji.

Greg rzuci si na niego i Tanner poczu, e jest przygnieciony do swego fotela.


Mocowali si w milczeniu, a palce Grega pezy powoli do jego twarzy, w kierunku oczu.
Tannerowi udao si wreszcie oswobodzi rce, zapa Grega za gow i robic
pobrt, odepchn go z caej siy od siebie.
Greg uderzy o tablice rozdzielcz, zesztywnia, po czym jego ciao zwiotczao.
Tanner chwyci go za wosy i jeszcze dwa razy grzmotn jego gow o tablice po
to tylko, aby mie pewno, e nie spieprzy roboty. Potem odepchn bezwadne ciao i
wrci na fotel kierowcy. apic oddech sprawdzi wszystkie ekrany. Nic mu na razie nie
zagraao.
Wydoby sznur ze skrzyni z narzdziami i wykrcajc Gregowi rce do tyu,
skrpowa je w okciach i przecign link do nadgarstkw. Potem przechyli czciowo
fotel, posadzi na nim Grega i przywiza go do niego.
Wrzuci bieg i ruszy w stron Ohio.
W dwie godziny pniej Greg zacz jcze i Tanner wczy muzyk, eby go
zaguszy. Znowu pojawi si sielski krajobraz: trawy i drzewa, zielone pola, sady
jaboniowe, w ktrych jabka byy jeszcze mae i zielone, biae zabudowania farmerskie,
brzowe i czerwone stodoy pobudowane daleko od szosy, ktr jecha.
Falujce na wietrze rzdy zielonej kukurydzy o wyksztaconych ju brzowych
kitkach, najwyraniej otaczane przez kogo opiek; ogrodzenia ze sztachet; zielone
ywopoty; wysokie, gwiazdolistne klony; wieo odmalowane znaki drogowe; kryta
zielonym gontem wiea, z ktrej dochodzio bicie dzwonu.
Linie na niebie poszerzyy si, ale samo niebo nie pociemniao, jak to zwyko
czyni przed burz. Pdzc tak szos, dotar w poudnie do Dayton Abyss.
Zatrzyma si przed zasnutym mg kanionem i spojrza w d. Potem rozejrza si
na prawo i lewo, zdecydowa, e pojedzie w lewo i skierowa si na pnoc.
Poziom promieniowania znowu by wysoki, spieszy si wiec, zwalniajc jedynie
przy omijaniu szczelin, przepaci i rozpadlin, wydzielajcych si z mrocznej otchani
kanionu gwnego. Z niektrych sczyy si gste, te opary. W pewnej chwili spowiy
go zewszd lepk, siarkow chmur. Rozwia j dopiero lekki wietrzyk, ktry zerwa si
na moment i ucich. I wtedy odruchowo uderzy po hamulcach. Samochd szarpn i
stan, a Greg znowu zajcza. Tanner patrzy przez chwile szeroko otwartymi oczami na
to, co nagle przycigno jego wzrok, potem ruszy wolno naprzd.
Widok ten nie powtrzy si ju wicej, ale nieatwo byo wymaza go z pamici i
Tanner nie potrafi oprze si wraeniu, e gdzie ju to widzia. Tam, niedaleko Abyss,

natkn si na poky, szczerzcy w umiechu zby, ukrzyowany szkielet. Ludzie,


pomyla. To wyjania wszystko.
Kiedy wydosta si z rejonu mgie, niebo byo cigle ponure i przez jaki czas nie
zdawa sobie sprawy, e znajduje si znowu na otwartej przestrzeni. Okrenie Dayton
zabrao mu prawie cztery godziny. Pdzi teraz przez zryte pociskami wrzosowiska,
kierujc si znowu na wschd. Z nurtw rwcej po niebie czarnej rzeki wyjrza na chwile
cieniutki sierp soca, daremnie prbujcego wspi si na jej pnocny brzeg.
Reflektory przeczone byy na najwiksz jasno i Tanner, zdajc sobie spraw z
tego, co moe za chwile nastpi, rozglda si za jakim schronieniem.
Na wzgrzu staa stara stodoa, skrci wiec w tamt stron. Jedna ciana grozia
zawaleniem, a wrota, wyrwane z zawiasw, leay na ziemi, wjecha jednak ostronie do
rodka. Wntrze wygldao w wietle reflektorw na zawilgocone i zapleniae. W
rozwalonym boksie lea szkielet konia.
Zatrzyma wz, wyczy reflektory i czeka.
Niebawem znowu rozlego si zawodzenie, zaguszajc jki wydawane od czasu do
czasu przez Grega. Potem da si sysze inny dwik, nie tak oguszajcy jak ten, ktry
pamita z LA., a agodny raczej, jednostajny, cichy pomruk.
Uchyli drzwiczki samochodu, eby lepiej sysze. Nic go nie zaatakowao, wysiad
wic z kabiny i przecign si. Poziom promieniowania by prawie normalny, tote nie
zadawa sobie trudu, aby nacign skafander ochronny. Podszed do lecych na ziemi wrt
i wyjrza na zewntrz. Zza pasa stercza mu pistolet.
Z nieba spadao kroplami co szarego, a spoza czarnego pasma na niebie wychyli si
ponownie skrawek soca.
Pada deszcz, zwyky, normalny deszcz. Tanner nigdy jeszcze nie widzia deszczu,
stal wiec, palc papierosa i patrzy z zaciekawieniem na lecce z nieba krople. Poza pasmami
czerni niebo byo cigle sinawe.
Deszcz. Po framudze, o ktr opiera si lewym ramieniem ciekao kilka wziutkich
struek. Przypadkowy powiew wiatru dmuchn mu w twarz paroma kropelkami i wtedy
przekona si, e to tylko woda. Na zewntrz tworzyy si kaue. Wrzuci do jednej z nich
kawaek drewienka i patrzy w zadumie, jak pywao koyszc si pod wpywem trafiajcych
je kropel. Gdzie pod dachem stodoy sycha byo ptasie gosy. W nozdrza bi sodkawy
zapach gnijcej somy. Na podwrzu, pod cian staa zardzewiaa mockarnia. Z gry opado
kilka pir. Zapa jedno w locie i przyjrza mu si uwanie. Byo lekkie, ciemne, puszyste i
usztywnione eberkami. Nigdy przedtem nie przyglda si tak pirom. Sposb, w jaki

poszczeglne eberka zachodziy na siebie, przywodziy mu na myl zamek byskawiczny.


Puci je i porwane wiatrem znikneo gdzie za jego plecami. Wyjrza znowu na zewntrz i
popatrzy po swoich ladach. W tym co spadao teraz na ziemie mona byo chyba jecha,
poczu jednak nagle jak jest zmczony. Znalaz jak beczk, usiad na niej i zapali
nastpnego papierosa.
Jak dotd wszystko szo dobrze. Przyapa si na tym, e myli o ostatnich etapach
tego koszmarnego rajdu. Nie mg ju ani przez chwil ufa Gregowi, przynajmniej dopki
nie znajd si tak daleko, e nie bdzie drogi odwrotu. Wtedy bd tak bardzo potrzebni sobie
nawzajem, e zaryzykuje i uwolni go. Mia nadzieje, e mu znowu co nie odbije. Nie
wiedzia, co im jeszcze szykuje Aleja. Jeli jednak dalej burze strac na gwatownoci, to
bdzie to ju due uatwienie.
Siedzia tak duszy czas, czujc na twarzy chodn, wilgotn bryz. Gdy wrci w
kocu do samochodu i zapuci silnik, deszcz niemal ju usta. Wycofujc si na wstecznym
biegu ze stodoy, zauway, e Greg jest cigle nieprzytomny. To nie wryo nic dobrego.
Prowadzc jedn rk zay tabletk pobudzajc, aby odpdzi sen i zjad kilka racji
ywnociowych. Deszcz cigle pada, nie by ju jednak tak rzsisty. Sipio z zasnutego
chmurami nieba przez ca drog przez Ohio. Granice Zachodniej Wirginii przekroczy w
miejscowoci zwanej Parkersburg, po czym skrci nieco na pnoc. Szary dzie ustpi
miejsca czarnej nocy.
Nie mia ju kopotw z nietoperzami. Nie byo ich tutaj. Mija jednak troch wicej
kraterw i poziom promieniowania wskazywany przez licznik wzrs. Przez pewien czas,
wyjc i ujadajc, cigaa go sfora ogromnych, zdziczaych psw. Biegy po obu stronach
samochodu, starajc si zapa zbami za opony, ale w kocu zostay z tyu. Mijajc kolejn,
wznoszc si po lewej stronie gr, ktra wyrzucaa ze swego wntrza kby jasnego dymu,
sysza niski, jednostajny pomruk i czu pod koami drenie gruntu. Z nieba opaday popioy.
Wjecha na tereny nawiedzone powodzi. Silnik krztusi si i gas dwa razy, za kadym
jednak razem zapala go ponownie i par dalej. Wzburzona woda z pluskiem omywaa burty
samochodu. Dotar wreszcie do wyej pooonych, suchszych okolic. Tam znowu prbowali
zagrodzi mu drog ludzie uzbrojeni w karabiny. Ostrzela ich z broni maszynowej, cisn
granat i wymin blokad. Kiedy wzeszed zamglony ksiyc i rozproszy nieco panujce
ciemnoci, zaatakoway go czarne ptaki, ktre krc w powietrzu raz po raz nurkoway na
samochd. Zignorowa je i po pewnym czasie i one pozostay daleko w tyle.
Prowadzi dopki nie poczu si znowu zmczony. Posili si wtedy i zay tabletk
pobudzajc. By ju w Pensylwanii i czu, e jeli tylko Greg przyjdzie do siebie, uwolni go

i odda mu kierownice. Zatrzymali si po raz drugi, eby odwiedzi latryn, pocign silnie
za zoty kolczyk wpity w lewe ucho, wysmarka nos, podrapa si po brodzie, potem zjad
jeszcze kilka racji ywnociowych i ruszy w dalsz drog.
We wszystkich miniach zacz narasta bl i mia wielk ochot zatrzyma si i
odpocz, obawia si jednak tego, co moe go spotka jeli to uczyni.
Gdy przejeda przez nastpne wymare miasto, zaczo znowu pada. Nie by to
rzsisty deszcz - po prostu drobny kapuniaczek wywoujcy uczucie chodu i przygnbienia.
Zatrzyma wz porodku rogi przed czym, w co omal nie wjecha i patrzy ze zgroz.
Z pocztku myla, e to czarne linie na niebie. Stan tylko dlatego, e ich pojawienie
wydao mu si zbyt nage.
To bya sie pajcza o pasmach grubszych ni jego ramie, rozpostarta pomidzy
dwoma chylcymi si ku upadkowi budynkami.
Wczy przedni miotacz i zacz j przepala.
Gdy pomienie zgasy, dostrzeg spuszczajcy si gdzie z wysoka ciemny ksztat.
To by pajk, wikszy od czowieka, spieszcy sprawdzi przyczyn zaburzenia.
Tanner unis w gr wyrzutnie rakiet i celujc starannie ugodzi potwora
rozarzonym do biaoci pociskiem.
Pajk zwis na drgajcej sieci i kopa w agonii kosmatymi koczynami.
Tanner wczy znowu miotacz ognia i grza z niego przez pene dziesi sekund. Gdy
pomie zamar. droga przed nim staa otworem.
Przejecha na penym gazie, cakiem ju rozbudzony i czujny. Zapomnia o blu w
miniach. Gna jak mg najszybciej, starajc si otrzsn z obrzydzenia i walczc z
ogarniajc go fal mdoci.
Przed nim, po prawej, dymia kolejna gra. nie dostrzeg jednak pomieni i gdy j
mija, stwierdzia ulg, e opad popiou jest niewielki.
Zaparzy sobie kawy i wypi kubek. Wkrtce zaczo wita i wpad w penym pdzie
w budzcy si dzie.

XI

Ugrzz w bocie gdzie we wschodniej Pensylwanii i kl na czym wiat stoi. Greg


by bardzo blady. Soce zbliao si do zenitu. Opad zrezygnowany na oparcie fotela i
zamkn oczy. To byo ju ponad jego siy.
Zasn.
Obudzio go bbnienie o burt samochodu. Czu si jeszcze gorzej ni przed
zaniciem. Rce powdroway automatycznie do klawiszy sterowania ogniem i
skrzydami", a oczy spoczy na ekranach.
Zobaczy starca, ktremu towarzyszyo dwch modszych mczyzn. Byli uzbrojeni,
ale stali na wprost lewego skrzyda, mg ich wiec w razie czego przeci w mgnieniu oka na
p.
Wczy gonik zewntrzny i wzmacniacz akustyczny.
- Czego chcecie? - zachrypia na zewntrz samochodu jego gos.
- Nic ci nie jest? - zawoa starzec.
- Waciwie nic. Obudzilicie mnie.
- Utkne?
- Co w tym rodzaju.
- Mam zaprzg muw, ktrym dabym moe rad ci wycign, ale nie sprowadz
ich tutaj wczeniej jak jutro rano.
- wietnie! - oywi si Tanner. - To by mi odpowiadao.
-Skd jeste?
- Z LA.
-Co to jest? .
- Los Angeles. Zachodnie Wybrzee. Zaczli si naradza przyciszonymi gosami.
-Jeste daleko od domu. Mister - odezwa si wreszcie starzec.
- Sam to wiem...Suchaj, jeli powanie mwisz o tych muach, to cholernie by mi to
odpowiadao. To pilne.
- Dlaczego pilne?
- Wiecie cos o Bostonie?
- Wiem. e to gdzie tam.
- No wanie. Wybucha tam epidemia. Umieraj ludzie. Wioz tu ze sob lekarstwo,
ktre moe ich ocali, jeli uda mi si tam dojecha. Znowu zaczli si naradza.
- Pomoemy ci - powiedzia w kocu starzec. Boston jest dla nas bardzo wany.

Wycigniemy de z tego bota. Pjdziesz z nami?


- A dokd? Kim waciwie jestecie?
- Nazywam si Samuel Potter, a to s moi synowie Roderick i Caliban. Sze mil std
jest moja farma. Zapraszamy ci na nocleg.
- Nie chodzi o to, ebym wam nie ufa - odpar Tanner. -Ja po prostu nie ufam nikomu
i nie zrozumcie mnie le. Ostatnio za duo do mnie strzelano, ebym ryzykowa.
- No, a jeli odoymy nasze karabiny? Moesz nas chyba stamtd zastrzeli, prawda?
- Prawda, mog.
- No wiec stojc tutaj, sami ryzykujemy. Chcemy ci pomc. Duo stracimy, jeli
kupcy z Bostonu przestan przyjeda do Albany. Jak jest tam z tob kto jeszcze, to moe
ci ubezpiecza.
- Poczekajcie chwileczk - powiedzia Tanner i otworzy drzwiczki. Potrzsn
wycignit rk starca i wymieni uciski doni z jego synami.
- Jest tu gdzie doktor? - spyta.
- W osiedlu - jakie trzydzieci mil na pnoc.
- Mj towarzysz jest ranny. Chyba potrzebuje doktora - wskaza za siebie na kabin.
Sam podszed do wozu i zajrza do rodka.
- Dlaczego jest zwizany? - zapyta.
- Odbio mu co i musiaem go obezwadni. Zwizaem go dla wasnego
bezpieczestwa, ale teraz nie za dobrze wyglda.
- Sporzdzimy mu nosze. Zamkniesz samochd i moi chopcy zanios go do domu.
Polemy kogo po doktora. Sam nie za dobrze wygldasz. Pewnie chciaby si wykpa,
ogoli i przespa w czystym ku.
- Nieszczeglnie si czuje - przyzna Tanner. - Zrbmy lepiej szybko te nosze, bo
niedugo bd potrzebne drugie.
Przysiad na botniku i pali papierosa, a Potterowie cieli tymczasem drzewka i odarli
je z kory. Spyna na niego fala zmczenia i z trudem unosi cikie jak ow powieki. Mia
wraenie, e stopy s gdzie daleko, daleko od niego. Bolay go ramiona. Opar si plecami o
mask, papieros wypad mu z palcw.
Kto poklepa go po nodze.
Zmusi si do otwarcia oczu i spojrza pprzytomnie w d.
To by Potter.
- Rozwizalimy twego koleg i pooylimy go na noszach - oznajmi. - Zamknij
samochd i pjdziemy-

Tanner skin gow i zeskoczy z botnika. Zapad si po kolana w bocie, ale


zamkn drzwiczki na klucz i saniajc si na nogach podszed do starca.
Ruszyli naprzd i z czasem ruchy Tannera stay si mechaniczne.
Samuel Potter, kroczc na czele pochodu z karabinem spoczywajcym w zgiciu
ramienia, gada nieustannie. By moe po to, by nie da Tannerowi zasn.
- To niedaleko, synu, i zaraz bdzie si zupenie niele szo. Mwie, e jak si
nazywasz?
- Czart - odpar Tanner.
- e jak?
- Czart. Nazywam si Czart. Czart Tanner. Sam Potter zachichota.
- To imi nasuwa pewne skojarzenia. Mister. Jeli nie bdziesz mia nic przeciwko
temu, to przedstawi ci mojej onie i dzieciakom jako Mister Tannera, dobrze?
- Moe by - westchn Tanner, wycigajc buty z bota przy akompaniamencie
gonego cmokania.
- Bardzo by nam brakowao tych kupcw z Bostonu. Mam nadzieje, e zdysz na
czas.
- A co oni takiego robi?
- Zaopatruj sklepy w Albany i dwa razy do roku organizuj jarmarki - na wiosn i na
jesieni. Dostarczaj wszystko co nam potrzebne - igy, nici, pieprz, koty, patelnie, nasiona,
karabiny i amunicje. Oprcz tego jarmarki to wielki festyn. Na drodze do Bostonu pomoe ci
wikszo ludzi. Miejmy nadzieje, e dojedziesz. Na dobry pocztek wycigniemy ci z bota.
Tak rozmawiajc, dotarli na wyej pooone, suchsze tereny.
- Chcesz przez to powiedzie, e droga dalej bdzie atwa?
- No nie. Ale pokae ci wszystko na mapie i powiem czego si masz wystrzega.
- Mam przy sobie wasn map - powiedzia Tanner. Wspili si na szczyt wzgrza i w
oddali dostrzeg zabudowania farmy.
- To twj dom?
- Tak. Teraz ju niedaleko. atwo si idzie. Jak si zmczye, to wesprzyj si na
moim ramieniu.
- Chyba tak zrobi - zgodzi si Tanner. - Wszystko przez to, e braem za duo
tabletek pobudzajcych, eby nie zasn. Teraz zaczyna si odbija brak snu, ale dojd do
siebie.
- Zaraz pjdziesz spa. A jak si obudzisz, usidziemy nad map i zaznaczysz sobie na
niej wszystkie miejsca, o ktrych ci powiem.

- Nieza scenka - mrukn Tanner, kadc rk na ramieniu Pottera - nieza scenka powtrzy i powlk si obok starego zataczajc si jak pijany.
Po zamglonej wiecznoci zobaczy przed sob dom, potem drzwi. Drzwi otwary si i
poczu, e leci twarz naprzd i upad.

XII

Sen. Czer, dalekie gosy, znowu czer. Gdziekolwiek lea, byo mikko, przewrci
si wiec na drugi bok i znowu zapad w sen.
Kiedy w kocu wszystko zlao si z powrotem w logiczn cao i kiedy otworzy
oczy, przez okno z prawej wpada strumie wiata, kadc si jasnymi prostoktami na
pikowanej kodrze, pod ktr ta.
Ziewn, przecign si, przetar oczy i podrapa si w brod.
Z zaciekawieniem rozejrza si po pokoju. Wyfroterowana, drewniana podoga z
rozrzuconymi na niej niebiesko czerwonoszarymi, tkanymi rcznie dywanikami, toaletka z
bia, emaliowan miednic, obtuczon w paru miejscach, z tyu lustro wiszce na cianie i
dalej: fotel na biegunach, stojcy pod oknem z siedzeniem przykrytym poduszk z jakim
nadrukiem, may stoliczek pod drug cian z wsunitym pod niego krzesem, a na stoliczku
ksiki, papier, piro i kaamarz. Nad stoliczkiem, na cianie, rcznie haftowana makatka
proszca Boe Pobogosaw", na drugiej cianie niebiesko-zielona fotografia wodospadu.
Usiad na ku i stwierdzajc, e jest nagi, rozejrza si za ubraniem. Nie byo go
nigdzie.
Gdy tak siedzia, wahajc si, czy zawoa kogo, czy nie, drzwi otworzyy si i do
izby wszed Sam. Trzyma na rku ubranie Tannera, czyste i starannie zoone, a w drugim
nis jego buty, wypolerowane do poysku.
- Usyszaem, e si ruszasz - powiedzia. -Jak si czujesz?
- Dzikuje, duo lepiej.
- Przyszykowalimy ju wann. Wlejemy jeszcze par wiader wrztku i gotowe. Kae
chopcom przynie j za chwile, razem z mydem i rcznikami.
Tanner zagryz warg, nie chcc jednak sprawia przykroci swemu dobroczycy,
skin gow i zmusi si do umiechu.
- To mi dobrze zrobi.
- ... A maszynka do golenia i yletki, jeli by ich potrzebowa, s tam, na toaletce.
Tanner znowu skin gow. Sam pooy jego ubranie na fotelu bujanym, obok na pododze
postawi buty i wyszed z izby.
W chwile potem Roderick i Caliban wnieli wann i postawili j na rozesanych na
pododze dywanikach.
- Jak si czujesz? - spyta jeden z nich (Tanner nie by pewien ktry jest ktry.
Obydwaj gracji mieli tyle co strach na wrble, a ich usta wypchane byy penymi garniturami

biaych zbw).
- Bardzo dobrze - odpar uprzejmie.
- Musisz by strasznie godny - odezwa si drugi. - Przespae cale wczorajsze
popoudnie, ca noc i wikszo dzisiejszego poranka.
- Co ty powiesz? - zdziwi si Tanner. - A co z moim koleg? Ten z braci, ktry sta
bliej Tannera, potrzsn gow.
- Cigle pi i wymiotuje - powiedzia. - Niedugo bdzie tu doktor. Nasz modszy brat
polecia po niego w nocy. Odwrcili si, eby wyj i ten, ktry mwi ostatni, doda:
- Jak tylko si wykpiesz, mamusia przygotuje ci co do zjedzenia. Cal i ja idziemy
teraz wycign twojego grata z bota. Tatu powie ci przy niadaniu jak jecha dalej.
- Dziki.
- Dobrego ranka.
- Nawzajem.
Wyszli zamykajc za sob drzwi.
Tanner wsta i podszed do lustra.
- Tylko ten jeden raz - mrukn przegldajc si.
Obmy twarz, przystrzyg brod i podci sobie wosy.
W kocu, zgrzytajc zbami, wszed do wanny, namydli cae ciao i zacz si
szorowa. Pod mydlinami woda robia si coraz bardziej szara i pienista. Wsta z pluskiem,
wytar si do sucha rcznikiem i wdzia ubranie.
Byo nakrochmalone, szelecio cichutko przy wkadaniu i zalatywao lekko rodkiem
odkaajcym. Tanner umiechn si do swego ciemnookiego odbicia w lustrze i zapali
papierosa. Potem przyczesa wosy i znowu spojrza w lustro nie poznajc siebie samego.
Przyglda si nieznajomemu krytycznym wzrokiem.
- Cholera! Jestem pikny! - zachichota, po czym podszed do drzwi, otworzy je i
wkroczy do kuchni.
Sam siedzia przy stole i popija z filianki kaw, a jego ona niska, tga, ubrana w
szar, dug spdnice, bya odwrcona plecami i pochylaa si nad piecem. Obejrzaa si i
wtedy zobaczy, e ma dobroduszn twarz o pucoowatych, czerwonych policzkach z
doeczkami i niewielk bia blizn porodku czoa. Brzowe wosy, poprzetykane siwymi
pasmami, upite byy z tyu gowy w wze.
- Dzie dobry - powiedziaa z umiechem i skina gow.
- Dzie dobry - przywita j Tanner. - Przepraszam, ale zostawiem troch baaganu w
moim pokoju.

- Nic nie szkodzi - odezwa si Sam. - Usid sobie. Za chwile podamy ci niadanie.
Chopcy mwili ci o twoim przyjacielu? Tanner skin gow.
- ona ma na imi Suzan - powiedzia Sam, gdy kobieta stawiaa przed Tannerem
filiank gorcej kawy.
- Mio mi - powiedzia Tanner.
- Halo.
- No wiec, mam tutaj twoj map. Zobaczyem, e wystaje ci z kurtki. Tam obok
drzwi wisi te twj rewolwer. Zastanawiaem si troch i doszedem do wniosku, e najlepiej
bdzie jak najpierw pojedziesz do Albany, a stamtd dalej - star Tras Numer 9, ktra jest w
zupenie niezym stanie. - Rozpostar map i wodzi po niej palcem. - Chciaem de jednak
ostrzec, e nie bdzie to taka znowu wycieczka, ale to chyba najpewniejsza i najszybsza
droga...
- niadanie - powiedziaa ona Sama, odsuwajc na bok map i stawiajc przed
Tannerem talerz peen jajecznicy na bekonie i parwek, a obok drugi z czterema kromkami
chleba. Na stole zjawia si wkrtce marmolada, dem, galaretka i maso. Tanner zabra si
do jedzenia i popijajc kaw wypenia pustk panujc w jego odku, a Sam tymczasem
mwi.
Opowiada o gangach, ktre grasuj miedzy Bostonem a Albany na motocyklach i
rabuj wszystko co si da. Z tej przyczyny wikszo transportw sza pod konwojem
uzbrojonej stray.
- Ale w tym swoim gracie nie musisz si nimi przejmowa, co? - zapyta Sam.
- Miejmy nadzieje - odpar Tanner i jad apczywie dalej.
Zastanawia si, czy te gangi to co w rodzaju jego starej bandy. Dla ich i swojego
dobra wola, aby tak nie byo. , Podnoszc do ust filiank, usysza dochodzce z zewntrz
gosy.
Drzwi otworzyy si z trzaskiem i do kuchni wpad chopiec. Tanner oceni go na
jakie dziesi do dwunastu lat. Za nim wszed starszy mczyzna, z tradycyjn, czarn torb.
- Jestemy! Jestemy! - woa chopiec. Sam wsta i poda przybyemu rk. Tanner
pomyla sobie, e wypadaoby zrobi to samo. Otar usta i ciskajc do mczyzny
powiedzia:
- Mj kolega dosta jakiego ataku szau. Rzuci si na mnie i musiaem z nim
walczy. Odepchnem go i waln gow o tablice rozdzielcz.
Doktor skin gow. By to ciemnowosy mczyzna dobijajcy ju pidziesitki. Z
pooranej zmarszczkami twarzy wyzieray znuone oczy.

- Zaprowadz ci do niego - zwrci si do doktora Sam i powid go do drzwi w gbi


kuchni.

Tanner poprawa si na krzele i wzi do rki ostatni kromk chleba. Skinieniem


gowy podzikowa Suzan, ktra dolaa mu kawy.
- Mam na imi Jerry - powiedzia chopiec, sadowic si na krzele opuszczonym
przez chwile przez ojca. - Czy naprawd nazywasz si Czart?
- Przesta! - zgromia go matka.
- Niestety tak - odpar Tanner.
- ... I przejechae przez cae Stany Zjednoczone? Przez Aleje?
- A dotd.
- Jak tam byo?
- Tak sobie.
- A co widziae?
- Wielkie jak ta kuchnia nietoperze - po tamtej stronie Missus Hip - niektre nawet
wiksze. Duo ich byo w Saint Louis.
- I co z nimi zrobie?
- Strzelaem do nich, paliem je, rozjedaem...
- Co jeszcze widziae?
- Potwory Gila. Ogromne jaszczury, jak w technikolorze - wielkoci stodoy. Pyowe
Diaby - wielkie wirujce wiatry, ktre wessay nam jeden samochd. Gry o ognistych
wierzchokach. Zarola o wielkich kolcach, ktre musiaem spali. Jechaem przez par burz,
jechaem przez okolice, gdzie ziemia bya jak szko, jechaem przez tereny, gdzie ziemia
draa, okraem ogromne kratery, wszystkie radioaktywne...
- ebym to ja mg tak kiedy pojecha.
- Moe kiedy pojedziesz.
Tanner skoczy je, zapala papierosa i popija maymi yczkami kaw.
- Bardzo dobre niadanie - pochwali. - Dawno takiego nie jadem. Dziki. Suzan
umiechna si.
- Jeny, daj panu spokj - powiedziaa do syna.
- Niech si pani nie przejmuje. Nie przeszkadza mi.
- Co za piercie masz na palcu? - spyta Jerry. - Wyglda jak w.
- Bo to w - odpar Tanner. - Czyste srebro ze szklanymi oczkami. Dostaem go w

miejscowoci zwanej Tijuana. Masz. We go.


- Nie mog go przyj - powiedzia chopiec, spogldajc proszco na matk.
Potrzsna gow. Dostrzegajc to, Tanner powiedzia:
- Twoja rodzina zadaa sobie wiele trudu, eby mi pomc i sprowadzi doktora do
mojego kolegi, eby mnie nakarmi i przenocowa. Jestem pewien, e nie obra si, jeli
wyra im swoj wdziczno. dajc ci ten piercie. -Jerry obejrza si na matk, a Tanner
skin w jej stron gow. Uczynia to samo.
Jerry gwizdn, podskoczy i wsun sobie piercie na palec.
- Za duy - powiedzia z rozczarowaniem.
- Daj, zmniejsz go troch. Ta spirala bdzie pasowaa na kady palec, jeli si j
troch cinie. Zgnit piercie i oddal go chopcu do przymiarki. By cigle za duy, cisn
go wiec jeszcze mocniej - wtedy ju pasowa. Jerry wsun piercie na palec i chcia wybiec
z izby.
- Zaczekaj! - zawoaa za nim matka. - Co si mwi? Chopiec odwrci si i
powiedzia.
- Dzikuje ci. Czart. - Mister Tanner - poprawia go matka.
- Mister Tanner - powtrzy chopiec i wybieg trzaskajc drzwiami.
- To adnie z pana strony - zwrcia si Suzan do Tannera. Wzruszy ramionami.
- Podoba mu si przecie - powiedzia. - Ciesz si, e mogem mu sprawi rado.
Dopi kaw, skoczy papierosa i Suzan daa mu jeszcze jedn filiank. Zapali nastpnego
papierosa.
Po chwili z drugiej izby wyszli Sam z doktorem i Tanner zacz si zastanawia,
gdzie caa rodzina spaa
wczorajszej nocy. Mczyni usiedli przy stole, a Suzan nalaa im kawy.
- Paski przyjaciel odzyska przytomno - odezwa si doktor. - Nie mog jednak na
pewno stwierdzi, na ile powany jest jego stan. Potrzebne bdzie przewietlenie, a tutaj jest
to niemoliwe. Nie radzibym jednak go rusza.
- Jak dugo? - spyta Tanner.
- Moe kilka dni, moe kilka tygodni. Zostawiem troch lekarstw i pouczyem Sama
jak ma si nim opiekowa. Sam mwi mi, e w Bostonie szaleje epidemia i musi si pan
spieszy. Radz panu, aby jecha pan dalej bez niego. Niech go pan zostawi u Porterw.
Bdzie tu mia dobr opiek. Moe potem pojecha z nimi na jarmark wiosenny do Alabamy i
zabra si stamtd do Bostonu jak ciarwk dostawcz. Myl e wydobrzeje.
Tanner zastanawia si przez chwile, w kocu skin gow.

- Okay - powiedzia. -Jeli ju tak musi by.


- Ja tylko dobrze radz - zastrzeg si doktor. Pili wolno kaw.

XIII

No, to chyba bd jecha - powiedzia Tanner obejrzawszy wycignity z bota


samochd i kiwn gow w stron Potterw. - Dziki.
Otworzy kabin, wspi si do niej i zapuci silnik. Wrzuci bieg, zatrbi dwa razy i
ruszy.
Na ekranie widzia trzech mczyzn, machajcych rkoma na poegnanie. Przycisn
mocniej peda gazu i po chwili zniknli mu z oczu.
Droga bya rwna i prosta, jecha wiec szybko. Niebo miao kolor ososiowo-rowy.
Ziemia bya brzowa, poronita kpami zielonej trawy. Jasne soce owio dzie w srebrn
sie.
Ta cze kraju wygldaa na niemal nietknit przez kataklizm, ktry stworzy Aleje.
Tanner prowadzc sucha muzyki. Po drodze min dwie ciarwki, trbic za kadym
razem. Jedna z nich odpowiedziaa mu swoim klaksonem.
Prowadzi cay dzie i kiedy wjeda do Albany, bya ju gucha noc. Na ulicach
panoway egipskie ciemnoci. wiata paliy si tylko w kilku oknach. Zwolni ujrzawszy
czerwony, mrugajcy neon BAR GRILL", zaparkowa wo i wszed do rodka.
Sala bya maa, skpo owietlona, a podog pokrywaa warstwa trocin. Z szafy
grajcej wydobyway si gone tony jakiej melodii. Takiej muzyki nigdy dotd nie sysza.
Zaj miejsce przy barze, wpychajc Magnuma gboko za pas, aby nie byo go wida,
po czym zdj kurtk i rzuci j na ssiedni stoek.
- Daj mi setk, piwo i kanapk z szynk - powiedzia do podchodzcego mczyzny,
ubranego w biay fartuch.
Tamten skin ys gow, postawi przed Tannerem stugramowy kieliszek i napeni
go. Potem napompowa uwieczony czap biaej piany kufel piwa i kichn przez prawe
ramie. Tanner wychyli jednym haustem kieliszek wdki i pociga maymi yczkami piwo.
Po chwili na
parapecie okienka, widniejcego w cianie naprzeciw kontuaru, pojawi si talerzyk
z kanapk. Barman przechodzc wzi go stamtd i postawi przed Tannerem, napisa co na
zielonej karteczce i wsun j
pod talerzyk. Tanner wbi zby w kanapk, odgryz spory ks i spuka go do odka
ykiem piwa. Obserwujc otaczajcych go ludzi stwierdzi, e zachowuj si tak samo
gono, jak klientela kadego innego baru, a zwiedzi ich ju sporo. Starszy czowiek
siedzcy po jego lewej rce wyda mu si sympatyczny, spyta go wiec:

- S jakie wieci z Bostonu?


- Nic zupenie nie wiadomo. - Broda mczyzny trzsa si. gdy robi przerwy miedzy
poszczeglnymi sowami, ale nie wygldao, aby si tym przejmowa. - Tylko patrze jak pod
koniec tygodnia kupcy zaczn zamyka swoje sklepy.
- Jaki dzisiaj dzie?
- Wtorek.
Tanner skoczy kanapk i dopijajc reszt piwa pali papierosa.
Potem spojrza na rachunek. Byo na nim napisane 0,85".
Pooy na rachunku banknot dolarowy, odwrci si i skierowa w stron wyjcia.
Zdy zrobi dwa kroki, gdy barman zawoa za nim:
- Chwileczk, Mister! Tanner obejrza si.
- Tak?
- Co chcesz mi tu wcisn?
- O co chodzi?
- Co za mieciem mi pacisz?
- Jakim mieciem?
Mczyzna pomacha dolarem Tannera. Czart podszed bliej i przyjrza si
banknotowi.
- Nie widz tu nic zego. Co ci si w nim nie podoba?
- To nie s pienidze!
- Chcesz przez to powiedzie, e moje pienidze nie s dobre?
- No przecie mwi. Nigdy nie widziaem takiego banknotu!
- To przyjrzyj mu si dobrze. Widzisz nadruk u samego dou? W sali zapada cisza. Od
stolika podnis si jaki mczyzna i podchodzc do barmana, wycign rk.
- Daj, zobacz, Bili - powiedzia.
Barman poda mu banknot i oczy mczyzny rozszerzyy si ze zdumienia.
- Zosta wypuszczony przez Bank Pastwa Kalifornijskiego!
- Tak, wanie stamtd jestem - odezwa si Tanner.
- Przykro mi, ale tu jest niewany - powiedzia barman.
- To najlepszy jaki mam.
- Nikt go tutaj nie przyjmie. Masz przy sobie jakie bostoskie pienidze?
- Nigdy nie byem w Bostonie.
- No to skd, u diaba, si tu wzie?
- Przyjechaem.

- Nie rb ze mnie wariata, synu. Skd go ukrade?


- Bierzesz moje pienidze, czy nie? - Tanner straci panowanie nad sob.
- Ani myl - odpar barman.
- No to si wypchaj - rzuci Tanner i odwracajc si plecami do barmana ruszy w
kierunku drzwi.
Jak zawsze w takich sytuacjach by czujny na wszystko co dzieje si z tyu. za nim.
Kiedy usysza szybkie kroki, odwrci si i stan twarz w twarz z mczyzn, ktry
sprawdza przed chwil banknot,
Rka Tannera zacisna chwyt na skrzanej kurtce, ktr trzyma przerzucon przez
prawe ramie. Zamachn si i z caej siy uderzy mczyzn kurtk w wierzch gowy. Tamten
upad. Po sali rozszed si nie wrcy nic dobrego pomruk. Kilku ludzi zerwao si z miejsc i
ruszyo w stron Tannera.
Czart wyrwa zza pasa rewolwer.
- Przepraszam panw - wycedzi przez zby, kierujc na nich jego luf. Zatrzymali si.
- Nie uwierzycie mi pewnie, kiedy wam powiem, e w Bostonie panuje epidemia cign - ale to prawda. A moe mi uwierzycie? Nie wiem, ale nie przypuszczam, eby ktry
z was uwierzy w to, e przyjechaem tu z Pastwa Kalifornijskiego samochodem penym
antyserum Haffikiny, chocia to rwnie prawda. Wylijcie ten banknot do jakiego duego
banku w Bostonie, to go wam wymieni. Zreszt sami to wiecie. Teraz musze ju i i niech
nikt nie prbuje mnie zatrzymywa. Jeli dalej uwaacie, e wpuszczam was w maliny, to
zobaczcie czym bd odjeda. Tyle miaem do powiedzenia.
Wycofa si przez drzwi i wspinajc si do kabiny trzyma je cigle na muszce.
Znalazszy si w rodku, zapuci silnik, zawrci i odjecha na penym gazie.
Na wstecznym ekranie widzia odprowadzajc go wzrokiem grupk mczyzn,
ktrzy wylegli na chodnik przed barem.
Rozemia si. Nad gow wisia mu martwy ksiyc koloru krwistej jaboni.

XIV

Z Albany do Bostonu. Parset mil. Pokona ju najgorszy odcinek trasy.


Niebezpieczestwa Alei Potpienia pozostay w wikszoci daleko w tyle. Gwiazdy byy
chyba janiejsze ni zwykle. Dojedziesz, zdawaa si mwi noc.
Pdzi wrd wzgrz. Droga bya nieza. Wia si miedzy drzewami i wysokimi
trawami. Dostrzeg nadjedajc z przeciwka ciarwk i przeczy reflektory na wiata
mijania. Uczynia to samo.
Gdy dojecha do skrzyowania, musiao by ju koo pnocy. Nagle, po obu stronach
drogi rozbysy dziesitki skrytych do tej pory w mroku reflektorw, oblewajc samochd
powodzi olepiajcego wiata.
Tanner docisn do oporu peda gazu. Pdzc teraz na zamanie karku, sysza jak za
nim oywa silnik po silniku. Rozpozna ten dwik.
To byty motocykle.
Wjechay na drog i ruszyy w pocig za znikajcym w ciemnociach samochodem.
Mg otworzy ogie z broni maszynowej. Mg zahamowa i bluzn pomieniem z
miotacza ognia. Byo oczywiste, e nie wiedz na co si porywaj. Mg ich obrzuci
granatami. Zwleka jednak.
Wyobrazi sobie, e jeszcze niedawno, na prowadzcym pocig motocyklu mg
siedzie on sam. Wycign niezdecydowanie rk i dotkn klawiszy sterowania ogniem.
Waha si. Czu si w jakim stopniu zdrajc.
Sprbowa ich najpierw zgubi.
Silnik grzmia, pracujc na najwyszych obrotach, ale motocykle siedziay mu cigle
na ogonie.
Kiedy zaczli strzela, wiedzia ju, e musi odwzajemni si im tym samym. Nie
mg pozwoli na to, aby przestrzelili mu zbiornik paliwa albo opony.
Pierwsze strzay miay charakter ostrzegawczy. Nie mg dopuci do nastpnej
kanonady. Gdyby tylko wiedzieli... , Gonik!
Wczy wzmacniacz, nacisn klawisz.
- Suchajcie, koty - powiedzia - wioz tylko lekarstwa dla chorych obywateli z
Bostonu. Zostawcie mnie w spokoju, albo usyszycie haas.
Gdy tylko skoczy rozptaa si strzelanina. Nie zwlekajc duej, otworzy do tyu
ogie z pidziesitek.
Widzia jak si przewracaj, ale strzelali dalej. Rzuci wiec granaty.

Kanonada stracia na sile, nie ustaa jednak cakowicie.


Zahamowa gwatownie i uruchomi miotacze ognia. Grza z nich przez pene
pitnacie sekund.
Zapada cisza.
Kiedy dymy rozwiay si, popatrzy na ekrany.
Drog zacielay przewrcone do gry koami motocykle i dymice trupy ludzi. Kilku
siedziao na ziemi, celujc z karabinw w samochd. Zastrzeli ich.
Niektre ciaa drgay jeszcze w konwulsjach i mia wanie ruszy w dalsz drog,
gdy dostrzeg podnoszc si posta. Zrobia kilka chwiejnych krokw i znowu upada.
Rka Tannera zawahaa si na drku zmiany biegw.
To bya dziewczyna.
Rozwaa spraw kilka sekund, po czym zeskoczy z kabiny na ziemie i pobieg w jej
stron.
Jeden z mczyzn unis si na okciu i sign po lecy obok karabin.
Tanner strzeli do niego dwa razy i bieg dalej, ciskajc w doni rewolwer.
Przeskakiwa przez kaue krwi i wijce si w mczarniach ciaa upieczonych
ywcem ludzi. W wietle wstecznych reflektorw samochodu ich skra bya czarna. W
powietrzu unosiy si jki i smrd spalonego misa. Dziewczyna czogaa si w kierunku
mczyzny o twarzy rozszarpanej pociskiem.
Dopad do niej i zatrzyma si. Posaa mu kilka cichych przeklestw.
Nie zauway, eby krwawia.
Gdy dwiga dziewczyn z ziemi, jej oczy zaszy zami.
Inni nie yli ju albo umierali. Wzi j na rce, zanis do samochodu i pooy na
fotelu pasaerskim, odchylajc oparcie do tyu. Bro rzuci na tylne siedzenie, aby nie moga
jej dosign.
Zaj miejsce za kierownic, zapuci silnik i ruszy. Na wstecznym ekranie dostrzeg,
e dwie postacie usiuj jeszcze wsta i padaj z powrotem na ziemie.
Bya wysok dziewczyn o dugich, potarganych wosach koloru kurzu. Miaa silnie
zarysowany podbrdek, szerokie usta i ciemne krgi pod oczami. Czoo przecinaa jej
pojedyncza, ledwo widoczna zmarszczka. Prawa strona twarzy bya silnie zarumieniona, jak
gdyby opalona na socu, a prawa nogawka spodni rozdarta i brudna. Domyli si, e spada
ze swego motocykla, linita pomieniem z miotacza.
- Nic ci si nie stao? - spyta, gdy jej szloch przeszed w wilgotne pociganie nosem.
- Co to ci obchodzi? - powiedziaa ze zoci, podnoszc rk do policzka. Tanner

wzruszy ramionami.
- Pytam z yczliwoci.
- Pozabijae wikszo ludzi z mojego gangu.
- A co oni mieli zamiar ze mn zrobi?
- Rozdeptaliby ciebie. Mister, gdyby nie ten twj piekielny samochd.
- Tak naprawd to on nie jest mj - odpar. - Naley do Pastwa Kalifornijskiego;
- Przecie nie przyjecha tu z Kalifornu.
- Diaba tam nie przyjecha. Sam go przyprowadziem. Usiada prosto i rozcieraa
nog. Tanner zapali papierosa.
- Nie poczstujesz mnie? - spytaa.
Odda jej tego, ktrego pali, i wzi sobie nastpnego. Oczy dziewczyny spoczy na
jego tatuau.
- Co to jest?
- Moje imi.
- Czart?
- Czart.
- Kto d dal takie imi?
- Mj stary.
Palili chwile w milczeniu.
- Po co przejechae Alej? - spytaa po chwili.
- Bo to by jedyny sposb, eby mnie wypucili.
-Skd?
- Z miejsca o aluzjach w kratk. Siedziaem.
- I wypucili ci? Dlaczego?
- Dziki wielkiej chorobie. Wioz antyserum Haffikina.
- Ty jeste Czart Tanner?
- Mhm.
- Nazywasz si Tanner, tak?
- Zgadza si. Kto ci to powiedzia?
- Syszaam o tobie. Wszyscy myleli, e zgine w Wielkiej Obawie.
- No to wszyscy si mylili.
- Jak tam wtedy byo?
- Nie wiem. Nosiem ju garniturek w paski. Dziki temu wanie jestem teraz tutaj.
- A dlaczego mnie zabrae? - - Bo jeste jeszcze kurczakiem i nie mgbym patrze

jak kopiesz w kalendarz.


- Dziki. Masz tu co do zjedzenia?
- Tak, ywno jest tam - wskaza na drzwiczki lodwki. - Obsu si.
- Jak de nazywaj? - spyta kiedy jada.
- Corny - odpara z penymi ustami. - To skrt od Cornelii.
- Okay, Corny - powiedzia. -Jak skoczysz je, to opowiesz mi o drodze std do
miasta. Skina gow i ua dalej kanapk.
- Jest duo innych gangw - powiedziaa po przekniciu ostatniego ksa. - Przygotuj
si wiec lepiej na to, e bdziesz musia je niszczy.
- Na to jestem gotowy.
- Te ekrany pokazuj wszystko co si dzieje naokoo, tak?
- Tak.
- To dobrze. Std do miasta droga jest cakiem dobra. Jest tylko jeden duy krater, do
ktrego zaraz dojedziemy, a potem par maych wulkanw.
- Zgadza si.
- Poza tym nie ma nic, czego trzeba by si obawia, nie liczc Regentsw, Deyilsw,
Kingsw i Loversw. To chyba wszystko. Tanner skin gow.
- Jak liczne s te bandy?
- Nie wiem na pewno, ale Kingsw jest najwicej. Kilkuset.
- A do jakiej ty naleaa?
- Do Studsw.
- Co zamierzasz teraz robi?
- Co tylko mi kaesz.
- Okay, Corny. Wysadz ci po drodze, gdy bdziesz chciaa, a jeli nie chcesz
wysiada, to moesz jecha ze mn do miasta.
- Gdziekolwiek by jecha, pojad z tob. Przydam ci si, Czart. Gos miaa niski i
mwia wolno. Pod obcisymi nogawkami kombinezonu rysoway si jdrne uda. Tanner
obliza wargi i utkwi wzrok w ekranach. Czy chcia, eby z nim zostaa? Droga
nieoczekiwanie powilgotniaa. Leay na niej setki ryb, a z nieba cigle spaday nastpne.
Gdzie wysoko rozlego si kilka gonych grzmotw. Na pnocy rozbyso niebieskie
wiato.
Tanner gna dalej i nagle znalaz si pod wodospadem. Woda bya wszdzie. Laa si
kaskadami na samochd, przesaniaa ekrany. Niebo znowu poczerniao i w grze rozlego si
wycie ducha - zwiastuna mierci.

Wszed polizgiem w ostry zakrt. Wczy reflektory.


Deszcz by teraz mniej ulewny, ale wycie nie ustawao. Po pitnastu minutach jk
nars do oguszajcego ryku.
Dziewczyna wpatrywaa si w ekrany, zerkajc od czasu do czasu na Tannera.
- Co zamierzasz zrobi? - spytaa wreszcie.
- Uciec, jeli potrafi - odpar.
- Jak okiem sign jest ciemno. Nie wydaje mi si, eby zdoa uciec.
- Mnie te si nie wydaje, ale c nam innego pozostao?
- Skry si gdzie.
- Jeli wiesz gdzie, to mi poka.
- Jest takie miejsce, kilka mil Std - most, pod ktry mona wjecha.
- Okay, to co dla nas. Zawoaj, jak go zobaczysz.
cigna buty i masowaa sobie stopy. Poczstowa j papierosem.
- Hej, Corny - wanie przyszo mi do gowy. - Tam po twojej prawej rce jest
apteczka. O, wanie ta. Powinna w niej by jaka ma. Nasmaruj ni sobie oparzenie na
twarzy.
Znalaza jak tubk, wycisna na do troch mazistej substancji i wtara w policzek.
Umiechna si lekko i odoya tubk z powrotem.
- Troch lepiej?
- Tak. Dziki.
Zaczy spada kamienie i w grze rozrastaa si niebieska una. Niebo pulsowao,
stajc si coraz janiejsze.
- To mi podejrzanie wyglda.
- Wszystko mi wyglda podejrzanie.
- W ostatnim tygodniu cholernie czsto si to zdarza.
- Tak. Syszaam jak mwili, e by moe wiatry ustaj - e niebo moe si oczyci.
- Dobrze by byo - odpowiedzia Tanner.
- Moe jeszcze zobaczymy je takim, jakim powinno wyglda - cae niebieskie i z
pyncymi po nim chmurami. Wiesz co to chmury?
- Syszaem o nich.

- To takie biae, kbiaste twory dryfujce po niebie. Czasami s szare. Nie spada z
nich nic oprcz deszczu, a i on nie zawsze.
- Tak, wiem.
- Widziae ja kiedy w L.A.?

- Nie.
Niebo zaczy przecina te byskawice, a czarne linie wiy si po nim jak we.
Kamienny deszcz grzechota gono o dach i mask samochodu. Ulewa przybraa na sile.
Podniosa si mga. Tanner zmuszony by zwolni. Wydawao si, e w samochd wal
kowalskie moty.
- Nie dojedziemy - powiedziaa Corny.
- Nie kracz. Ten wz jest tak zbudowany, e to wytrzyma... Co to, tam przed nami?
- Most! - krzykna, pochylajc si gwatownie do przodu. - To ten! Zjed z drogi w
lewo, a potem w d. Pod mostem jest wyschnite koryto rzeki.
Byskawice rozwietlay cae poacie nieba. Wydawao si, e wszystko wok ponie.
Minli spalone drzewo. Nawierzchni drogi cigle zacielay setki zdechych ryb.
Dojechawszy do mostu, Tanner skrci w lewo, zwolni i zjecha lisk, botnist
skarp w d.
Gdy dotar do koryta rzeki, skrci w prawo i wjecha pod most. Byli tam zupenie
sami. Z gry kapay na samochd krople wody. W wietle rozdzierajcych raz po raz niebo
byskawic, robio si jasno jak w dzie. Niebo byo jak obracajcy si nieustannym grzmotem
kalejdoskop. Z mostu docierao do ich uszu jakie zawodzenie.
- Tu jestemy bezpieczni - powiedzia Tanner i zgasi silnik.
- Czy drzwi s zamknite?
- Tak. Blokuj si automatycznie. Wyczy reflektory.
- Postawibym ci jakiego drinka, ale mam tylko kaw.
- Moe by i kawa.
- Okay. Ju si robi. - Opuka ekspres, napeni go i wsun wtyczk do gniazdka na
tablicy rozdzielczej. Siedzieli palc papierosy i wsuchiwali si w szalejc burze.
- Wiesz co? - odezwa si. - To przyjemne uczucie siedzie sobie w bezpiecznym
miejscu, jak szczur w norze, gdy tymczasem diabli bior wszystko co na zewntrz. Suchaj,
co si wyprawia. Daoby nam popali.
- Te tak myl - odpara. - Co zamierzasz robi jak ju dojedziesz do Bostonu?
- O, nie wiem... Moe dostane jak prace, uciuam troch gotwki i otworz sklep z
motocyklami albo stacje obsugi. Jeszcze si nie zdecydowaem.
- Nieze plany. A sam zamierzasz jedzi?
- No jasne. Maj w miecie jaki dobry klub?
- Nie. Wszyscy tam s piechurami.
- Tak przypuszczaem. Moe zorganizuje wasny klub. Wycign rk i ucisn jej

do.
- Mog ci postawi drinka - powiedziaa.
- Co masz na myli?
Wyja z prawej kieszeni swej kurtki plastykow butelk, odkrcia korek i podaa j
Tannerowi.
- Masz.
Nabra pene usta wdki i przekn j krztuszc si. Wzi drugi yk i odda butelk
Cornelii.
- Dobre! Jeste kobiet o nie dajcym si przewidzie potencjale i to mi si w tobie
podoba. Dziki.
- Nie ma o czym mwi. - ykna z butelki i odstawia j.
- Masz papierosa?
- Chwileczk.
Przypali dwa i jednego odda Corny.
- Trzymaj, Corny.
- Dziki, Chciaabym ci pomc dojecha do Bostonu.
- Skd ten pomys?
- I tak nie mam nic lepszego do roboty. Mojej paczki ju nie ma i teraz nie mam z kim
jedzi. Poza tym, jeli dojedziesz, bdziesz wan figur. Z duej litery. Pomylaam, e
mgby mnie wtedy zatrzyma przy sobie.
- Moliwe. A jaka jeste?
- Och, jestem naprawd mia. Pomasuj ci nawet ramiona, gdy ci zabol.
- Wanie teraz mnie bol.
-Tak mylaam. Pochyl si.
Nachyli si w jej stron i podda masaowi. Rce miaa zrczne i silne.
Dobrze to robisz, dziewczyno.
- Dziki.
Wyprostowa si i odchyli do tyu. Potem sign po butelk, wzi yk i poda j
Corny. Wok szalay furie, ale osaniajcy ich most dzielnie wytrzymywa napr burzy.
Tanner zgasi wiato.
- Chod - powiedzia do Corny, obj j i przycign do siebie. Nie opieraa si.
Znalaz sprzczk jej pasa, odpi j i zabra si do guzikw. Po chwili rozoy fotel.
- Wemiesz mnie ze sob? - spytaa.
- Pewnie.

- Pomog ci. Zrobi wszystko co kaesz, byleby tylko dotar do Bostonu.


- Ciesz si.
- Przecie jeli Boston si skoczy, skoczymy i my.
- No jasne.
Potem nie mwili, ju nic.
W niebiosach panowa gwat. Potem nastay ciemno i cisza.

XV
Gdy Tanner otworzy oczy, by ju ranek. Burza ustaa. Odwiedzi latryn w tylnej
czci samochodu, po czym zaj znowu miejsce w fotelu kierowcy.

Cornelia spaa nadal i nie obudzia si nawet, gdy zapuci silnik i rusza pod zasane
wodorostami zbocze wzgrza.
Niebo byo znowu jasne, a droga usiana kamieniami. Lawirowa miedzy nimi, kierujc
si na blade soce. Po pewnym czasie Cornelia przecigna si.
- Uch! - powiedziaa i Tanner przywita j skinieniem gowy.
- Ramiona ju mnie tak nie bol - powiedzia.
- A widzisz!
Samochd pi si wolno pod gr. Pociemniao. Jedna czarna linia biegnca
rodkiem nieba przeistoczya si w diabelsk autostrad.
Gdy przejedali przez poronit lasem dolin, zacz pada deszcz. Dziewczyna
wrcia ju z tyu samochodu i zajta bya przygotowywaniem niadania, kiedy Tanner
dostrzeg na horyzoncie maleki punkcik. Przeczy obiektywy skanerw na teleskopowe i
po chwili przyspieszy, starajc si uciec przed tym co ujrza.
Cornelia uniosa gow i spojrzaa na ekran.
Ich ladem pdzia chmara motocykli.
- To twoi ludzi? - spyta Tanner.
- Nie. Moich zaatwie wczoraj.
- To niedobrze - mrukn Tanner, docisn gaz do dechy i modli si o burze.
Samochd wszed z polizgiem w ostry zakrt i rozpocz wspinaczk pod nastpne wzgrze.
cigajcy zbliyli si nieco. Tanner przeczy obiektywy z teleskopowych z powrotem na
normalne, ale i
teraz mona byo oceni liczebno nadjedajcego tumu.
- To musz by Kingsi - odezwaa si Cornelia. - To najwiksza banda na tych
terenach.
- To le - powiedzia Tanner.
- Dla nich, czy dla nas?
- Dla jednych i dla drugich. Umiechna si.
- Chciaabym zobaczy, jak to robisz.

- Zdaje si, e bdziesz miaa okazje. cigaj nas jak szaleni.


Deszcz by teraz mniej ulewny, ale mga zgstniaa. Pomimo to Tanner widzia wiata
jadcych za nimi w odlegoci wier mili motocykli. Swoich reflektorw nie wcza. Liczb
cigajcych go tego chodnego, ponurego poranka przeladowcw oszacowa na sto do stu
pidziesiciu.
- Ile jeszcze mamy do Bostonu? - spyta.
- Okoo dziewidziesiciu mil - odpara.
- Szkoda, e zachowuj cigle dystans. Mogliby si do nas zbliy - powiedzia
napeniajc miotacze i wczajc ukad celowniczy, wyostrzajcy krzy nitek na ekranie
wstecznym.
- Co to jest? - spytaa.
- Krzy. Ukrzyuje ich, moja pani. Umiechna si i ucisna jego ramie.
- Mog ci w czym pomoc? Nienawidz tych sukinsynw.
- Za chwileczk - odpar Tanner. - Za chwileczk na pewno. - Sign na tylne
siedzenie, wzi z niego sze rcznych granatw i zawiesi je sobie u czarnego, szerokiego
pasa. Dziewczynie poda karabin. - Zap si za to - powiedzia, a sobie wsun za pas pistolet
0,45.
- Wiesz jak si z tym obchodzi?
- Tak - odpara bez wahania.
- To dobrze.
Nie spuszcza wzroku z taczcych po ekranie wiate.
- Dlaczego u diaba ta burza si nie zaczyna? - zakl, gdy wiata zbliyy si na tyle.
e we mgle mg ju rozrni poszczeglne sylwetki motocyklistw.
Gdy dzielca go od nich odlego zmniejszya si do stu stp, wystrzeli pierwszy
granat. Pocisk zatoczy szeroki uk w szarym powietrzu i piec sekund pniej nastpia
eksplozja, ktrej towarzyszy olepiajcy bysk.
wiata sunce bezporednio za samochodem pozostay. Poruszajc na boki krzyem
nitek celownika, pooy palce na spustach pidziesitek. Karabiny zagdakay dugimi
seriami. Wyrzuci nastpny granat. Gdy nastpia druga eksplozja, samochd pi si ju pod
kolejne wzniesienie terenu.
- Zatrzymae ich?
- Moe na jaki czas. Widz jeszcze par wiate, ale daleko za nami.
Po piciu minutach dotarli do szczytu. Mgy tu nie byo i w grze widzieli ciemne
niebo. Zaczli znowu zjeda w d. Po prawej wznosia si ciana zmieszanych z glin

kamieni. Tanner zauway j.


Gdy zjechali na sam d i Tanner zauway, e droga biegnie ju po paskim terenie,
wczy najsilniejsze wiata i poszuka wzrokiem miejsca, w ktrym pobocza byy
najszersze.
W grze, za nimi, ukaza si nagle rzd zjedajcych na d wiate.
Znalaz miejsce, gdzie droga bya wystarczajco szeroka i wprowadzajc samochd w
kontrolowany polizg dokona zwrotu o sto osiemdziesit stopni. Krzaczaste urwisko mia
teraz po lewej rce. Pocig zblia si nieubaganie.
Unis wyrzutnie rakiet i odpali jeden pocisk. Unis je o dalsze pi stopni i odpali
drugi pocisk. Unis je jeszcze o pi stopni wyej i odpali trzeci. Potem opuci wyrzutnie o
pitnacie stopni i odpali jeszcze jedn rakiet.
We mgle rozbysa jasno. Sysza turkot toczcych si po drodze kamieni i czu
wibracje gruntu. To zaczynao obsuwa si zbocze urwiska. Skrci kierownice w prawo i
cofajc si odpali jeszcze dwie rakiety na wprost. Wzniosy si tumany pyu przemieszane
teraz z mg. Wibracje nie ustaway.
Zawrci i ruszy w dalsz drog.
- Mam nadzieje, e to ich powstrzyma - powiedzia przypalajc dwa papierosy i
podajc jednego dziewczynie.
Po piciu minutach, gdy wjechali wyej i podmuch wiatru rozwia nieco mg, Tanner
dostrzeg daleko w tyle kilka podajcych cigle jego tropem wiate.
Kiedy dotarli na szczyt wysokiego wzniesienia, wskazanie licznika promieniowania
przekroczyo normalny poziom. Rozejrza si i daleko przed sob zobaczy krater.
- To ten - usysza gos dziewczyny. - Gdy zbliymy si do niego, bdziesz musia
zjecha z drogi. Skrcisz tam w prawo i okrysz go naokoo.
- Dobrze.
Po raz pierwszy tego dnia usysza padajce z tyu strzay i chocia nastawi celownik,
to sam nie otworzy ognia. Odlego bya jeszcze zbyt dua.
- Musiae odci poow z nich - powiedziaa Corny wpatrujc si w ekran. - Nawet
wicej. To jedna twarda banda.
- Widz. -Jecha teraz we mgle. Przeliczy pociski do granatnikw i stwierdzi, e ich
zapas wyczerpuje si.
Gdy poczu, jak samochd podskakuje na popkanej, betonowej nawierzchni, skrci
w prawo i zjecha z szosy. Poziom promieniowania by teraz bardzo wysoki. Od ziejcego po
lewej krateru dzielio go nie wicej jak tysic jardw.

Podajc cigle za samochodem wiata rozsypay si w tyralier i pojaniay. Wzi


na cel najjaniejsze i strzeli. Reflektor zgas.
Jeszcze jeden do kompletu - stwierdzi i pdzi dalej przez zwglon rwnin.
Ulewa wzmoga si. Ustawi rodek krzya nitek celownika na nastpne wiato i
odda kolejny strza. Zgaso rwnie i znowu usysza huk ich karabinw. Strzelali do niego.
Wczy ukad celowniczy karabinw wbudowanych w praw burt wozu i
obserwowa wyostrzajcy si na ekranie krzy nitek. Kiedy trzy motocykle wysuny si do
przodu, aby oskrzydli go z tej strony, otworzy ogie i skosi je. Strzay zza jego plecw
zaczy pada gciej. Zignorowa to, zajty pokonywaniem nierwnoci terenu.
- Naliczyam dwadziecia siedem wiate - odezwaa si Corny.
Tanner lawirowa wrd zacielajcych pole gazw. Zapali nastpnego papierosa.
W pi minut pniej motocykle pdziy ju po obu jego stronach.
Nie spieszy si z otwarciem ognia, oszczdzajc amunicje i chcc by pewnym
trafienia. Odczekawszy na dogodny moment, ostrzela wszystkie wiata znajdujce si w
zasigu raenia jego broni, docisn do dechy peda gazu i skrci za skay.
- Piciu upado - powiedziaa Corny, ale Tanner wsuchiwa si w odgosy strzelaniny.
Wystrzeli za siebie granat, ale kiedy prbowa cisn nastpny, urzdzenie spustowe wydao
tylko cichy, metaliczny trzask. Magazynek wstecznego granatnika by ju pusty. Wyrzuci po
jednym granacie na boki i przerwa na chwile ogie.
- Pokae im co jak si tylko zbli - powiedzia do Cornelii. Po lewej rce mieli
cigle krater. Strzela teraz tylko do pojedynczych celw, kiedy mia pewno, e znajduj
si w polu raenia jego karabinw. Pooy jeszcze dwch i niespodziewanie z mgy
wynurzya si przed nim zniszczona nawierzchnia drogi.
- Jed rwnolegle do niej - poradzia mu Corny. - Tam jest szlak. Na odcinku jakiej
mili ta szosa nie nadaje si do niczego.
Pociski bez przerwy odbijay si rykoszetem od pancernych burt. Odwzajemni si
ogniem. Pdzili szpalerem poskrcanych drzew, takich samych, jakie widzia w pobliu
innych kraterw.
Wok ich gazi, niczym proporce owijay si kaczki mgy. Sycha byo coraz
goniejszy grzechot
deszczu o dach samochodu. Kiedy dotarli wreszcie do miejsca, od ktrego
nawierzchnia drogi zachowana bya w przyzwoitym
stanie, Tanner przypomnia sobie o cigajcych go wiatach.
- Ile teraz naliczya? - zwrci si do Cornelii.

- Zdaje si, e jest ich okoo dwudziestu. Jak nam idzie?


- Boje si tylko o opony. Mog sporo wytrzyma, ale pocisk je przebije. Oprcz tego
jaka zabkana kulka moe trafi w obiektyw ktrego skanera. Nie liczc tych dwch
czuych miejsc samochd jest kuloodporny i nawet jeli zdoaj nas zatrzyma, to bd
musieli si do nas wamywa.
Motocykle znowu zmniejszyy dystans dzielcy je od samochodu. Tanner widzia
jasne rozbyski i sysza huk karabinw.
- Trzymaj si - krzykn do Corny i uderzy po hamulcach. Wz wpad w polizg i
przebywaj! jeszcze par metrw po mokrej nawierzchni zatrzyma si.
wiata gwatownie pojaniay. Tanner bluzn w ich stron pomieniem z miotacza
wstecznego, a po chwili wczy miotacze boczne i grza z nich przez kilkanacie sekund do
paru motocykli, ktre prboway przemkn si obok samochodu.
Potem zdj nog z hamulca i, nie tracc czasu na ocen zniszcze, ktrych dokona,
wyrwa gwatownie do przodu.
Gdy pdzili przed siebie oddalajc si od miejsca utarczki, usysza miech Cornelii.
- Boe! Ale im przyoye. Czart! Rozwalie ca te cholern band.
- Nie ma si z czego mia! - powiedzia. - Widzisz jeszcze jakie wiata?
Wpatrywaa si przez chwile we wsteczny ekran.
- Nie - stwierdzia w kocu. - Chocia czekaj. Trzy, siedem, trzynacie.
- Cholera! - zakl.
Poziom promieniowania spad. Do panujcego w grze ryku doczyy trzaski. Przez
jakie p minuty wraz z deszczem pada z nieba drobny wir.
- Kocz si nam zapasy - powiedzia Tanner.
- Czego?
- Wszystkiego: szczcia, paliwa, amunicji. Moe wyszaby lepiej na tym, gdybym
zostawi ciebie tam gdzie znalazem.
- Nie - zaprzeczya gorco. - Jestem z tob - na dobre, czy na ze.
- No to jeste gupia - zawyrokowa. - Nie byem dotd przykry dla ciebie. Gdybym
by, graaby na inn nutk.
- Moe - odpara. - Poczekaj, a usyszysz jak piewam. Wycign rk i ucisn jej
udo.
- Okay, Corny. Na razie jeste w porzdku. Trzymaj tak i zobaczymy co bdzie dalej.
Sign po papierosa i zakl stwierdzajc, e paczka jest pusta. Uczyni gest gow w stron
skrytki. Corny otworzya drzwiczki i wyja now paczk, rozdara j i przypalia Tannerowi

papierosa.
- Dziki.
- Dlaczego trzymaj si wci poza zasigiem naszej broni?
- Nie wiem. Moe chc tylko jecha za nami.
Mga zacza si podnosi i zanim Tanner skoczy papierosa, widoczno znacznie
si poprawia. Mg ju odrni czarne postacie siedzce okrakiem na motocyklach. Jechali
cigle z tyu nie podejmujc adnych akcji zaczepnych.
- Jeli chc tylko dotrzyma nam towarzystwa, to nie mam nic przeciwko temu odezwa si Tanner. - Niech sobie dotrzymuj.
Po pewnym czasie jednak strzelanina rozptaa si na nowo i Tanner usysza huk
pkajcej opony. Zwolni, lecz si nie zatrzyma. Wycelowa starannie i zasypa swych
przeladowcw gradem ku. Kilku przewrcio si.
Kanonada za jego plecami nie ustaa. Gdy pka druga opona zahamowa gwatownie i
samochd zwalniajc wpad w polizg i obrci si o sto osiemdziesit stopni. Tanner wysun
supy kotwiczne i jedn po drugiej odpali w kierunku nadjedajcych rakiety. Kiedy
rozjechali si na prawo i lewo oskrzydlajc go ponownie, otworzy ogie z karabinw
maszynowych najpierw z prawej, a potem lewej burty. Gdy ich magazynki oprniy si,
wystrzeli reszt granatw.
Kanonada stracia na sile, ale nie ucicha zupenie. Strzay paday teraz spord drzew
rosncych tu wzdu drogi. Tanner wyodrbni pi rde ognia - trzy z lewej i dwa z prawej
strony. Przed samochodem leay pogruchotane motocykle i trupy ludzi. Niektre jeszcze
dymiy. Nawierzchnia szosy bya w wielu miejscach podziurawiona i popkana. Zawrci
samochd i na szeciu koach ruszy w dalsz drog.
- Skoczya si nam amunicja, Corny - powiedzia do dziewczyny.
- Wcale si nie dziwie. Strasznie duo ich pooylimy...
- Na pewno.
Na wstecznym ekranie dostrzeg jak na drog wjeda znowu pi motocykli.
Zachowywali spory dystans, ale wci jechali trop w trop za nim.
Sprbowa skorzysta z radia, ale odpowiedzi nie otrzyma. Nacisn hamulec i stan.
Motocykle zatrzymay si rwnie w sporej odlegoci od samochodu.
- No, przynajmniej si nas boj. Myl, e cigle mamy zby.
- Bo mamy - powiedziaa.
- Tak, ale nie te, o ktrych oni myl.
- Jeszcze lepsze.

- Ciesz si, e de spotkaem - powiedzia Tanner.


- Mog dziki temu przebywa w towarzystwie optymistki, nie uwaasz?
Skina gow. Tanner wrzuci bieg i ruszy zrywem naprzd.
Motocykle, wci trzymajc si w bezpiecznej odlegoci, ruszyy rwnie.
Obserwowa je na ekranie i kl.

Po chwili zbliyy si nieco. Tanner przez p godziny gna jak szalony przed siebie,
ale pi ocalaych z pogromu motocykli coraz bardziej zmniejszao dzielc ich odlego.
Gdy byli ju wystarczajco blisko siedzcy na nich ludzie otworzyli ogie z opartych
o kierownice karabinw.
Tanner sysza kilka rykoszetw i nagle pka nastpna opona.
Zatrzyma si ponownie. Motocykle uczyniy to samo, pozostajc cigle tu poza
zasigiem miotacza ognia. Zakl i ruszy znowu. Samochd dygota, przechyliwszy si na
lew stron. Minli rozwalony o drzewo wrak pciarwki. Siedzia w niej szkielet prawdopodobnie kierowcy. Szyby byy wybite, a opon brakowao. Na niebie wida byo p
soca. Dochodzia dziewita. Przed nimi unosiy si widmowe tumany mgy. Ciemne pasma
na niebie faloway, a spadajcy z nich deszcz by coraz bardziej ulewny i zmieszany z pyem,
maymi kamykami i kawakami metalu.
- Dobrze - powiedzia Tanner, gdy rozlego si bbnienie o dach i mask samochodu ale mogoby by jeszcze lepiej.
Jego yczenie spenio si bardzo szybko. Ziemia zacza dre, a na pnocy pojawio
si niebieskie wiato. Wrd ryku nieba sycha byo grzmoty, potem doszed ich uszu oskot
i tu obok prawej burty samochodu runa nagle sterta gruzu.
- eby tak nastpna spada prosto na naszych chopcw, tam za nami - powiedzia
Tanner. Przed sob, nieco z prawej zobaczy pomaraczow zorze. Jarzya si tam ju od
kilku minut, ale dopiero teraz zda sobie spraw z jej istnienia.
- Wulkan - stwierdzia Corny, kiedy jej to pokaza. - To znaczy, e zostao nam do
przejechania jakie szedziesit pi do siedemdziesiciu mil.
Nie mg si zorientowa, czy nadal do niego strzelaj. Dochodzce zewszd
dudnienie zaguszyoby nawet kanonad artyleryjsk, a bbnienie wiru o karoserie
samochodu mogo zlewa si z rykoszetami pociskw. Pi wiate podao za nimi krok w
krok.
- Czemu nie dadz za wygran? - zastanawia si Tanner. - Maj tam niez anie.
- S do tego przyzwyczajeni - odpara Corny. - Poza tym gna ich dza krwi. Tanner
zdj z drzwiczek kabiny Magnuma 0.375 i poda go dziewczynie.

- Zap si za to - powiedzia, po czym wyj ze schowka pudeko z amunicj i doda:


- Schowaj je do kieszeni.
Do kieszeni swojej kurtki wsun naboje do 0,45 i poprawi granaty rczne
przytroczone u pasa.
Z piciu podajcych za nim wiate pozostay nagle tylko cztery, a i te zmalay
zwalniajc.
- Mam nadzieje, e to jaki wypadek - powiedzia.
Ujrzeli gr - stoek o wyszczerbionym wierzchoku, krwawicy pomieniami w
niebo. Zjechali z drogi w lewo i posuwali si teraz dobrze zaznaczonym szlakiem. Ominiecie
gry zajo dwadziecia minut. Potem znowu ujrzeli swych przeladowcw - cztery wolno
zmniejszajce dystans wiata.
Tanner wprowadza samochd z powrotem na drog i pomkn przed siebie, czujc pod
koami drenie gruntu. Niebem przelatyway te byskawice. Wok waliy w ziemie cikie
bezksztatne obiekty o rednicy kilku stp. Przechylony na jedn stron samochd zatacza si
pod uderzeniami porywistego wichru. Szybko, z jak si teraz posuwali, nie przekraczaa
czterdziestu mil na godzin. Z radia wydobyway si tylko zakcenia elektrostatyczne.
Tanner min ostry zakrt, zahamowa gwatownie, wyczy wiata, wycign
zawleczk granatu i czeka z rk na klamce drzwiczek.
Kiedy na ekranie pojawiy si wiata, otworzy szybkim ruchem drzwiczki, wychyli
si i cisn granat poprzez kamienny deszcz.
Zanim dosza ich uszu eksplozja, zanim na ekranie pojawi si bysk, byli ju w
drodze.
Dziewczyna rozemiaa si niemal histerycznie.
- Dostae ich. Czart, dostae ich - krzyczaa.
Tanner popi z butelki, a Corny wychylia j do dnia.
Droga bya coraz bardziej popkana, wyboista i niebezpieczna. Samochd wspi si
na szczyt wysokiego wzniesienia i pdzili teraz w d. Zjechawszy ze wzgrza wpadli w
tuman gstej mgy. ' Z przeciwka zbliay si jakie wiata i Tanner przygotowa miotacze
ognia. Bya to jednak zwyka ciarwka, zmierzajca na zachd i nie przejawiajca adnych
wrogich zamiarw. W cigu nastpnej p godziny min jeszcze dwie.
Niebo zaczo przecina coraz wicej byskawic. Na ziemie sypa si grad kamieni
wielkoci pieci. , Tanner dostrzeg las i zjecha z drogi z zamiarem schronienia si wrd
wysokich drzew. Niebo pociemniao cakowicie, gubic nawet niebiesk un.
Czekali trzy godziny, ale burza nie ustawaa. Jeden po drugim zgasy cztery ekrany, a

pity pokazywa tylko czer zalegajc pod samochodem. Ostatnim obrazem, jaki Tanner
oglda na ekranie wstecznym, byo ogromne, rozszczepione na dwoje drzewo i odamujca
si wanie od niego ga. Nastpio kilka straszliwych trzaskw o mask samochodu. Wz
chybota si przy kadym na wszystkie strony. Dach kabiny zosta w trzech miejscach
gboko wgnieciony. wiato przygasao i rozjanio si znowu. Z radia nie dochodziy ju
nawet zakcenia.
- Zdaje si, e dostalimy - odezwa si Tanner.
- Chyba tak.
- Jak jeszcze daleko?
- Z pidziesit mil.
- Jeli to przeyjemy, to jest jeszcze szansa.
- Jaka szansa?
- Mam z tyu wozu dwa motocykle.
Rozoyli fotele, zapalili papierosy i czekali. Po chwili wiato w kabinie zgaso i nie
zapalio si ju wicej.
Burza szalaa cay dzie i przecigna si do pnej nocy. Spali pod oson wraku
rozbitego samochodu. Kiedy nawanica ustaa, Tanner otworzy drzwiczki, wyjrza na wiat i
zamkn je z powrotem.
- Poczekamy do rana - zdecydowa. Ucisna jego do i zasnli, trzymajc si za
rce.

XVI

Rano Tanner brnc w bocie i omijajc lece na ziemi gazie, gazy oraz zdeche
ryby obszed samochd dookoa, otworzy tylne drzwiczki i odpi klamry, za pomoc
ktrych unieruchomiono motocykle. Napeni paliwem zbiorniki i sprowadzi maszyny po
rampie na ziemi.
Potem wczoga si na ty kabiny, skd wyj tylne siedzenie. Pod nim, w baganiku
znajdowaa si dua, aluminiowa skrzynka - przesyka, ktr-mia dowie do Bostonu. Bya
hermetycznie zamknita. Wyj j ze schowka i przenis do swojego motocykla.
- To ten towar? - spytaa Cornelia. Skin gow i postawi pojemnik na ziemi.
- Nie wiem jak to jest tam w rodku przechowywane. Czy Jest chodzone, czy jak powiedzia - ale sama skrzynka nie jest tak cika, ebym nie mg jej powie na baganiku
motocykla. W ostatnim po prawej schowku s tamy. Pjd i przynie mi je. Wyjmij te moje
uaskawienie ze rodkowej skrytki. ^est w duej, kartonowej kopercie.
Wrcia po chwili z tamami i kopert i pomoga Tannerowi przymocowa pojemnik
do baganika motocykla.
Owin sobie wok bicepsa dodatkow tam i pchajc przed sob motocykle,
wprowadzili je na drog.
- Musimy z tym wolno jecha - powiedzia, przewieszajc przez plecy karabin.
Nacign rkawice i kopniakiem zapuci silnik.
Corny posza w jego lady i ruszyli ramie w ramie autostrad.
Po jakiej godzinie jazdy miny ich dwa osobowe samochody, zmierzajce na zachd.
Na tylnych siedzeniach obu widzieli przycinite do szyby twarzyczki dzieci przygldajce
si im z ciekawoci. Kierowca drugiego wozu by w samej koszuli i spod pachy wystawaa
mu czarna kabura.
Niebo nabrao koloru rowego i przecinay je trzy czarne linie, ktrych wygld nie
wry nic dobrego. Soce byo blad kul wpadajcego w r srebra, ale Tanner stale
chroni oczy za goglami przed jego blaskiem.
Skrzynka jechaa bezpiecznie na tylnym baganiku. Tanner pochyli si nad
kierownic i myla o Bostonie. Powietrze byo chodne i wilgotne, a u stp kadego wzgrza
unosia si lekka mgieka. Nawierzchnia drogi stawaa si coraz lepsza.
Okoo pnocy, ponad jednostajnym rykiem silnikw, usysza strza. Z pocztku
myla, e pochodzi z ganika, ale strza pad ponownie. Corny krzykna, zjechaa z drogi i

uderzya w lecy na poboczu wielki gaz.


Tanner skrci ostro w lewo i zahamowa. Hukny dwa nastpne strzay. Opar
motocykl o drzewo i przywar do ziemi. Pocisk uderzy tu przy jego gowie. Zorientowa si
z jakiego kierunku nadlecia. Przeczoga si do przydronego rowu i cign rkawice z
prawej doni. Widzia swoj dziewczyn lec tam, gdzie upada. Z jej piersi sczya si
krew. Nie poruszaa si.'
Unis karabin i pocign za spust.
Odpowiedziano mu strzaem. Podpezn w lewo.
Strzelano z odlegego o jakie dwiecie stp wzgrza. Zdawao mu si, e widzi luf
karabinu.
Wzi j na cel i ponownie nacisn na spust. I tym razem odpowiedziano mu
strzaem. Przeczoga si wolno jeszcze bardziej w lewo i, pokonawszy pitnacie stp, dotar
do sterty gruzu, za ktr mg przykucn. Wycign zawleczk granatu, wsta i rzuci go.
Pad na ziemie, gdy ze wzgrza pad kolejny strza, i uj w donie drugi granat.
Rozlega si seria potnych detonacji, ktrym towarzyszy olepiajcy bysk. Z gry
posypay si strzpy metalu. Tanner zerwa si na rwne nogi i cisn drugi granat, tym razem
celujc dokadniej.
Gdy ucichy echa kolejnych eksplozji, podbieg w kierunku wzgrza, ciskajc w
doniach karabin. Nie mia tam ju jednak nic do roboty.
Na miejscu zasta tylko par strzpkw ludzkiego ciaa. Karabinu, z ktrego do
strzelano, nie odnalaz.
Wrci do Cornelii.
Nie oddychaa. Jej serce przestao bi. Wiedzia, co to znaczy.
Przenis j do przydronego rowu, w ktrym przed chwil lea i pogbi go rkoma.
Zoy dziewczyn do grobu i przysypa ziemi. Potem przyprowadzi jej motocykl,
postawi go na wieej mogile i wysun podprk. Na botniku wydrapa sztyletem sowa:
Miaa na imi Cornelia i nie wiem ile miaa lat, ani skd pochodzia, ani jak brzmiao
jej nazwisko, ale bya dziewczyn Czarta Tannera i kochaem j".
Potem wrci do swojego motocykla, zapuci silnik i ruszy w dalsz drog. Od
Bostonu dzielio go jeszcze okoo trzydziestu mil.

XVII

Po przejechaniu paru mil, usysza warkot drugiego motocykla. Z lenej cieki po


jego lewej stronie wypad na szos Harley. Nie mg odsdzi si na wiksz odlego od
nieznajomego, gdy adunek, ktry wiz, nie pozwala na szybk jazd. Pozwoli wiec
tamtemu jecha za sob.
Po chwili motocyklista - wysoki, chudy mczyzna z pomienn brod, zrwna si z
Tannerem. Jadc po jego lewej rce umiechn si, podnis rk i opuci j, dajc znak
gow.
Tanner przyhamowa i zatrzyma si. Rudobrody uczyni to samo.
- Dokd jedziesz, kolego? - spyta uprzejmie.
- Do Bostonu.
- A co masz w tej skrzynce?
-Leki.
-Jakiego rodzaju? - Brwi mczyzny uniosy si w gr, a na jego ustach wykwit
znowu umiech.
- Przeciwko epidemii, ktra tam panuje.
- Ach, mylaem, e chodzi o co innego.
- Przykro mi.
Mczyzna trzyma teraz pistolet w prawej doni.
- Za z motocykla - rzuci rozkazujcym tonem.
Tanner zrobi co mu kazano. Mczyzna unis lew rk i z krzakw porastajcych
pobocze drogi wyoni si drugi czowiek.
- Odprowad motocykl tego gocia jakie dwiecie stp autostrad - zwrci si do
niego Rudobrody -i zaparkuj go porodku drogi. Potem wracaj na swoje miejsce.
- Co jest grane? - spyta Tanner. Nieznajomy zignorowa to pytanie.
- Kim jeste? - zapyta Tannera.
- Nazywam si Czart. Czart Tanner.
- Id do czarta.
Tanner wzruszy ramionami.
- Ty nie jeste Czart Tanner.
Tanner cign rkawice i pokaza zacinit pie.
- Tu jest moje imi.
- Nie wierze - powiedzia mczyzna obejrzawszy tatua.

- Jak chcesz, obywatelu.


- Zamknij si! - wrzasn Rudobrody i jeszcze raz podnis w gr lew rk.
Tymczasem drugi mczyzna postawi ju motocykl Tannera na szosie i wrci na swj
posterunek w zarolach po prawej stronie drogi.
Na znak dany przez Rudobrodego, w krzakach po obu stronach szosy zapanowao
poruszenie. Jacy ludzie, pchajc przed sob motocykle, ustawiali si szeregiem wzdu
poboczy. W kocu utworzyli szpaler skadajcy si z jakich pitnastu par.
- No i co ty na to? - powiedzia z dum w gosie Rudobrody. - Nazywam si Wielki
Brat
- Mio mi ci pozna.
- Wiesz co teraz zrobisz. Mister?
- Wanie zaczynam si domyla.
- Pjdziesz do swojego motocykla i zabierzesz go sobie. Tanner umiechn si.
- Jak meczcy bdzie ten spacerek?
- Tym si nie przejmuj. No ruszaj. Czekaj, daj mi najpierw swj karabin. Wielki Brat
podnis znowu rk i silniki motocykli oyy jeden po drugim.
- Okay - powiedzia do Tannera, - Teraz.
- Czowieku, masz mnie za idiot?
- Nie. Ruszaj. Twj karabin.
Tanner, zsuwajc karabin z plecw, uchwyci go za luf i przeduajc ruch po uku
uderzy Wielkiego Brata kolb w podbrdek. Poczu jednoczenie jak w jego ciao wchodzi
pocisk. Rzuci bron, zapa za granat, wycign zawleczk i cisn go pomidzy ludzi
stojcych po lewej strome drogi. Zanim jeszcze granat rozerwa si, wycign zawleczk
drugiego i rzuci go na prawo. Motocykle zdyy jednak ju ruszy i pdziy teraz wprost na
niego.
Pad obok swego karabinu i zoy si do strzau z pozycji lecej. Wtedy dopiero
nastpia pierwsza eksplozja. Otworzy ogie przed upywem sekundy.
Pooy trzech, zerwa si na nogi i odskoczy, strzelajc z biodra. Skry si za lecy
na ziemi motocykl Wielkiego Brata i ostrzeliwa si a do oprnienia magazynku. Nie byo
czasu adowa go ponownie. Zdy odda cztery strzay z automatu 0,45 i otrzyma cios
acuchem.
Ocknwszy si usysza ryk silnikw. Kryli wok niego. Prbowa wsta na nogi,
ale powalio go uderzenie kierownic. Zostao ich dwch. Reszta leaa martwa na szosie.
Gdy znowu usiowa si podnie, otrzyma kopniaka.

Na jednym z motocykli siedzia Wielki Brat, a na drugim czowiek, ktrego jeszcze


nie widzia.
Przeczoga si w prawo i nagle poczu bl w koniuszkach palcw, miadonych
koami jednej z maszyn.
Nie spuszcza jednak oczu z kamienia, czekajc a motocyklista podjedzie bliej. Gdy
to nastpio, poderwa si z ziemi i uderzy przejedajcego mczyzn trzymanym w rku
kamieniem w gow. W chwile potem straci rwnowag i kiedy upad, poczu jak wpada na
niego drugi motocykl.
W boku zabolao tak strasznie, i myla, e pkaj wszystkie ebra, schwyci jednak
za rozporka sterczc z tylnego botnika motocykla i dal mu si powlec po ziemi.
Po przebyciu w ten sposb dziesiciu stp, trzyma ju w drugiej doni sztylet
wycignity z buta. Dgn na olep w gr i poczu jak ostrze przebija cienk, metalow
ciank. Puci si wtedy rozporki i leg twarz do ziemi, czujc zapach benzyny. Rka
powdrowaa do kieszeni i wysuna si z niej ciskajc zapalniczk.
Przebi bak zawieszony z boku motocykla Wielkiego Brata i jego zawarto tryskaa
teraz na drog, Dwadziecia stp dalej. Wielki Brat zawraca.
Tanner trzyma zapalniczk, zapalniczk z uniesionym wieczkiem i orlimi skrzydami
po bokach. Kciuk pokrci kokiem, trysny iskry, buchn pomie. Cisn j w
przepywajcy przed nim strumie benzyny. Ognista prga pomkna byskawicznie w
kierunku Wielkiego Brata.
Wielki Brat skoczy nawrt ruszajc znowu na Tannera, gdy nagle zorientowa si co
mu grozi. Wytrzeszczy oczy, a obramowany pomienn brod umiech znik z jego twarzy.
Prbowa jeszcze zeskoczy z motocykla, ale byo ju za pno. Upad naszpikowany
odamkami eksplodujcego zbiornika paliwa, z wielkim kawaem elaza w gowie.
Pomienie dosigy te Tannera. Dusi je niemrawo goymi rkoma.
Ugasiwszy swoje ubranie, unis gow i spojrza na ognist hekatomb i zamykajc
oczy znowu leg twarz do ziemi. Broczy krwi, by osabiony i bardzo wyczerpany. Jego
motocykl sta nie uszkodzony na drodze.
Zacz pezn w tamtym kierunku.
Dotarszy do maszyny rzuci si na siodeko i zwisa z niego przez dobre dziesi
minut. Zwymiotowa dwa razy, a ostry bl przerodzi si w nieustajce pulsowanie.
Po godzinie wgramoli si na motocykl i zapuci silnik.
Po przejechaniu p mili zmogy go zawroty gowy i zmczenie.
Zjecha z szosy, ukry najlepiej jak potrafi motocykl i, pooywszy si na goej ziemi,

zasn.

XVIII

Ockn si lec na boku w kauy zakrzepej krwi. Lewa rka bya spuchnita i
bolaa. Czu sztywno w czterech palcach i cierpia starajc si je zgi. W gowie pulsowaa
krew, a smak benzyny w ustach doprowadza go do mdoci. Przez dusz chwile by zbyt
obolay, aby si poruszy. Brod mia osmalon pomieniem, a prawe oko zapuchnite tak, e
ledwie na nie widzia.

- Corny... - jkn. - Cholera!


Przed oczyma, niczym tre sugestywnego snu wyaniajcego si nagle z zakamarkw
podwiadomoci, przelatyway obrazy z przeszoci.
Zacz dygota. Wszystko wok spowijaa mga. Byo bardzo zimno i przemarzy mu
nogi. Wilgo przesiknea na wylot przez drelichowe spodnie.
Sysza gdzie w oddali przejedajce pojazdy. Chyba samochody.
Zdoa przetoczy si na drugi bok i podpar gow rk. Bya noc, ale rwnie dobrze
mg to by ciemny dzie.
Lec tak, wrci mylami do swej wiziennej celi. Teraz wydawao mu si, e byo
mu tam jak w niebie. Pomyla te o swoim bracie Dennym, ktry te pewnie cierpi w tej
chwili. Zastanawia si, czy sam rwnie ma poamane ebra. Wszystko wskazywao na to, e
tak. Myla o potworach z poudniowego zachodu i o ciemnookim Gregu. Czy y jeszcze?
Jego myli uleciay z powrotem do L.A. i starego Barbary Coast, ktre po Wielkiej Obawie
skoczyo si raz na zawsze. Potem przed oczyma przesuna mu si Corny z zakrwawion
piersi. Zagryz warg i mocno zacisn powieki. Mogli razem uoy sobie ycie w Bostonie.
Jak jeszcze daleko?
Podwign si na kolana i popezn na czworakach przed siebie, dopki nie uderzy
gow w co wysokiego i twardego. Drzewo. Usiad, opierajc si o nie plecami. Do
bdzia po kurtce w poszukiwaniu papierosw. Znalaz zmitoszon paczk. Wycign
jednego, przerolowa go w palcach i przypomnia sobie, e jego zapalniczka ley teraz gdzie
na autostradzie. Wygrzeba z kieszeni zawilgocone pudeko zapaek. Trzecia zaja si
pomieniem. Gdy zacign si dymem, przenikajcy go do szpiku koci chd min i
spyna na niego fala gorca. Odpinajc konierzyk zakaszla i poczu w ustach smak krwi.
Jedyn broni, jaka mu pozostaa, by zwisajcy u pasa granat.
Nad gow w ciemnociach usysza ryk. Zacign si sze razy, papieros wylizn
mu si z palcw i zaskwiercza w zetkniciu z wilgotn ziemi. Gowa opada mu na piersi i

straci przytomno.
Czy bya burza? Nie pamita. Gdy si ockn, lea na lewym boku, przycinity
plecami do drzewa. Byo poudnie. Z gry paday na niego promienie rowego soca, a
mga zniknea. Skd dochodzi wiergot ptakw. Chcia zakl na gos i z krtani wydoby si
ochrypy charkot. Dopiero teraz zda sobie spraw z tego, jak wysuszone ma gardo. Zapaa
nagle straszliwym pragnieniem.
W odlegoci trzydziestu stp dostrzeg czyst kaue. Podpez do niej i pi apczywie.
Woda zmtniaa.
Zaspokoiwszy pragnienie powlk si na czworakach do miejsca, gdzie ukry
motocykl i wsta. Opar si o maszyn. Gdy zapala papierosa, trzsy mu si rce.
Dyszc ciko wepchn motocykl na szos. Brn do niej chyba z godzin. Nie mia
pojcia, ktra to godzina, bo zegarek by rozbity. Gdy rusza, soce chylio si ju za jego
plecami ku zachodowi. Wiatr smagn go po twarzy, a gwidce w uszach prdy powietrza
odciy swym przepywem jego wiadomo od wiata zewntrznego. adunek spoczywa
bezpiecznie na tylnym baganiku. Tanner wyobrazi sobie nagle, jak kto tam na miejscu
otwiera skrzynk i znajduje w niej stert potuczonych butelek. mia si i kl na przemian.
Mino go kilka samochodw zmierzajcych w przeciwnym kierunku. Nie widzia
jeszcze takiego. ktry kierowaby si w stron miasta. Droga bya w dobrym stanie, a wzdu
niej stay niele utrzymane, niezamieszkae jednak budynki. Nie zatrzymywa si. Tym razem
postanowi nie zatrzymywa si pod adnym pozorem, chyba e zostanie do tego zmuszony.
Soce zniyo si jeszcze bardziej i niebo na wschodzie pociemniao. Koysay si po
nim dwie czarne linie. Min drogowskaz, z ktrego odczyta, e do przejechania pozostao
mu jeszcze osiemnacie mil. Dziesi minut pniej wczy reflektory.
Wspi si na szczyt wzgrza i zwolnili, zanim szosa zacza opada z powrotem w
d.
Daleko przed sob, u stp wzniesienia ujrza wiata.
Wyrwa do przodu. Wiatr przynis mu dwik dzwonu, rozlegajcy si w
zapadajcych ciemnociach. Poczu unoszc si w powietrzu, znajom wo: to by sony
zapach morza.
Gdy zjeda w d, soce skryo si za wzgrzem. Pdzi teraz w niekoczcym si
cieniu. Daleko na horyzoncie, miedzy dwoma czarnymi pasami, pojawia si samotna
gwiazda.
W gstniejcym mroku jarzyy si wiata. Budynki stay teraz bliej siebie. Pochyli
si nisko nad kierownic. Bolay go minie ramion i aowa, e nie ma na gowie kasku.

Czu, i coraz bardziej traci poczucie rwnowagi.


To chyba ju niedaleko. Gdzie ma si uda, gdy dotrze do miasta? Nie powiedzieli mu
tego.
Potrzsn gow, jakby chcia w ten sposb przywrci jej zdolno logicznego
rozumowania.
Ulica, ktr teraz jecha, zdawaa si by wyludniona. Nie sysza odgosw ruchu
koowego. Zatrbi i po chwili echo powrcio do niego odbite od jakiej skrytej w mroku
przeszkody.
W budynku po lewej paliy si wiata. Zatrzyma si, zsiad z motocykla i
podszedszy do drzwi zabbni w nie pici. Wewntrz panowaa gucha cisza. Szarpn za
klamk, ale drzwi byy zamknite na klucz. Jeli w rodku jest telefon, to jego podr moe
zakoczy si ju tutaj.
A co, jeli wszyscy mieszkacy tego domu nie yj? Przyszo mu nagle do gowy, e
do tej pory mogo ju wymrze cae miasto. Wamie si do rodka! Wrci do motocykla po
rubokrt i zacz manipulowa przy zamku.
Mniej wicej w tej samej chwili usysza strza i warkot silnika.
Odwrci si szybko i opar plecami o drzwi. W prawej, obleczonej w rkawice doni
ciska ukryty granat.
- Stj! - zarycza gonik umieszczony na dachu zbliajcego si, czarnego
samochodu. - To by strza ostrzegawczy! Nastpny pjdzie w ciebie!
Tanner unis rce do poziomu uszu, odwracajc praw do grzbietem do przodu, aby
zasoni trzymany w niej granat. Zrobi par krokw i przystan przy krawniku, obok
swego motocykla. Czarny samochd zatrzyma si.
W rodku siedziao dwch policjantw i ten zajmujcy miejsce obok kierowcy trzyma
pistolet 0,38 wycelowany prosto w Tannera.
-Jeste aresztowany - powiedzia policjant. - Za szaber. Tanner skin gow. Obydwaj
mczyni wysiedli z samochodu. Kierowca obszed wz wok maski, niosc w rku
kajdanki.
- Szaber - powtrzy mczyzna z pistoletem. - Posiedzisz par lat.
- Daj tu rczki, chopcze - powiedzia drugi glina i Tanner wrczy mu zawleczk
granatu. Mczyzna gapi si na ni tpo przez kilka sekund, potem jego oczy pobiegy do
prawej rki Tannera.
- Boe! On ma bomb! - odezwa si czowiek z pistoletem. Tanner umiechn si.
- Zamknij si i suchaj! - powiedzia. - Albo moe zastrzel mnie i powdrujemy

wszyscy razem do nieba. Prbowaem dosta si do telefonu. Skrzynka na baganiku mojego


motocykla jest pena antyserum Haffikiny. Przywiozem j z L.A.
- Nie przejechae Alei na tym motocyklu!
- Nie, nie przejechaem. Mj samochd ley rozwalony gdzie miedzy Bostonem a
Albany, tak samo zreszt jak kupa ludzi, ktrzy prbowali mnie zatrzyma. Bierzcie lepiej
szybko te lekarstwa i wiecie je gdzie trzeba.
- Nie bujasz. Mister?
- Rka mi si szybko meczy. Nie czuje si najlepiej. - Tanner opar si o motocykl. Prosz. Wycign z kieszeni kurtki swe uaskawienie i wrczy je policjantowi trzymajcemu
kajdanki.
- To jest moje uaskawienie - powiedzia. - Zostao jak widzisz wystawione w
Kalifornii. Mczyzna wzi kopert, otworzy j i wycign dokument. Studiowa go przez
chwile.
- Wyglda na autentyczny - powiedzia w kocu. - A wiec Brady przejecha...
- On nie yje - przerwa mu Tanner. - Suchaj, jestem ranny. Rbcie co!
- O Boe! Trzymaj to mocno! Wa do samochodu i sied! My tylko chwileczk...
Zaraz przeniesiemy skrzynk do wozu i ruszamy. Dojedziemy do rzeki i bdziesz mg
wrzuci do niej to wistwo. cinij mocno.
Zdjli szybko skrzynk z motocykla i umiecili j ostronie w baganiku samochodu.
Tanner siedzia obok kierowcy, wystawiwszy rk z granatem przez opuszczon szyb.
Zawya syrena wozu policyjnego i rk Tannera, od nadgarstka po ramie, przeszy
ostry bl. Tak atwo byo po prostu puci.
- Gdzie trzymacie te swoj rzek? - jkn.
- To kawaek. Zaraz tam bdziemy.
- Spieszcie si. - Gos mu si ama.
- Wytrzymaj! Niedaleko jest most. Wjedziemy na niego i wyrzucisz granat do rzeki
jak bdziesz mg najdalej.
- Czowieku, jestem zmczony! Nie wiem, czy dam rade...
-Szybciej, Jeny!
- Przecie jad szybko, do cholery! Nie mamy skrzyde.
- Kred mi si w gowie...
Samochd wpad na most i zatrzyma si z piskiem opon. Tanner wolno otworzy
drzwiczki. Te od strony kierowcy zamkny si ju z trzaskiem. Zachwia si. Mczyni
pomogli mu doj do barierki. Uczepi si jej kurczowo, gdy go pucili.

- Nie mylaem...
Wyprostowa si, wzi zamach i cisn granat daleko przed siebie.
Umiechn si. Gdzie pod mostem da si sysze wybuch i woda w tym miejscu
zakotowaa si.
Dwaj policjanci odetchnli z ulg, a Tanner zachichota.
-Czuje si cakiem dobrze - powiedzia normalnym gosem. - Chciaem was tylko
nastraszy.
- Dlaczego...
Upad. W snopach wiata, rzucanych przez reflektory ujrzeli blado jego twarzy.

XIX

Nastpnej wiosny, w dniu odsonicia pomnika Czarta Tannera we Wsplnocie


Bostoskiej odkryto, e kto wydrapa na cokole nieprzyzwoite sowa. Nikomu nie przyszo
do gowy, aby spyta oczywistego sprawce, dlaczego to uczyni, a nastpnego dnia byo ju za
pno, gdy wyjecha on w niewiadomym kierunku, nie pozostawiajc adresu. Tego te dnia
zameldowano o kradziey kilku samochodw, a jednego z nich nigdy ju w Bostonie nie
ogldano.
Odsonita wiec pomnik, na ktrym Tanner, wikszy ni ten ywy, siedzia okrakiem
na Harleyu z brzu. Wyczyszczono cok dla spodziewanych przyszych pokole. Nadlatujce
nad Wsplnot wiatry cigle szalay wok niego, a niebiosa cigle zrzucay miecie.

KONIEC

You might also like