Professional Documents
Culture Documents
W puszczach Afryki
Spolszczya Bronisawa Kowalska
Warszawa 1907
SPIS TRECI
ROZDZIA I........................................................................................................................................................2
Po dugim wypoczynku...................................................................................................................................2
ROZDZIA II......................................................................................................................................................2
Poruszajce si ognie.......................................................................................................................................2
ROZDZIA III.....................................................................................................................................................2
Rozproszenie....................................................................................................................................................2
ROZDZIA IV.....................................................................................................................................................2
Postanowienie..................................................................................................................................................2
ROZDZIA V......................................................................................................................................................2
Pierwszy dzie wdrwki................................................................................................................................2
ROZDZIA VI.....................................................................................................................................................2
Cigle w kierunku poudniowo-zachodnim.....................................................................................................2
ROZDZIA VII....................................................................................................................................................2
Pusta klatka......................................................................................................................................................2
ROZDZIA VIII..................................................................................................................................................2
Niespodzianka..................................................................................................................................................2
ROZDZIA IX.....................................................................................................................................................2
Z biegiem rzeki Johansen................................................................................................................................2
ROZDZIA X......................................................................................................................................................2
Ngora!..............................................................................................................................................................2
ROZDZIA XI.....................................................................................................................................................2
Dzie 19-go marca...........................................................................................................................................2
ROZDZIA XII....................................................................................................................................................2
W lesie.............................................................................................................................................................2
ROZDZIA XIII..................................................................................................................................................2
Wioska napowietrzna.......................................................................................................................................2
ROZDZIA XIV..................................................................................................................................................2
Wagddisowie....................................................................................................................................................2
ROZDZIA I
Po dugim wypoczynku.
A gdyby tak Amerykanie zawojowali cze prowincji Kongo? zapyta Maks Huber
czy o tym nigdy nie byo jeszcze mowy?
A na coby nam si to zdao? odpowiedzia Jan Cort. Czy nam brak przestrzeni W
Stanach Zjednoczonych? Jakie to olbrzymie puste obszary rozcigaj si od Alaski do
Texas! Poc mamy kolonje zakada zdaleka od kraju, czy nie lepiej uprawia i zaludnia
wasn ziemi?
Ech! mj kochany Janie, jeeli tak dalej pjdzie, narody europejskie podziel si
zdobyczami w Afryce, czyli zagarn sobie ze trzy miljardy hektarw1 ziemi! Czy
Amerykanie wyrzekn si tego na korzy Anglikw, Niemcw, Hollandczykw,
Portugalczykw, Francuzw, Wochw, Belgw i Hiszpanw?
Amerykanom ta ziemia nie jest potrzebna odpowiedzia Jan Cort dlatego e
e co? podchwyci Maks Huber.
e moim zdaniem, po co mczy nogi, skoro wystarcza wycign rk
Mj kochany Janie, przyjdzie chwila, w ktrej rzd federalny upomni si o swj udzia
w zdobyczach afrykaskich Cz prowincji Kongo zagarna Francja, drug cz Belgja,
trzeci Niemcy, a przecie jest jeszcze cz prowincji Kongo niepodlegej, ktra czeka na
swego zdobywc I cay ten kraj, ktry zwiedzamy od trzech miesicy
Ale tylko jako turyci, Maksie, a nie jako zdobywcy.
Nie widz w twoim okreleniu zbyt wielkiej rnicy, godny obywatelu Stanw
Zjednoczonych wygosi Maks Huber. Powtarzam raz jeszcze, e w tej czci Afryki
Stany Zjednoczone mogyby zaoy wspania kolonj. Ziemia jest tu tak urodzajna, e
niemal prosi si o to, aby ludzie zuytkowali jej yzno; rzeki i strumienie zasilaj wilgoci
grunty, a ta sie wodna nigdy nie wysycha
Nawet podczas tak nieznonego, jak dzisiaj upau dokoczy Jan Cort, ocierajc
chustk spocone czoo.
Mj kochany, przyzwyczailimy si ju do upaw! zawoa Maks Huber. Powiedz,
mj przyjacielu, czymy si ju nie zaaklimatyzowali, czymy, e si tak wyra, nie
zamienili si ju w murzynw? Teraz jest dopiero marzec, a co to bdzie w lipcu lub
sierpniu, gdy promienie soca bd parzy skr, jak ogie!
W kadym razie, Maksie, trudnoby nam si byo przedzierzgn w Pahuinw lub
Zanzibarczykw, mamy na to nazbyt delikatn skr. Przyznaj, e odbylimy pikn i
zajmujc wypraw, ktra nam si powioda znakomicie ale pragn powrci ju do
Libreville i zay w naszych faktorjach spokoju i wypoczynku, ktry si susznie naley
takim, jak my podrnikom. To trzy miesice spdzilimy w podry
Pod tym wzgldem zgadzam si z tob odpowiedzia Maks Huber nasza
awanturnicza wyprawa bya do zajmujca. Jednak musz przyzna, nie zadowolia mnie w
zupenoci.
Jakto, Maksie, nie rozumiem ci. Przebye wiele setek mil przez kraj zupenie ci
nieznany, naraony bye na rozmaite niebezpieczestwa ze strony dzikich krajowcw, ktrzy
nieraz witali nas zatrutemi strzaami, odbywae polowania, ktre numidyjski lew i libijska
pantera raczyy zaszczyci swoj obecnoci, skadae, jak w staroytnoci, ofiary ze stu
soni na korzy naszego wodza Urdaksa, zebrae tyle kw soniowych, e monaby niemi
pokry klawisze wszystkich fortepianw na wiecie, i jeszcze jeste niezadowolony?
Jestem zadowolony i niezadowolony zarazem, mj Janie. Korzyci, ktre wyliczye,
bywaj wogle udziaem wszystkich badaczw, czynicych wyprawy do Afryki rodkowej.
Czytamy opisy tego w podrach Boerta, Burtona, Speekego, Stanleya, Serpa Pinto, Granta,
Liwingstona, du Chaillu, Kamerona, Magea, Wissemana, Brazzi, Gallieniego, Dybowskiego,
Lejeana, Massarego, Buonfantiego i de Maitrea.
W tej chwili, wstrznienie wozu, ktry uderzy o kamie, przerwao Maksowi dalsze
wyliczanie zdobywcw afrykaskich. Jan Cort, korzystajc z tej przerwy, zapyta:
Spodziewae si zatym napotka co innego w cigu swej podry?
Tak, mj kochany Janie.
Co niespodziewanego?
Jeszcze co lepszego, gdy niespodzianek mielimy dosy.
Zatym pragne, aby ci spotkaa jaka przygoda nadzwyczajna?
Nie inaczej, mj przyjacielu, a tymczasem ani razu nie miaem sposobnoci dozna
czego nadzwyczajnego, niezwykego i nazwa Afryk krajem osobliwym i tajemniczym, jak
j nazywali w staroytnoci
Widz, Maksie, e Francuz jest trudniejszy do zadowolenia, ni Amerykanin.
Nie przecz, jeli ci wystarczaj wraenia, doznane podczas naszej podry.
Najzupeniej, Maksie!
Powracasz wic zadowolony?
Naturalnie, nadewszystko za dlatego, e ju wracam.
I sdzisz, e czytelnicy, ktrzyby czytali opis naszej podry, zawoaliby: Jakie to
ciekawe!
Gdyby tego nie powiedzieli, byliby bardzo wymagajcemi.
No, zapewne, ciekawo ich zadowoliaby si bardziej, gdyby nasza wyprawa
skoczya si w odku lwa lub ludoercy z Ubangi odpar Jan Cort.
Nie posuwajc si do tej ostatecznoci, ktra jednak ma pewien urok dla czytelnikw,
powiedz tak szczerze, z rk na sercu, Janie, czy mgby przysic, e odkrylimy co
zupenie nowego, czego nie odkry aden z podrnikw, zwiedzajcych przed nami Afryk
rodkow?
Nie, tego nie powiem, Maksie.
Co do mnie, miaem nadziej, ze los okae si askawszym wzgldem mnie.
Czy jeste chciwy sawy i pragniesz, aby ci nazywano nieustraszonym podrnikiem?
Ja niczego wicej nie pragnem i jestem zadowolony z naszej wyprawy.
Nie zyskalimy nic, mj drogi.
Ale Maksie, nasza podr jeszcze nie skoczona, a przez pi lub sze tygodni, ktre
upyn, zanim si dostaniemy stad do Libreville
Daje pokj! przerwa Maks nasza podr teraz odbdzie si chyba w warunkach
jak najpospolitszych, tak, jak gdybymy jechali ubitym gocicem.
Kto wie?
W tej chwili wz zatrzyma si u stp wzgrza, gdy tu zamierzano stan na odpoczynek
wieczorny. Na wzgrzu roso kilka piknych drzew, jedynych na tej rozlegej paszczynie,
owietlonej promieniami zachodzcego soca.
murzyskie. Tak, jak si to nieraz spotyka u niektrych pokole, chopiec mia cer prawie
jasn, wosy blond, a nie czarne kidzierzawe, nos orli i nie spaszczony, wargi cienkie,
budow ciaa zrczn i siln; w oczach jego byszczaa inteligiencja. Biedny chopiec,
oderwany od swego plemienia, gdy bliszej rodziny ju nie mia, nazywa si Lango.
Wkrtce przywiza si caym sercem do swoich wybawcw. Poprzednio jaki czas chowa
si u Misjonarzy, ktrzy go nauczyli troch po francusku i po angielsku, nastpnie jednak
wpad w rce pokolenia Donka, gdzie byby go spotka los najokropniejszy.
Przywizanie i wdziczno chopca zjednay mu nawzajem serdeczn yczliwo
obydwuch przyjaci, ktrzy go ywili, odziewali i starali si wychowa jak najlepiej.
Inne ycie wid teraz Lango, przesta ju by ywym towarem, tak jak jego mali
wspziomkowie, y w faktorjach w Libreville i sta si niejako przybranym dzieckiem
Maksa Huber i Jana Cort. Rozumia, e oni go nie opuszcz, czu, e go kochaj i serce jego
wzbierao wdzicznoci, a w oczach krciy si zy, ile razy ktry z dwuch przyjaci gadzi
go pieszczotliwie po gowie.
Gdy wz si zatrzyma, woy znuone drog dalek i upaem, pokady si na ce. Lango,
ktry cz drogi przeszed pieszo, to wyprzedzajc wz, to biegnc za nim, natychmiast
znalaz si przy swoich opiekunach. Ci zwolna wysiadali z wozu.
Czy nie jeste bardzo znuony? zapyta Jan Cort, ujmujc chopca za rk.
Nie, nie, ja mam dobre nogi i lubi biega odpowiedzia Lango z umiechem.
Trzeba teraz co zje rzek Maks.
Zje ach, tak
I ucaowawszy rce swych opiekunw, zwrci si do ludzi nioscych pakunki, ktrzy
zatrzymali si w cieniu drzew na wzgrzu.
Wz suy tylko do przejazdu dwom przyjacioom, Urdaksowi i Kamisowi; pakunki,
ko soniow i zapasy ywnoci dwigali ludzie, po wikszej czci murzyni z Kamerunu, a
byo ich okoo pidziesiciu. Teraz poskadali swoje ciary na ziemi. Oprcz zapasw
ywnoci mieli poddostatkiem zwierzyny, w ktr obfitoway okolice Ubangi.
Murzyni-tragarze s to ludzie patni, nawet drogo, i znajcy swoje rzemioso; korzyci
pienine, osignite z kadej takiej wyprawy, pozwalaj na to, aby ich sowicie wynagradza.
Ludzie ci nigdy nie przebywaj w domu, od dziecistwa wynajmuj si do dwigania
ciarw i pracuj, dopki im si starczy. Jest to zajcie bardzo uciliwe.
Ramiona tragarzy uginaj si pod ciarami, ktre cieraj im skr, nogi maj
zakrwawione, ciao pokaleczone przez ostre trawy, gdy dla ochrony ubrania, nosz na sobie
tylko rzeczy niezbdne. I tak pracuj od witu, a do godziny jedenastej przed poudniem i
znw rozpoczynaj pochd, gdy upa si zmniejsza, a do wieczora. Interesem handlujcych
jest dobrze wynagradza tych ludzi, dobrze ich ywi i nie naduywa ich si.
Polowanie na sonie bywa poczone z wieloma niebezpieczestwami, gdy oprcz soni
mona napotka pantery i lwy; dlatego te wdz wyprawy stara si mie ludzi pewnych i
zaufanych. Nastpnie, gdy zdobycz jest obfita, zaley gwnie na tym, aby karawana
szczliwie i prdko powrcia do faktorji na wybrzeu. Kady wic stara si o to, aby w
drodze nie zatrzymywao jego pochodu znuenie ludzi lub choroby, a mianowicie ospa, krra
w tych okolicach czyni straszne spustoszenia. Portugalczyk Urdaks wiedzia o tym wszystkim
i postpowa bardzo roztropnie, czuwajc troskliwie nad swemi ludmi. Kada jego wyprawa
do Afryki rodkowo-poudniowej opacaa mu si sowicie.
I obecna dostarczya mu obficie koci soniowej, ktr zdoby po za rzek Bahar-elAbiad, prawie na granicy Darfuru.
Pod cieniem wspaniaych drzew karawana rozoya si obozem.
Jan Cort zapyta Urdaksa, czy wybrali odpowiednie miejsce na odpoczynek.
A czy przypadkiem nie skrcilibymy sobie drogi, gdybymy si przedostali przez ten
las? zapyta Maks Huber.
O! przynajmniej o jakie dwa tygodnie wczeniej stanlibymy u celu podry.
A wic dla czego nie mamy si puci t drog?
Dlatego, e ten las jest nieprzebyty.
Ale co znowu? Skde nieprzebyty? pyta Maks Huber, potrzsajc gow.
By moe, i pieszo mona si przez niego przedosta odpar Portugalczyk chocia
nie jestem tego pewny, albowiem nikt jeszcze nie odway si na to; ale chcie wozami
przejecha ten gszcz leny, byoby to bezowocne usiowanie.
Mwisz, Urdaksie, e nikt nigdy nie prbowa przedosta si przez ten las?
Moe i usiowa, panie Maksie, ale nikomu si to nie udao i zdaje mi si, e w caej
prowincji Kamerunu i Kongo nikt nie odwayby si na t prb. Ktby chcia zapuszcza
si tam, gdzie niema adnej cieki i przedziera si przez gszcze krzakw i cierni? Nie
wiem nawet, czy ogie i siekiera otworzyyby nam drog przez puszcz, gdy napotkaoby si
jeszcze mnstwo sprchniaych, powalonych na ziemi pni drzewnych, ktre stanowiyby
nieprzebyt zapor.
Czy doprawdy nieprzebyt, Urdaksie?
Kochany przyjacielu rzek Jan Cort nie myl o tym lesie; moemy si nazwa
szczliwemi, e go ominiemy. Przyznam ci si, e nie miabym ochoty przedziera si przez
taki labirynt drzew
I nie byby ciekawy dowiedzie si, co si znajduje w podobnej puszczy?
A c moe by, mj Maksie? Czy mylisz, e tam s nieznane krlestwa, zaklte
miasta, lub nieznane gatunki zwierzt misoernych, o piciu nogach naprzykad, albo ludzi o
trzech nogach?
Kto wie, czy tak nie jest, mj Janie? Jake bym chcia zapuci si w gb tego lasu!
Lango, z oczyma szeroko otwartemi, w ktrych malowa si wyraz ciekawoci, sucha tej
rozmowy. Wida byo, e gdyby Maks Huber chcia si zapuci w ten las tajemniczy,
chopiec bez trwogi i wahania udaby si za nim
A wic, Urdaksie, nie mamy zamiaru przedostawa si przez ten las, aby dotrze do
wybrzey Ubangi!
Ale nie mamy, nie mamy odpar Portugalczyk moglibymy si narazi na to,
ebymy si z niego nigdy nie wydostali.
No, jeli tak, mj kochany Maksie, to chodmy spa. We nie pozwalam ci bada
tajemnice wntrza tego lasu i przedziera si przez nieprzebyte gstwiny, ale tylko we nie, bo
na jawie jest to rzecz niebezpieczn.
Dobrze, Janie, moesz si mia ze mnie dowoli. Ale pamitam, co powiedzia jeden z
naszych poetw, tylko doprawdy nie pamitam ktry: Szpera w krainach nieznanych, jest to
znajdowa zawsze co nowego.
Doprawdy, Maksie? A jaki jest drugi wiersz odpowiadajcy pierwszemu?
Zapomniaem go.
Zapomnij wic i o pierwszym i chodmy spa.
Bya to bardzo rozsdna rada; obydwaj przyjaciele zastosowali si do niej niezwocznie.
Przyzwyczajeni byli sypia pod goym niebem, to te woleli przepdzi t noc pod drzewami,
gdzie byo chodniej, ni we wntrzu wozu.
Jan i Maks owinli si w kodry i uoyli do snu pomidzy korzeniami drzewa. Lango
przytuli si do nich, jak wierny piesek.
Urdaks i Kamis przed udaniem si na spoczynek obeszli jeszcze cay obz, aby si
przekona, czy woy s sptane, czy ludzie pi i czy wygaszono ogniska, z ktrych lada
iskierka mogaby wznieci poar, zapalajc zesche trawy i gazie.
Dopeniwszy tego, uoyli si do snu w pobliu wozu.
Wkrtce wszyscy zasnli snem gbokim; zdaje si, e i stra nie opara si znueniu,
gdy skoro okoo godziny dziesitej ukazay si jakie podejrzane ognie na skraju wielkiego
lasu, nikt ich nie dostrzeg i nie oznajmi o tym Urdaksowi.
ROZDZIA II
Poruszajce si ognie.
jej ujcia, gdy wpada ona do rzeki Kongo z prawej strony. Na pobrzeu Ubangi mona ju
napotka handlarzy i misjonarzy, a wtedy, mniej ju si naleao obawia pokole
koczujcych, ktre Europejczycy odpychaj zwolna do dalekich okolic Darfuru.
Obecnie, zaledwie kilka dni drogi oddzielao ich od rzeki, lecz kto wie, czy tymczasem
nie zgin, napadnici przez przewaajc si rabusiw? Mona si byo tego lka
W kadym razie postanowili drogo sprzeda swoje ycie i suchajc rozkazw Urdaksa,
gotowali si do rozpaczliwej obrony.
Urdaks, Kamis, Jan Cort i Maks Huber uzbroili si jak mogli najlepiej: za pas woyli
pistolety, przez rami przewiesili adownice z prochem i kulami, karabiny ujli w rk; reszt
strzelb i pistoletw rozdali ludziom zaufanym i umiejcym wada broni.
Urdaks rozstawi swoich ludzi po za pniami drzew, aby ich uchroni od pociskw strza
zatrutych.
Nadsuchiwano bacznie; lecz aden haas nie mci ciszy nocnej. Wida, e banda
czarnych nie wysuna si z lasu; pomienie ukazyway si bezustanku, to tu, to tam,
pozostawiajc za sob smugi tawego dymu.
Oni pal smolne uczywo!
Z pewnoci odpowiedzia Maks Huber ale powtarzam raz jeszcze, e nie
rozumiem, dlaczego to robi, jeli maj zamiar nas napa
Ja tego rwnie nie rozumiem, chociaby nawet nie mieli zamiaru nas napada doda
Jan Cort.
W istocie byo to niepojte. Ale nie naley si niczemu dziwi, gdy wszystkiego mona
si spodziewa od tych dzikich koczujcych plemion, ktre yj na wybrzeach Ubangi.
P godziny upyno, nie przynoszc adnej zmiany. Znajomi nasi w obozie mieli si na
bacznoci; pilnowali nietylko strony poudniowe], w ktrej poyskiway tajemnicze ognie, ale
tak samo strony wschodniej, zachodniej i pnocnej, gdy oddzia nieprzyjaci mg ich
zaskoczy niepostrzeenie i napa znienacka.
Lecz z tych trzech stron paszczyzna bya pusta, noc zrobia si ciemna; podrni,
przygotowani na rozmaite niebezpieczestwa, wsuchiwali si w szmer najlejszy.
Troch pniej, okoo godziny jedenastej w nocy, Maks Huber rzek gosem stanowczym,
zwracajc si do swoich towarzyszy:
Trzeba i rozpozna, co to za nieprzyjaciel
Po co? odpar Jan Cort przezorno nakazuje, abymy czekali spokojnie tu do rana.
Czeka czeka oburzy si Maks Huber przerwano nam w szkaradny sposb
sen i mamy czeka bezczynnie jeszcze sze lub siedem godzin, z broni w rku? Nigdy!
lepiej zaraz dowiedzie si, co nam grozi; jeeli ci ludzie nie maj wzgldem nas adnych
zych zamiarw, chtnie przespabym si jeszcze kilka godzin pod oson tego drzewa, gdzie
byo mi tak wygodnie.
Jakie jest twoje zdanie w tym wzgldzie? zapyta Jan milczcego dotychczas
Portugalczyka.
Moe to i nieza propozycja odpar ale trzeba dziaa bardzo ostronie.
Ja pjd na rekonensans rzek Maks Huber zaufajcie mi
Ja bd panu towarzyszy doda przewodnik jeeli pan Urdaks si zgodzi
Z pewnoci, e tak bdzie lepiej rzek Portugalczyk.
Ja mog take przyczy si do was zdecydowa si Cort
Nie, zosta, kochany przyjacielu odpowiedzia Maks Huber. Dosy bdzie, gdy
pjdziemy we dwuch, ja i Kamis. Zreszt nie zapucimy si dalej, ni wymaga tego bdzie
byo wida, a tym samym nie mona byo przypuzscza moliwoci napadu dzikich. Byli ju
blizko lasu.
Czy mamy si zapuszcza jeszcze dalej? zapyta Maks Huber, gdy si zatrzymali na
chwil.
Niema potrzeby odpowiedzia Kamis Byaby to z naszej strony wielka
nieostrono. By moe, i dzicy wcale nie spostrzegli naszej karawany, a jeeli przed
witem wyruszymy w dalsz drog
Chciabym jednak wiedzie co pewnego rzek Maks Huber wszystko to
przedstawia si wrd tak dziwnych okolicznoci
Bujna wyobrania Francuza bya podniecona i zaciekawiona.
Wracajmy na wzgrze doradza Kamis.
Jednake postpi jeszcze z pidziesit metrw za Maksem, ktrego Lango nie
odstpowa ani na chwil i kto wie, czy w ten sposb nie byliby doszli do skraju lasu, gdyby
Kamis nie zatrzyma si nagle.
Ani kroku dalej! szepn cicho.
Jakie nage niebezpieczestwo grozio im w tej chwili? Czyby ich krajowcy
spostrzegli i chcieli na nich napa? Jedna tylko rzecz bya pewna, mianowicie to, e ukad
ogni zmieni si w tej chwili.
Przez chwil ognie zniky po za oson pierwszych drzew i ciemno zalega zupena.
Uwaga! szepn Maks Huber.
Wracajmy! rozkaza Kamis.
Ale czy naleao si cofa z obawy napadu? Czy te lepiej czeka na nieprzyjaciela z
nabit broni w rku.
Szybko zdecydowali si na drugie, opatrzyli bro, nie przestajc badawczo patrze w
stron lasu, pogronego obecnie w ciemnociach.
Nagle z pord tych cieniw wytrysny znowu wiata; byo ich ze dwadziecia.
Jeli to nie jest nic nadzwyczajnego, to jednake bardzo dziwne! mwi Maks Huber.
Wykrzyknik Maksa by najzupeniej usprawiedliwiony z tego powodu, e pochodnie,
ktre niedawno byszczay przy samej ziemi, zaczy teraz pon na wysokoci od
pidziesiciu do stu stp ponad ziemi.
Kto jednak porusza temi pochodniami, ktre pony raz na grnych, to znw na dolnych
gaziach, jak gdyby pomienny wiatr miga wrd gstwiny, tego ani Maks, ani Kamis, ani
Langa, nie mogli dojrze.
Moe to s bdne ognie, ktre igraj wpord drzew na skraju lasu? zawoa Maks
Huber.
Kamis potrzsn gow. Podobne wyjanienie tego zjawiska nie zadawalniao go wcale.
Nie mona byo popuszcza, aby to by nadmiar fosforowodoru lub wglowodoru, ktryby si
objawia temi powiewnemi pomykami; ukazuj si one w tych stronach najczciej po
gwatownej burzy i czepiaj si gazi drzew lub bokw okrtu. Atmosfera nie bya
przesycona elektrycznoci, a chmury, ktre okryway widnokrg, groziy nie burz, ale
raczej ulewnym deszczem, ktry czsto zalewa rodkow cz czarnego adu.
Dlaczego jednak krajowcy, obozujcy zwykle pod drzewami, wdrapali si teraz na
drzewa, a nawet niektrzy na same wierzchoki? I dlaczego tam poruszali temi poncemi
smolnemi gowniami, ktrych trzeszczenie byo ju tu sycha?
Idmy dalej! rozkaza Maks Huber.
Nie trzeba odpowiedzia Kamis. Zdaje mi si, e adne niebezpieczestwo nie grozi
dzisiejszej nocy naszemu obozowi. Wracajmy wic, aby uspokoi naszych towarzyszy.
Uspokoimy ich lepiej, Kamisie, jeli przekonamy si dokadnie o naturze tego zjawiska.
Nie, Maksie, nie zapuszczajmy si dalej. Nie ulega wtpliwoci, e jacy dzicy
zgromadzili si w tym miejscu Dlaczego jednak potrzsaj temi pochodniami? Dlaczego
schronili si na drzewa? Czy zapalili oni te wiata w celu odstraszenia dzikich zwierzt?
Dzikich zwierzt? powtrzy Maks Huber. Ale gdyby tu w pobliu znajdoway si
pantery, hijeny lub dzikie woy, syszelibymy wycie i ryki, a my syszymy tylko trzeszczenie
palcych si pochodni, ktre gro wznieceniem poaru w lesie. Musz si przekona, co to
wszystko znaczy.
I Maks Huber postpi kilka krokw, a za nim Langa i Kamis, naglcy naprno do
powrotu.
Kamis waha si, co ma czyni, nie mogc powstrzyma niecierpliwego Francuza.
Nie chcc go puci samego, postanowi towarzyszy mu do skraju lasu, chocia mia
przekonanie, e byo to zuchwalstwem, niepotrzebnym naraaniem si na niebezpieczestwo.
Nagle Kamis zatrzyma si, jak rwnie Maks Huber i Langa. Wszyscy odwrcili si
plecami do lasu. Teraz nie tajemnicze ognie zwrciy ich uwag, gdy te, jak gdyby
zdmuchnite powiewem nagiego huraganu, pogasy, i gbokie ciemnoci zalegy horyzont.
Ze strony przeciwnej sycha byo szczeglny haas, jakby dalekie, przecigle ryczenie
lub jakie sapanie przez nos, ktre mona byo porwna do tonw olbrzymich organw
kocielnych.
Czyby to burza grozia z tamtej strony horyzontu, a te stumione grzmoty byyby jej
zapowiedzi?
Nie, to nie byo adne z tych zjawisk przyrody, ktre pustosz Afryk poudniow. To
charakterystyczne ryczenie zdradzao pochodzenie zwierzce. Gosy te musiay si
wydostawa z olbrzymich paszcz zwierzt, nie za z chmur przesyconych elektrycznoci.
Zreszt na niebie nie byo wida pomiennych gzygzakw. Horyzont dokoa by jednakowo
zaciemniony Midzy drzewami me byskao teraz ani jedno wiateko.
Co to jest, Kamisie?
Wracajmy do obozu odpowiedzia zapytany.
Cby to byo?
Nadsuchujc bacznie, towarzysze rozrniali jakie ostre dwiki, ktre niekiedy jak
wist lokomotywy przerzynay wrzaw i ryki, coraz wyraniejsze i blisze.
Nie mamy ani chwili do stracenia rzek przewodnik wracajmy co si starczy.
ROZDZIA III
Rozproszenie.
Maks Huber, Kamis i Langa w dziesi minut przebyli tysic piset metrw, dzielcych
ich od wzgrza. Nic obejrzeli si nawet ani razu po za siebie, nie troszczc si o krajowcw,
ktrzy mogli ich ciga, zagasiwszy ognie. Ale w stronie lasu panowaa cisza, tylko z
przeciwnej strony sycha byo wrzaw i haas
W obozie panowao przeraenie. Niebezpieczestwo, ktre zagraao, byo tego rodzaju,
e ani odwaga, ani rozum, nic tu poradzi nie mogy Ucieka przed nim take byo
zapno.
Maks Huber i Kamis poczyli si z Janem Cort i Urdaksem, ktrzy czekali na nich o
pidziesit krokw przed wzgrzem.
To stado soni pdzi w t stron! zawoa Kamis.
Tak odpowiedzia Urdaks za kwandrans bd tutaj.
Uciekajmy do lasu rzek Jan Cort.
Las ich nie powstrzyma w biegu zrobi uwag Kamis.
A krajowcy? zapyta Cort.
Nie moglimy ich dostrzec odpowiedzieli Maks Huber.
Jednake oni pewno nie wyszli z lasu?
Z pewnoci, e nie!
W dali, moe o p mili, wida byo falujce cienie, poruszajce si na przestrzeni stu
sni. Przedstawiao si to jak olbrzymi bawan morski, przerzucajcy z hukiem swe
spienione wody. Odgos cikiego stpania szed po uginajcym si gruncie i odbija si
dreniem pod stopami naszych podrnych. Ryki i gwizdania staway si coraz przeraliwsze;
syczce oddechy i dwiki, podobne do uderze w drewniane koty, wrzaw napeniay
powietrze.
Ci, ktrzy podrowali po Afryce rodkowej, porwnywaj t wrzaw z haasem, jaki
czyni puk artylerji, pdzcy na pole bitwy, przy przenikliwym gosie trb.
Mona sobie wyobrazi przestrach naszej karawany, ktrej grozio zmiadenie przez
sonie!
Polowanie na te olbrzymie zwierzta poczone bywa z wielkim niebezpieczestwem.
Jeeli si uda zaskoczy takie zwierz pojedynczo, odczone od bandy, do ktrej naley,
jeeli strza jest pewny i dosignie go pomidzy okiem a uchem, niebezpieczestwo bywa
zaegnane; ale jeeli stado skada si choby z szeciu sztuk tylko, naley przedsiwzi
jaknajwiksze ostronoci. Wobec piciu lub szeciu par rozgniewanych soni wszelki opr
bywa niemoliwy.
A jeeli setki tych potnych, gruboskrych zwierzt rzuc si na obz, a tak liczne stado
nie bywa rzadkoci, wtedy nic nie zdoa powstrzyma ich biegu, tak, jak nic nie zdoa
powstrzyma spadku nienej lawiny, lub oberwania si skay, strcajcej okrty w wodne
otchanie.
Ale pomimo tego, e sonie s dzi jeszcze liczne w tej czci wiata, znikn one jednak
wkrtce. Poniewa kady so dostarcza za sto frankw koci soniowej, europejczycy poluj
na nie zawzicie. Podug obrachunku pana Fou rocznie zabijaj okoo czterdziestu tysicy
soni na ldzie afrykaskim, co dostarcza siedemset pidziesit tysicy kilogramw koci
soniowej, wysyanej przewanie do Anglji. Jeli tak dalej pjdzie, wygin one zupenie.
Czyby nie lepiej byo przyswaja te zwierzta do posug domowych? To jeden so zdolny
jest udwign trzydziestu dwuch ludzi i odbywa bez znuenia dalekie podre? Oprcz
tego so oswojony wart byby tak, jak w Indjach, od tysica piset do dwuch tysicy
frankw, zamiast stu frankw, ktrych dostarcza po zabiciu. A nadto sonie yj bardzo dugo,
jaka wic korzy z tego zwierzcia yjcego!
So afrykaski i so azjatycki stanowi dwa podobne gatunki. Istniej pomidzy niemi
pewne rnice; sonie afrykaskie s mniejsze od azjatyckich, maj ciemniejsz skr i
bardziej wypuke czoo; uszy ich s szersze, a ky dusze, z usposobienia s dziksze i
bardziej nieprzystpne.
Podczas obecnej wyprawy Urdaks i jego towarzysze mogli sobie winszowa powodzenia;
na ziemi libijskiej jest jeszcze duo soni; przestrzenie Ubangi s dla nich wybornym
schronieniem, cign si tam bowiem lasy i botniste paszczyzny, ktre sonie niezmiernie
lubi. yj one w gromadach, pod wodz starego przewodnika. Zwykle Urdaks i jego
towarzysze zapdzali sonie w ogrodzenia, przygotowywali zasadzki, polowali na nie, skoro
napotkali je oddzielnie. Wyprawy wiody im si wietnie. Ale teraz stado zmiady ich z
pewnoci.
Gdyby Urdaks mia czas pomyle o rodkach ratunku wobec tego niebezpieczestwa,
moeby jeszcze ocaleli, ale on dotychczas lka si tylko napaci krajowcw Teraz z
obozowiska pozostan tylko szcztki i py Naleao zastanowi si nad tym, czy nie lepiej,
aby si wszyscy rozproszyli po paszczynie, czy te pozostali w miejscu? Nie naley
zapomina, e sonie biegn bardzo szybko, szybciej ni ko w galopie.
Trzeba ucieka, ucieka w tej chwili! zawoa szybko Kamis.
Ucieka? powtrzy Urdaks.
Nieszczliwy kupiec zrozumia, e uciekajc, straci ca zdobycz, tak drogo nabyt. Ale
pozosta w obozie byo take niepodobiestwem.
Maks Huber i Jan Cort czekali na decyzj, postanawiajc zastosowa si do niej bez
oporu.
Stado soni zbliao si z tak wrzaw, e trudno byo rozmawia.
Trzeba ucieka jak najprdzej! woa Kamis.
W ktr stron? zapyta Huber.
W stron lasu.
A krajowcy?
Z ich strony mniejsze zagraa nam niebezpieczestwo, ni ze strony soni.
I w istocie naleao ucieka w gb puszczy. Lecz czy starczy na to czasu? Czy zdoaj
przebiec dwa kilometry, gdy sonie znajduj si o kilometr odlegoci?
Wszyscy czekali na rozkaz Urdaksa, ktry ociga si.
Wreszcie zawoa:
Wz, wz, ukryjmy go po za wzgrzem! Moe go ocalimy w ten sposb!
Ju zapno odpar Kamis.
Czy to, co ci ka! zawoa gniewnie Urdaks.
Jake sobie poradz odpar Kamis to woy zerway krpujce je pta i uciekaj
przed stadem soni.
A nie byoby dziwne, gdyby mody chopiec si obawia, skoro w mczyznach serca
dray. Sonie z pewnoci dostrzegy ju ludzi ukrytych pomidzy gaziami drzew i
przysuway si coraz bliej, zacieniajc krg, jaki tworzyy. Zwierzta, znajdujce si
najbliej, usioway trbami uchwyci za gazie drzew, ale nie mogy tego dokaza, gdy te
wznosiy si o jakie trzydzieci stp po nad ziemi.
Cztery wystrzay karabinowe day si sysze jednoczenie, lecz dane one byy na chybi
trafi, gdy z powodu nieprzeniknionych ciemnoci nie mona byo dobrze celowa.
Rozlegy si gwatowniejsze wycia, haas wzmg si jeszcze, ale aden chyba so nie
by miertelnie raniony.
Zreszt cby znaczya strata czterech zwierzt wobec takiego stada?
Tymczasem sonie zaczy chwyta trbami pnie drzew i naciera na nie ca si swych
cielsk olbrzymich. Chocia drzewa miay grube pnie, czu jednak byo ich drenie.
Znowu rozlegy si wystrzay.
Strzelali Urdaks i Kamis, ktrym silne wstrznienie drzewa grozio upadkiem. Maks i
Jan nie strzelali wcale.
Na co si to przyda? rzek Cort.
Lepiej byoby zachowa proch i kule wtrci Maks Huber. Pniej moglibymy
aowa tego, e tu wystrzelalimy naboje.
Drzewo, na ktre schroni si Urdaks i Kamis, trzeszczao straszliwie. Sonie szarpay je
kami i nogami, wstrzsay trbami.
Pozosta duej na tym drzewie byo niepodobiestwem.
Uchodmy std! zawoa Kamis, usiujc przedosta si na gazie drzewa
ssiedniego.
Urdaks straci przytomno; strzela, nie celujc, a kule zelizgiway si po twardej skrze
zwierzt, jak po skorupie aligatora.
Uchodmy! powtrzy Kamis.
W chwili, gdy sonie najsilniej potrzsay drzewem, Kamis schwyci za ga ssiedniego
drzewa, na ktrym siedzia Maks, Jan i Langa, a ktre byo mniej zagroone.
Gdzie Urdaks? zapyta Jan Cort.
Nie chcia pj za mn odpowiedzia Kamis on ju sam nie wie co robi.
Nieszczliwy, moe spa z drzewa!
Nie moemy go tak pozostawi rzek Maks.
Trzeba go tu przycign, pomimo jego oporu doda Cort.
Ju zapno! odpar ze zgroz Kamis.
Drzewo zamao si i runo na ziemi.
Co si stao z Urdaksem, jego towarzysze nie wiedzieli, ale okropne krzyki dowodziy o
straszliwej walce ze mierci.
Wkrtce wszystko ucicho, obwieszczajc zgon nieszczliwego czowieka.
Biedny! nieszczliwy! szepta Jan Cort.
I nas wkrtce to samo czeka rzek Kamis.
Co za szkoda! odpowiedzia z zimn krwi Maks.
A jednak co czyni? Sonie wstrzsay drzewami, ktre tak dray, jakby pod
podmuchem huraganu Naszych podrnych czeka bezwtpienia taki sam koniec, jak
Urdaksa.
Zej z drzewa i uciec przed stadem soni byo niemoliwoci. A choby nawet jakim
niepojtym sposobem mona si byo dosta do lasu, to uciekajcy wpadliby z pewnoci w
moc krajowcw, niemniej okrutnych od zwierzt.
Mimo to korzystaliby bez wahania ze sposobnoci schronienia si do lasu, gdyby tylko
taka sposobno im si nadarzya; rozsdek bowiem nakazywa lka si mniej
niebezpieczestwa przypuszczalnego, ni oczywistego.
Drzewo zaczynao si chwia na wszystkie strony, siedzcy na nim obawiali si, e trby
soniw wkrtce uchwyc za gazie. Wstrznienia byy tak silne, e Jan, Maks i Kamis w
kadej chwili lka si mogli upadku.
Maks praw rk trzyma si drzewa, lew przyciska do siebie Langa.
Albo korzenie pkn, albo pie si zamie rzek Maks.
A w myli doda:
Upadek, to mier niechybna
Inni myleli to samo.
Wreszcie korzenie pky, ziemia si poruszya i drzewo pochylio si lekko na wzgrze;
nic upado jednak gwatownie, lecz zwolna si chylio.
Do lasu! do lasu! zawoa Kamis.
Instynktownie sonie cofny si z miejsca, na ktre drzewo upado, tworzc luk i
umoliwiajc przejcie.
Na ziemi i uciekajmy! krzykn Kamis.
Jan, Maks i Langa szybko zastosowali si do tego rozkazu i zaczli biec, co im si
starczyo.
Przez kilka minut rozgniewane zwierzta nie spostrzegy uciekajcych. Maks, trzymajc
Langa, bieg o ile mg najprdzej.
Jan Cort trzyma si tu obok niego, gotw strzela z karabinu do zbliajcych si
zwierzt.
Zaledwie ubiegli z p kilometru, gdy kilka soni, oderwawszy si od gromady, zaczo
ich ciga.
Odwagi! odwagi! Woa Kamis. Uciekajmy! Dostaniemy si z pewnoci do
lasu!
Langa czu, e Huber jest ju zmczony.
Pu mnie! pu! przyjacielu Maksie. Ja mam dobre nogi pu mnie!
Maks nie sucha go, tylko popiesza i usiowa nie pozostawa w tyle za innemi.
Przebiegli jeszcze jeden kilometr, gdy siy zaczy ich opuszcza, biegli ju wolniej
Brakowao im tchu, nie mogli oddycha
Las by odlegy zaledwie ju o jakie kilkaset krokw, a w nim czekao ich pewne
ocalenie.
Prdzej!. prdzej! powtarza Kamis. Panie Maksie, daj mi pan rk Langa!
Nie, Kamisie, ja go lepiej wol sam donie.
Jeden so by ju o jakie pidziesit krokw za niemi. Rycza i wista, czu ju nawet
byo gorcy jego oddech.
Ziemia draa pod jego nogami.
Jeszcze chwila, a dosignie Maksa, ktry z trudem stara si biec rwnie prdko, jak jego
towarzysze.
Wtedy Jan Cort zatrzyma si, odwrci, i zmierzywszy z karabinu, strzeli.
Celowa dobrze, kula trafia w serce, zwierz upado martwe.
ROZDZIA IV
Postanowienie.
Ty znasz ten kraj, Kamisie mwi Jan Cort od wielu lat bywasz przewodnikiem w
karawanach, przewodnikiem uczciwym i przywizanym. Odwoujemy si wic do tego
przywizania i wiernoci, i wiemy, e one nas nie zawiod.
Panie Janie, panie Maksie, moecie liczy na mnie odpowiedzia z prostot Kamis.
I ucisn wycignite donie przyjaci i maego Lango.
jakie jest twoje zdanie? zapyta Jan Cort. Czy mamy si stosowa do projektu
Urdaksa, czy te go zaniecha? Radzi on, abymy obeszli las ze strony zachodniej.
Nie, musimy si zapuci na wskro przez las odpowiedzia bez wahania Kamis. W
lesie nie bdziemy naraeni na przykre spotkania. By moe, w puszczy zajd nam drog
dzikie zwierzta, ale nie napotkamy krajowcw, gdy ani Pahuini, ani Denkasowie, ani
Fudowie, ani Bugosi, ani adne z plemion Ubangi, nie zapuszcz si do wntrza tej puszczy.
Karawana z wozami i zwierztami zaprzgowemi nie przedostaaby si przez ten las, ale
ludzie wdrujcy pieszo mog si przeze przeprawi. Powinnimy wic kierowa si w
stron poudniowo-zachodni. Opierajc si na sprawozdaniach podrnych, naley mniema,
e wanie wielki las dosiga najdalszego swego kraca przy dopywach Ubangi. Naley si
przeto kierowa przez rwniny, rozlege do linii rwnika. Tu ju mona napotka karawany i
nie lka si godu i trudw dalszej podry.
Rada Kamisa bya bardzo rozsdna. Zreszt droga, ktr wskazywa, skracaa przestrze
wiodc do rzeki Ubangi. Teraz naleao tylko zastanowi si nad przeszkodami, jakie mona
napotka w gbi lasu. Naleao przypuszcza, e napotka si w lesie jak ciek, albo
miejsca wydeptane przez dzikie zwierzta, przez bawoy, nosoroce i inne. Ziemi zapewne
zacielay gste krzaki. Chcc torowa sobie drog w takim gszczu, naleaoby mie
siekier, a tymczasem Kamis mia niewielki toporek, a Jan i Maks tylko noe.
Pozostaa jeszcze trudno kierowania si wrd lasu, do ktrego wntrza, przez gste
sklepienie z lici, przedzieray si z trudnoci promienie soca.
Lecz u niektrych ludzi, tak, jak u zwierzt, rozwinity bywa instynkt kierowania si w
danej okolicy. Pomidzy innemi Chiczycy odznaczaj si podobnym instynktem, jak
rwnie dzikie pokolenia z Far-West; kieruj si oni wicej suchem i powonieniem, anieli
wzrokiem, i po pewnych oznakach rozpoznaj drog, ktr chc obra. Kamis posiada w
wysokim stopniu t zdolno orjentowania si. Nieraz dawa tego dowody. Jan i Maks mogli
wic i w tym wzgldzie ufa Kamisowi.
Jan Cort uczyni jeszcze kilka uwag, na ktre Kamis odpowiedzia w ten sposb:
Panie Janie, wiem, e nie napotkamy w lesie dostpnej cieki, przeciwnie, bdziemy
musieli przedziela si przez krzaki, ciernie i powalone drzewa. Ale w takim wielkim lesie
musz przepywa strumienie, czce si z rzek Ubangi.
Moe nawet czy si ten strumie, ktry przepywa z zachodniej strony wzgrza
rzek Huber. Strumie pynie w stron lasu, gdzie moe zamienia si w rzek A jeli
przypuszczenia nasze nie s mylne, moglibymy zbudowa sobie tratew z kilku pni
drzewnych, poczonych ze sob
Nie zapuszczaj si tak daleko w swoich przypuszczeniach, drogi przyjacielu rzek
Cort i nie pozwalaj swojej wyobrani buja na falach rzeki przez ciebie wymarzonej
Pan Maks ma suszno potwierdzi Kamis. W stronie zachodniej lasu napotkamy
jak rzek, ktra z pewnoci wpada do Ubangi
Nie przecz, e tak by moe odpowiedzia Cort ale my znamy te rzeki Afryki; s
one po wikszej czci niezdatne do eglugi
Ty widzisz zawsze same tylko przeciwnoci, mj kochany Janie.
Lepiej je przewidywa wczeniej, drogi Maksie!
Cort mwi prawd.
Rzeki mniejsze i wiksze w Afryce nie przedstawiaj takiego uatwienia komunikacji, jak
rzeki Ameryki, Azji i Europy. W Afryce uwaane s cztery rzeki za gwne: Nil, Zambezi,
Kongo i Niger, do ktrych wpada mnstwo innych rzek i rzeczek, tworzcych rodzaj sieci
wodnej. Pomimo tego poczenia, rzeki, jak powiedzielimy wyej, nic uatwiaj komunikacji
wewntrz kraju. Przytym napotyka si na nich wodospady i wiry tak gwatowne, e aden
statek nie odwayby si je przepywa.
I w tym gwnie ley powd, e Afryka rodkowa jest dotychczas tak mao znana.
Jeeli napotkamy jaki bieg wody mwi Kamis popyniemy nim, dopki nie
natrafimy na przeszkody; jeeli przeszkody dadz si omin, to je ominiemy. W przeciwnym
razie pjdziemy dalej piechot.
Ja si nie sprzeczam z tob, Kamisie odpowiedzia Cort i jeli tylko napotkamy jaki
dopyw Ubangi, moemy z niego korzysta.
Zatym w drog! zawoa Maks Huber.
W gbi duszy by on zadowolony z tej przeprawy przez las olbrzymi i nieznany. Moe tu
wanie napotka owe nadzwyczajnoci, o ktrych marzy przez trzy miesice w okolicach
grnej Ubangi!
ROZDZIA V
Pierwszy dzie wdrwki.
ziemi. I nietylko na polance, ale dokoa, jak okiem mona byo zasign, wszdzie lizgao
si biae wiato ksiycowe.
Maks Huber, bardzo wraliwy na poetyczny urok natury, upaja si nim, wydawao mu
si, e ni, a jednake nie spa wcale. Myla, e jest jedyn istot yjc wpord tego wiata
rolinnego, bo czy ten wielki las Ubangi nie by wiatem?
Chcc zbada ostatnie tajniki kuli ziemskiej rozwaa czy koniecznie trzeba
dociera a do jego osi? Dlaczego mamy dy do odkrycia dwuch biegunw i naraa si na
straszliwe niebezpieczestwa, a do tego spotyka przeszkody niezwalczone? Do czego nas to
doprowadzi? Moe do rozwizania jakiego zagadnienia, dotyczcego meteorologji,
elektrycznoci lub magnetyzmu ziemskiego? Czy to warto, aby dla takiego powodu
dodawa tyle nazwisk w nekrologji, ktremi przepenione s opisy wypraw do pnocnego i
poudniowego bieguna? Czy nie byoby rzecz poyteczniejsz i bardziej ciekaw, zamiast
zapuszcza si na podbiegunowe morza, zwiedzi raczej wntrze tych pierwotnych lasw i
przenikn ich dzikie ustronia? Istnieje wiele takich lasw w Ameryce, Azji i Afryce, w
ktrych nie postaa jeszcze stopa adnego badacza, gdzie nikt nie poczyni jeszcze odkry i
nie mia odwagi zapuci si w te nieznane przestrzenie Nikt jeszcze nie wydar tym
drzewom sowa ich zagadki. Ludzie, zajmujcy si w staroytnoci mitologj, mieli moe
suszno, napeniajc swoje lasy faunami, satyrami, drjadami i nimfami. Zreszt, stosujc si
do wskazwek nauki wspczesnej, mona przypuci, e w tych przestrzeniach lenych
przebywaj istoty nowe, zastosowane do warunkw bytu obecnego. W epoce druidycznej
czy Galia nie udzielaa przytuku ludom nawp dzikim, Celtom, Germanom, Ligurom i
setkom innych pokole, ktre osiedlay si w miastach i wioskach, zachowujc swoje
obyczaje i prawa? Wszystkie te pokolenia kryy si w gbi lasw, gdzie ich nie moga
dosign wszechwadna rka Rzymian!
Te i tym podobne myli przesuway si w gowie Maksa Hubera.
Przecie i tu, w Afryce poudniowej, legienda opiewaa o istotach, znajdujcych si na
niszym poziomie ludzkoci? Kto wie, czy las Ubangi ze strony wschodniej nie dotyka do
posiadoci, odkrytych przez Schweinfurta i Junkiera, do kraju Niam-Niamw, owych ludzi
podobnych do map? Henryk Stanley, w pnocnych okolicach Itury napotka pigmejczykw,
ktrych wzrost nie dochodzi metra, a pomimo to byli oni ludmi dobrze zbudowanemi, o
cerze delikatnej i lnicej, z wielkiemi oczami gazelli. Misjonarz angielski Albert Lhyd
przekona si, e pomidzy Uganda i Kabinda, yje z dziesi tysicy ludzi tego pokolenia;
mieszkaj oni albo pod gaziami, albo wprost na gaziach drzew. Nazywaj ich Bambusji.
Maj wodza, ktremu s posuszni. W lasach Ndukorbocha, opuciwszy Ipoto, Stanley
napotka pi wiosek, zamieszkaych przez to lilipucie plemi; pniej za napotka plemiona
Uambuli, Batinasw, Akkasw i Barunhw, ktrych wzrost nie przechodzi stu trzydziestu
centymetrw, a czasem tylko dziewidziesit dwa, i ktrzy wa najwyej czterdzieci
kilogramw A jednak plemiona te s inteligientne, przemylne, wojownicze i grone,
pomimo maego wzrostu i maego kalibru broni, ktrej uywaj. Plemiona, zamieszkujce
nad brzegami grnego Nilu, lkaj si ich bardzo.
Uniesiony bujn wyobrani i pragnieniem szukania nadzwyczajnych przygd, Maks
Huber powtarza sobie, e w lesie Ubangi musz znajdowa si jakie typy szczeglne, o
ktrych etnografowie nie mieli jeszcze pojcia. Moe to byli ludzie, majcy jedno tylko oko,
jak bajeczni cyklopi, lub nos przeduajcy si naksztat trby, ktry dozwoliby zaliczy ich
do rzdu gruboskrych?
Maks Huber pogry si tak w tych dumaniach naukowo-fantastycznych, e zapomnia o
swej roli szyldwacha. Nieprzyjaciel mgby si przybliy, a Maks nie byby zbudzi Jana i
Kamisa.
Nagle drgn, poczu e rka jaka dotkna jego ramienia.
Co to? zapyta.
To ja odpar Jan Cort czy wzie mnie za dzikiego mieszkaca Ubangi? Nie
dostrzege nic podejrzanego?
Nic
Teraz na ciebie kolej, aby odpocz, mj drogi Maksie
Dobrze, ale zdaje mi si, e moje marzenia senne nie bd tak pikne i ciekawe jak te,
ktre niem na jawie.
Nadspodziewanie noc ta naszym podrnym przesza spokojnie.
ROZDZIA VI
Cigle w kierunku poudniowo-zachodnim.
Czuwali, jak zwykle, na zmian, a sen przerwao im tylko kilka razy ryczenie bawow i
nosorocw. Nie obawiali si usysze ryku lwa w tym nocnym koncercie, gdy zwierzta te
nie mieszkaj w lasach Afryki rodkowej. Przebywaj one w poudniowej stronie Kongo i w
pnocnym Sudanie, to jest w okolicach Sahary. Zbyt gsty las nie odpowiada kaprynemu
charakterowi i niepodlegemu usposobieniu krla zwierzt. Potrzebuje on wikszej
przestrzeni, paszczyzny zalanej promieniami soca, po ktrej mgby biega i goni
swobodnie.
Nie sycha byo rwnie chrzkania hipopotama, ktre sprawioby poniekd pewn
przyjemno naszym podrnym, gdy obecno tych wielkich ziemnowodnych zwierzt
oznajmiaaby blizko wody.
Nazajutrz czas by pochmurny, kiedy podrni nasi wyruszali w dalsz drog.
Maks zabi antylop wielkoci osa. By to gatunek znany, poredni pomidzy osem a
koniem; barwa szerci tej antylopy bya szara, z czarn prg na grzbiecie, ogon dugi,
zakoczony kici czarnych wosw, rogi dugoci metra, kocz si adnie i przy obsadzie
maj po kilkanacie obrczek.
Nawet lew nie atwo zwycia to stworzenie; dzi trafny strza Maksa powali je na
ziemi.
Jan, Maks i Kamis mieli zapewnione poywienie na dni kilka. Kamis zdar skr i
powiartowa antylop, co zajo z godzin czasu, poczym kademu z towarzyszw da cz
misa do niesienia.
Tutaj mona si tanio zaopatrzy w ywno rzek Cort caa antylopa kosztuje tylko
jeden nabj.
No, tak, jeeli kto strzela celnie.
Chciae powiedzie szczliwie doda Maks, ktry nie lubi si chwali, jak inni
myliwi.
Dotychczas Kamis i jego towarzysze zuywali proch i kule tylko w celu zapewnienia
sobie poywienia, ale kt zdoa przewidzie, co dalej bdzie?
Przed poudniem napotkali mnstwo map; biegy one i skakay tu obok, tak, e Kamis
lka si z ich strony napadu. Skakay z drzewa na drzewo z nadzwyczajn szybkoci,
ktrejby im mg pozazdroci niejeden gimnastyk.
Gatunkw map byo wiele: jedne, te jak Arabowie, inne czerwone jak Indjanie, lub
czarne, jak krajowcy z ziemi Kafrw. Te ostatnie s bardzo zoliwe. Pomidzy niemi s take
mapy elegantki, ktre cigle s zajte czyszczeniem i gaskaniem piknego konierza z
biaego futra, otaczajcego ich szyj.
Stworzenia te towarzyszyy naszym podrnym w pochodzie przez kilka godzin, wreszcie
rozproszyy si w gstwinie lenej.
Okoo godziny drugiej po poudniu, Maks, Jan, Kamis i Langa zwrcili si na do
szerok ciek, majc dugoci kilkanacie kilometrw. Z pocztku rozkoszowali si tak
wygodn drog, wkrtce jednak przekonali si, e to grone zwierzta wydeptay t ciek.
Bya to para nosorocw, chrzkanie ktrych wanie dao si sysze zdaleka. Kamis da
znak swoim towarzyszom, aby si zatrzymali
Nosoroce to ze zwierzta rzek, opatrujc karabin.
Bardzo grone potwierdzi Maks Huber.
Nosoroca nie atwo zabi doda Kamis.
C zrobimy? zapyta Jan Cort.
Najlepiej byoby przej tak, aby nas nie spostrzegy odpowiedzia Kamis musimy
zatym ukry si przed niemi. W kadym razie bdmy przygotowani do strzau.
Jaka znowu rozkosz dla oka przypatrywa si tym rnorodnym motylom o tczowych
barwach i tym penym wdziku wakom o przezroczystych skrzydekach, bujajcych ponad
wod. Wiewirki i wiwery, przebywajce w pobliu tych bagnisk, ywiy si przewanie
owadami
Kamis spostrzeg, e nietylko osy, ale i muchy znajdoway si tutaj obficie. Ukszenie
tych owadw bywa miertelne dla koni, wielbdw i psw, dla ludzi za jest nieszkodliwe,
zarwno jak i dla zwierzt dzikich.
Podrni nasi szli tak do godziny wp do sidmej wieczorem; dzie ten by dla nich
bardzo uciliwy.
Kamis zajty by wanie wyborem odpowiedniego miejsca na nocleg, gdy uwag
wszystkich zwrciy okrzyki Langa.
Podug zwyczaju, chopczyk pobieg naprzd, rozgldajc si na wszystkie strony, gdy
naraz usyszano jego gone woania.
Czyby go napado jakie dzikie zwierz?
Jan Cort i Maks Huber pobiegli co prdzej w t stron. Obawa ich okazaa si ponn.
Langa, stojc na ogromnym, powalonym pniu drzewa, wyciga rce przed siebie,
woajc:
Rzeka! rzeka!
Kamis pody za niemi, a Jan Cort rzek:
Ot upragniona rzeka!
O p kilometra dalej, na szerokiej, otwartej przestrzeni pyna rzeka, ktrej jasne wody
odbijay ostatnie promienie zachodzcego soca.
Ponad rzek powinnimy dzisiaj przepdzi noc rzek Jan Cort.
Ma si rozumie potwierdzi Kamis teraz moemy by pewni, e na falach tej wody
bez trudu dopyniemy do Ubangi.
W istocie nie byo rzecz zbyt trudn zbudowa jak tratew i puci si na falach rzeki.
Chcc si dosta do wybrzea, trzeba byo przej przez grunt bagnisty; to te gdy Kamis i
jego towarzysze dostali si na brzeg rzeki, ciemno zapada zupena, albowiem w okolicach
podzwrotnikowych zmrok nastpuje bardzo szybko.
Nad wod drzewa rosy rzadko jedno od drugiego; prawe wybrzee zupenie byo
odmienne od lewego, na ktrym podrni znajdowali si obecnie. W cieniu wida tam byo
niepewne zarysy ska i wzgrz. Szeroko rzeki, jak im si zdawao, dochodzia do
czterdziestu metrw. Nie by to wic strumie, ale waniejsza jaka rzeka, ktrej bieg zdawa
si do bystrym.
Trzeba byo cierpliwie czeka rana, aby si dokadnie rozpatrze w okolicy. Teraz
najwaniejsz rzecz byo znale odpowiednie miejsce na nocleg. Kamis wyszuka
wystajc ska, ktra tworzya grot nad wybrzeem, gdzie wszyscy podrujcy pomieci
si mogli.
Posilili si resztk pieczonej, zimnej zwierzyny, ktra im zostaa z obiadu, nie chcieli
bowiem rozpala ognia, aby blaskiem jego nie przynci jakich dzikich zwierzt: krokodyli i
hipopotamw nie brakuje w wodach Afryki; moe wic znajdoway si i tutaj, lepiej zatym
byo nie zapala ognia.
Pomienie byyby odpdzay mustyki, lecz z dwojga zego lepiej byo znosi te owady,
ni ssiedztwo aligatorw.
Pierwszy czuwa Jan Cort, podczas gdy inni spali, nie zwracajc uwagi na brzczenie
mustykw. Jan, przez cay czas swej warty przed otworem groty, nie dostrzeg nic
podejrzanego, tylko o uszy jego odbi si kilkakrotnie tajemniczy dwik jaki, wielce
podobny do gosu ludzkiego, wyraajcego tsknot i al.
Wyraz, ktry usysza brzmia ngora, co w jzyku czarnych znaczy matka.
ROZDZIA VII
Pusta klatka.
Mona byo sobie powinszowa, e Kamis wynalaz to schronienie pod ska, wyobione
nie przemysem ludzkim, lecz rk natury. Grunt stanowi drobny, delikatny piasek; w grocie
nie byo ani ladu wilgoci, podrni wic nasi znaleli doskonay nocleg i ochron przed
deszczem, ktry przez pierwsz poow nocy pada bezustanku.
Moemy tu zamieszka, dopki nie zbudujemy tratwy rzeki Kamis
O wicie wiatr pnocy rozegna reszt chmur, zapowiadajc dzie jasny i gorcy.
Kto wie, czy Kamis i jego towarzysze nie bd aowali cienistego lasu, skoro im
dokucz tutaj palce promienie soca; w lesie przez te pi dni nie ucierpieli przynajmniej od
upau.
Cort i Huber byli w jak najlepszym humorze; rzeka poniesie ich na swych falach co
najmniej przez trzysta kilometrw, oszczdzajc im trudw pieszej podry i doprowadzi do
Ubangi, ktrej bezwtpienia bya dopywem. Bd mogli przeby trzy czwarte czci podry
w warunkach nieco dogodniejszych, gdy jedn czwart przebyli ju przecie. Tak
przynajmniej wnioskowa Cort, opierajc si na objanieniach Kamisa.
O wicie zaczli uwanie rozglda si po okolicy.
W gr rzeki fale jej toczyy si prawie w prostej linji i giny, o jakie trzy kilometry
dalej, w gszczu drzew. Moe by, e tam rzeka zwracaa si w kierunku pnocnowschodnim i bya wanie t sam rzek, ktr podrni widzieli, spdzajc nocleg na
wzgrzu pod palmami.
W d rzeki gszcz leny by bliszym, znajdowa si zaledwie o p kilometra odlegoci,
tam, gdzie rzeka skrcaa raptownie na poudnio-wschd. Wida, e by to znowu las
nieprzebyty.
W miejscu, gdzie si znajdowali, lewy brzeg rzeki stanowi otwart, botnist przestrze;
na przeciwlegym brzegu rosy drzewa gsto i daleko, daleko rozciga si las; wschodzce
soce owietlao wysokie wierzchoki drzew, odcinajce si na odlegym horyzoncie.
Woda w rzece bya przejrzysta i bystra, fale jej niosy sprchniae pnie drzew i wyrwane z
brzegw krzaki i trawy.
W tej chwili Cort przypomnia sobie, e w pobliu groty w nocy sysza wyraz ngora.
Zacz wic pilnie upatrywa, czy nie dostrzee gdzie istoty ludzkiej. Plemiona koczujce
mogy tedy przedostawa si do Ubangi, byo to rzecz moliw.
Ogromna przestrze lasu, rozcigajca si na wschd a do rde Nilu, moga by take
schronieniem dla plemion koczujcych lub stale osiadych.
Ale pomimo najpilniejszego rozpatrywania si, Cort nic nie dostrzeg.
Zostawaem zapewne pod wpywem zudzenia powiedzia sobie w duchu. Moe
by, e si zdrzemnem na chwil i we nie zdawao mi si ze sysz ten wyraz.
Doszedszy do tego przekonania, nie wspomina nawet o tym swym towarzyszom.
Kochany Maksie rzek gono czy te przeprosie Kamisa za to, e wtpi o
istnieniu rzeki, o ktrej Kamis twierdzi napewno, e istnieje?
O jakie sto krokw dalej leay powalone kody i gazie. Najtrudniejszym zadaniem
bdzie dowlec je do wybrzea; zapewne we dwuch nie dadz sobie rady, musz wic
poczeka na powrt towarzyszw.
Mam nadziej, e polowanie uda si panu Maksowi rzek Kamis, skoro do uszu ich
dobieg odgos strzau Maks rzadko chybia.
Rzeczywicie, gdyby mieli wystarczajcy zapas kul i prochu, nie potrzebowaliby si
lka godu.
Kamis i Jan zajli si wyborem drzewa, odpowiedniego na tratw, gdy nagle uwag ich
zwrciy jakie krzyki, pochodzce z tej strony, w ktr uda si Maks i Langa.
To jest gos Maksa i Langa odpar Kamis.
Oczywicie grozi im jakie niebezpieczestwo.
pieszmy im na pomoc! zawoa Kamis.
Co ywo biegli ku brzegowi i wydostali si na niewielki pagrek, pod ktrym znajdowaa
si grota. Wtedy spostrzegli Maksa i Langa, lecz koo nich nie wida byo adnych ludzi ani
zwierzt. Stali na wybrzeu, dajc pozostaym znaki, aby si z niemi poczyli.
Postawa ich i ruchy nie zdradzay najlejszego niepokoju.
Kamis i Cort szybko pobiegli ku nim i w kilka minut pniej znaleli si przy swoich
towarzyszach. Wtedy Maks Huber rzek:
Nie bdziemy ju, Kamisie, budowali tratwy.
Dlaczego?
Dlatego, emy j znaleli. Ot, tutaj Wprawdzie znajduje si w zym stanie, ale zdaje
si, e bdzie mona j naprawi.
I Maks Huber pokaza towarzyszom ukryt w zagbieniu rzeki, przy brzegu, tratw,
rodzaj platformy z pnczy i desek, powizanych nawp przegniemi sznurami. Za pomoc
sznura bya te ona przywizana do sterczcego pnia ponad wod.
Tratwa! wykrzykn radonie Cort.
Naprawd tratwa doda Kamis.
Czyby krajowcy dotarli a do tych miejsc?
Moe to jacy podrnicy porzucili t tratw domyla si Cort. Chocia to
przypuszczenie nie wydaje mi si prawdopodobne, bo gdyby ta cz lasu Ubangi bya
zwiedzana przez jakich badaczy, to juby o tym wiedziano w Kongo lub Kamerunie. Co do
mnie, nie syszaem o adnej wyprawie naukowej w te strony.
Ani ja doda Maks Huber ale co nas to obchodzi. Najwaniejsza rzecz, czy tratwa
moe jeszcze suy do uytku?
Naturalnie, trzeba si najpierw o tym przekona potwierdzi Kamis i chcia ju wej
na tratw, ale powstrzyma go okrzyk Langa.
Ten trzyma jaki przedmiot w rku. Po chwili odda go Janowi.
Bya to kdka elazna, zniszczona przez rdz i bez klucza.
Ach, jest to dostateczny dowd, aby nas przekona, e nie krajowcy tu przebywali
rzek Maks Huber oni nie znaj si na lusarstwie, Na tej tratwie musieli przypyn biali
ludzie.
Ale oczywicie, e tdy ju nie wracali doda Cort.
Rdz pokryta kdka i zniszczona tratwa, dowodziy, e musiao upyn lat kilka od
chwili, gdy ludzie porzucili te przedmioty. Podrni nasi wyprowadzili std dwa wnioski: e
badacze lub podrni nie byli krajowcami, i e dostali si do tej polanki, pync z biegiem
rzeki; powtre, e ju tdy nie wracali.
Ale zginli bezwtpienia, gdy ani Huber, ani Cort nie syszeli nigdy o adnej podobnej
wyprawie naukowej od czasu, jak mieszkali w Kongo, a mieszkali ju do dawno.
Chocia w wypadku tym nie byo nic nadzwyczajnego, by on jednak zdarzeniem
niespodziewanym i Maks musia si wyrzec zaszczytu, e uwaanoby go za pierwszego
czowieka, ktry zwiedzi t puszcz, dotychczas uwaan za niedostpn.
Tymczasem Kamis oglda starannie deski i tarcice, stanowice tratw. Deski byy
zupenie zdrowe, tylko tarcice ulegy w czci zepsuciu i naleao je zastpi innemi. Byo to
rzecz o wiele atwiejsz, ni budowa now tratw. Kamis i jego towarzysze byli tym
uszczliwieni.
Kamis zaj si tratw, a dwaj towarzysze rozmawiali z sob.
Nie ulega wtpliwoci, e biali zwiedzali ju grn cz tej rzeki powtarza Cort.
Tratw mogli zbudowa krajowcy, ale skdby si tu wzia kdka?
Poczekajcie, a moe znajdziemy jeszcze inne przedmioty doda Huber.
A cby takiego, Maksie?
Chodmy dalej, Janie, a do zakrtu rzeki. Moe natrafimy na lad jakiego obozowiska,
ktrego std nie wida. Grota, w ktrej przepdzilimy noc, nie suya jeszcze chyba nikomu
za schronienie, my pierwsi spalimy w niej.
Idmy wic dalej, tak, jak sobie yczysz, Maksie.
Przy skrcie rzeki koczy si wanie polanka i nie zdziwibym si wcale, gdybymy
znaleli co ciekawego.
Kamisie! zawoa Cort.
Ten pody za niemi.
No, jake tam tratwa?
Mona j naprawi bez wielkiego trudu. Przynios drzewo do tego potrzebne.
Zanim zabierzemy si do roboty mwi Maks chodmy jeszcze brzegiem rzeki z
jakie kilkaset krokw. Moe znajdziemy jeszcze jakie inne przedmioty, moe narzdzia lub
sprzty kuchenne z mark fabryczn, ktraby oznaczaa ich pochodzenie? A jakby one nam
si przyday! Posiadamy tylko jedn tykw, a nie mamy ani filianki, ani kocioka
Moe spodziewasz si kochany Maksie, napotka kuchni i st przygotowany dla
zbkanych wdrowcw? artowa Cort.
Nie spodziewam si niczego, mj kochany Janie, ale nie moesz zaprzeczy, e
znajdujemy si wobec faktu niezrozumiaego, postarajmy si wic o wyjanienie.
Zgadzam si na to Kamisie. Czy moemy i jeszcze ze dwa kilometry?
Owszem, lecz nie dalej, jak do zakrtu rzeki odpar Kamis.
Dobrze, Kamisie. Wkrtce wygodnie popyniemy z biegiem rzeki, nie bdziemy wic
zmuszeni wiosowa, a tym samym bdziemy mogli dowoli przyjrze si okolicy i szuka
ladw jakiego obozowiska, na jednym albo na drugim brzegu.
Podrni nasi i Langa szli dalej wybrzeem, ktre w tym miejscu tworzyo jak gdyby
naturaln grobl, wznoszc si pomidzy bagniskiem z jednej strony, a rzek z drugiej.
Mnstwo ptakw zrywao si z traw, skoro si do nich zbliali, byy to po wikszej czci
dzikie kaczki i dropie. Maks zabi jakiego ptaka, podobnego do czapli, mieli wic ju
zapewnione drugie niadanie. Idc, rozgldali si po ziemi, szukajc ladu stp ludzkich lub
porzuconych przez ludzi przedmiotw. Ale nic nie znaleli.
Gdy Kamis i jego towarzysze doszli do koca polanki, pod oson drzew odezway si
krzyki map. Te czwororkie stworzenia nie bardzo okazyway si zdziwione zjawieniem si
ludzi, jednake ujrzawszy ich, uciekay. Byy tam rozmaite gatunki map: pawjany, gibony,
podobne do goryli, rodzaj map z paskim bem i dugim ogonem, szympanse i wiele innych
gatunkw. Wszystkie to stworzenia maj po wikszej czci ogony krtkie i tym si wanie
rni od map amerykaskich.
Mapy nie zbudoway tratwy, ani nie zgubiy kdki mwi Cort chocia s one
zmylne, ale nie do tego stopnia.
Nie umiayby rwnie zbudowa klatki doda Huber.
Skde ci na myl przysza klatka? zapyta ze zdziwieniem Jan Cort.
Bo zdaje mi si, e widz tam w gstwinie o jakie dwadziecia krokw od
wybrzea, rodzaj jakiej budowli.
To zapewne mrowisko w ksztacie ula, ktre buduj mrwki afrykaskie
odpowiedzia na to Cort.
Nie, pan Maks si nie myli potwierdzi Kamis. Jest tam ale jak najwyraniej
wida, monaby powiedzie e to chata, zbudowana pomidzy dwoma krzakami mimozy;
frontowa ciana tej chaty tworzy jakby krat
Czy to jest klatka, czy te chata, zobaczmy, gdy si przekonamy, co si znajduje w jej
wntrzu.
Bdmy ostroni! przestrzega Kamis. Postpujc dalej, starajmy si ukrywa po za
drzewami.
A czeg moemy si obawia zawoa Huber, ktrego niecierpliwo podniecon
bya do najwyszego stopnia
Dokoa las wydawa si zupenie pusty, sycha byo tylko piew ptakw i krzyki map,
uciekajcych przed ludmi. Ani na polance, ani na skraju lasu nie byo ladw obozowiska
ludzkiego, tylko z wody wychylay si sute kpy traw. Przeciwlege wybrzee take byo
puste. Kamis i jego towarzysze przeszli szybko te sto krokw, ktre ich oddzielay od zakrtu
rzeki. W tym miejscu koczyo si bagnisko, i grunt, podnoszc si lekk wyniosoci,
stawa si suchszym. Tu rozpoczyna si las coraz gciejszy.
Dziwny budynek ukazywa si teraz w trzech czciach swej wielkoci, oparty o mimozy,
z dachem pochylonym i pokrytym zeschemi trawami. Z boku chata nie miaa adnych
otworw, a spadajce pncze okryway zielonym paszczem jej ciany a do ziemi. To, co j
czynio podobn do klatki, to bya krata, stanowica cian frontow, naksztat kraty, jak w
menaerji oddzielaj klatki od publicznoci. W tej chwili w kracie byy drzwi otwarte, lecz
chata bya pusta. Maks Huber przekona si o tym pierwszy, gdy ze zwyk sobie ywoci
wbieg bez namysu do jej wntrza.
Troch sprztw walao si po ziemi: rynka, filianka, kilka potuczonych butelek,
zniszczona weniana kodra, kawaki materji, zardzewiaa siekiera, pudeko od okularw, na
ktrym nie mona ju byo przeczyta nazwiska fabrykanta. W kcie stao pudeko metalowe
ze szczelnie dopasowanym pokryciem. Maks Huber podj je z ziemi i usiowa otworzy,
lecz nie mg tego dokaza. Zaledwie za pomoc noa udao mu si oderwa wieko.
Wewntrz znajdowa si notatnik, na ktrego okadce wydrukowane byy dwa wyrazy. Maks
Huber przeczyta je gono: Doktr Johansen.
ROZDZIA VIII
Niespodzianka.
Jeeli Jan Cort, Maks Huber, a nawet Kamis nie krzyknli ze zdziwienia, przeczytawszy
to nazwisko, to jedynie dlatego, e ze zdumienia osupieli.
Nazwisko Jahansena byo wyjanieniem zagadki, okrywajcej najbardziej fantastyczne
przedsiwzicie, uczynione w celach naukowych.
W zdarzeniu tym powaga mieszaa si z komizmem i tragicznoci, gdy zdaje si, e ta
wyprawa naukowa zakoczya si w sposb bardzo opakany.
Czytelnicy przypominaj sobie moe, e amerykanin Garner postanowi powici si
badaniu jzyka mapiego, na podstawie studjw naukowych. Nazwisko profesora, artykuy
drukowane w gazecie, wychodzcej w New-Yorku i oddzielna ksika, ktra si rozesza po
Anglji, Niemczech, Francji i Ameryce, wszystko to byo wiadomym mieszkacom Kongo i
Kamerunu, a tym samym nie obce Janowi Cort i Maksowi Huber.
On! nakoniec on! zawoa Huber on, o ktrym dotd nie byo adnej wiadomoci.
Od niego ju nie bdzie adnej wiadomoci, bo zdaje si, e on ju adnej udzieli nam
nie moe odpowiedzia Jan Cort.
On, w pojciu przyjaci, to by doktr Johansen.
Ale musimy pierwej opowiedzie historj pana Garner, poprzednika doktora.
Profesor Garner, zanim si wybra na ld czarny, zapozna si ju z mapami, naturalnie
oswojonemi. Dugie badania doprowadziy go do tego wniosku, ze te stworzenia czwororkie
mwiy, porozumieway si ze sob, ze uyway jakiego jzyka jednozgoskowego, ze miay
pewne wyrazy, okrelajce ch jedzenia lub picia. W ogrodzie zoologicznym w
Waszyngtonie, kaza Garner poustawia fonografy, aby chwytay wyrazy domniemanego
jzyka mapiego. Zauway on, e mapy nie mwi nigdy bez koniecznej potrzeby i okreli
w ten sposb swoje spostrzeenia:
Znajomo krlestwa zwierzt budzi we mnie stanowcze przekonanie, e wszystkie
zwierzta ssce posiadaj zdolno mwienia, w stopniu odpowiednim ich rozwojowi
umysowemu i potrzebom ich ycia.
Jeszcze przed badaniem Garneta uczeni wiedzieli, e zwierzta ssce, jako to psy, mapy i
inne, posiadaj budow krtani tak sam, jak czowiek, lecz zapomnieli o tym, e myl
poprzedzia sowo, e chcc mwi, trzeba pierwej myle, czyli posiada zdolno
uoglniania, jakiej zwierzta nie posiadaj.
Papuga chocia mwi, ale nie rozumie tego, co mwi. Jeeli zwierzta nie mwi, to
dlatego, e natura nie obdarzya ich odpowiedni do tego inteligiencj, bo innej przeszkody
niema.
Jeden z uczonych dowodzi, e jeli ma by mowa, rdem jej musi by sd i
rozumowanie, czyli pojcie oglne i szczegowe.
Lecz profesor Garner nie chcia uzna tych regu, tak zgodnych ze zdrowym rozsdkiem.
Dowodzenia Garneta wywoay te ywe dysputy. Zniecierpliwiony postanowi zetkn
si bliej z mapami, ktrych mnstwo gatunkw yje w lasach Afryki poudniowej.
ROZDZIA IX
Z biegiem rzeki Johansen.
Dnia 16 marca, o godzinie wp do sidmej rano, prom wraz z naszemi podrnemi odbi
od brzegu.
Zaledwie wit rozjani niebiosa, silny wiatr rozpdza resztki chmur, zdawao si, e
deszcz pada ju nie bdzie.
Prom by dugi dwanacie metrw, a szeroki przeszo siedem; cztery osoby wygodnie na
nim pomieci si mogy, jak rwnie przedmioty, ktre ze sob zabierali, a mianowicie:
skrzynk z nabojami, kocioek, filiank, karabiny i rewolwery. adunki znalezione w chacie
nie nadaway si do rewolwerw tylko do karabinw.
Moe nie bdziemy mieli do czego strzela rzek Cort zreszt, idzie o to, aby nam
wystarczyo adunkw tylko do tej pory, pki si nie dostaniemy do brzegw Ubangi.
Na przedniej czci promu, na warstwie starannie uklepanej ziemi, przygotowany by stos
suchych gazi, na wypadek, gdyby potrzebowali roznieci ogie. Z tyu znajdowa si rodzaj
steru, aby mona byo kierowa promem.
Rzeka szeroka bya na pidziesit metrw, a bieg jej wody szybki.
Jeeli cigle bdziemy pynli tak szybko powiedzia Kamis to za dwadziecia dni
dopyniemy do Ubangi, nie mczc si nadzwyczajnie. Moe nie napotkamy adnych
przeszkd na rzece.
Podrni nasi przekonali si tylko na razie, e rzeka bya gboka i krta, mogy wic
dalej znajdowa si na niej i wodospady.
Do poudnia egluga odbywaa si pomylnie, dziki dobremu sterowaniu i zrcznoci
Kamisa.
Jan Cort sta oparty na karabinie, upatrujc ptakw wodnych, w celu zaopatrzenia
spiarni. Polowanie powiodo mu si niespodziewanie dobrze, zabi bowiem na wybrzeu
antylop.
Pikny strza rzek Maks Huber.
Ale bezuyteczny doda Cort bo moe nie bdziemy mogli zabra tego zwierzcia.
A dlaczegby nie? zapyta Kamis.
I przybi do brzegu, na ktrym leaa zabita antylopa. Obcignli zwierz ze skry i
rozwiertowali je.
Bdziemy mieli na dwa razy tego misa rzek Kamis.
Huber zaj si rybowstwem, urzdziwszy sobie wdk ze sznurka, znalezionego w
chacie doktora. Jako haczyka, uy kolcw akacji, na ktre zaoy kawaki misa.
Czy tylko ryby dadz si zapa na wdk? rzek i usadowi si na brzegu promu, a
Langa, uklkszy obok niego, ledzi pilnie, czy ryba si zapie.
Wkrtce zapa si na wdk duy szczupak. Maks z trudem wcign go na prom, gdy
ryba waya od om do dziewiciu funtw.
Bdzie z niej krlewska uczta! zawoa Maks.
szerokoci, to jednak, gdy drzewa rosy po obydwuch jej brzegach, gazie ich czyy si ze
sob, tworzc ponad wod zielone sklepienie, popltane jeszcze ljanami, tak, e mapy z
pewnoci mogy si przedosta po tym zielonym mocie z jednego brzegu na drugi.
Soce wybio si z po za chmur, a palce jego promienie rozsieway po wodzie
olniewajce blaski. Ale podrni nasi nie cierpieli od upau, gdy osaniay ich gazie
drzew. Zdawao im si, e znajduj si jeszcze wrd lasu, z t rnic, ze nie mczyli si
piesz wdrwk i przedzieraniem si przez cierniste krzaki.
Ten las Ubangi wyglda jak wspaniay park rzek Cort. Monaby mniema, ze
znajdujemy si w parku National w Stanach Zjednoczonych, przy rdach Missuri.
W parku zamieszkaym przez mapy artowa Huber bo jest ich tu moc niezliczona.
Jestemy w krlestwie, w ktrym panuj goryle i szympanse.
Wistocie mapy ukazyway si wszdzie, na wybrzeu i w gszczu lenym. Kamis i jego
towarzysze dotychczas nie widzieli jeszcze ani tak wiele, ani tak zrcznych map.
Wszystkie skakay z gazi na ga, przewracay kozioki i krzyczay na rozmaite tony.
Zdaje mi si, e bardzo maa rnica zachodzi pomidzy krajowcami tutejszemi a
mapami rzeki zoliwie Huber.
Istnieje jednak wielka rnica pomidzy czowiekiem obdarzonym rozumem, a
zwierzciem obdarzonym instynktem odpowiedzia Cort.
Ich instynkt jest wicej wart, ni rozum ludzi dzikich, mj kochany Janie!
Nie przecz, Maksie; nie odstpi jednak od mego przekonania, e przepa oddziela
ludzi od map.
Bezwtpienia! potwierdzi Huber.
Lecz w tej chwili trzeba byo przerwa rozpraw naukow, a pomyle raczej o wasnej
obronie, gdy mapy zebrane gromadnie zaczynay okazywa bardzo nieprzyjazne wzgldem
podrnych usposobienie.
Kamis by tym ywo zaniepokojony. Krew fal uderzya mu do gowy: zmarszczy czoo,
oczy jego byszczay gronie.
Miejmy bro nabit i adunki pod rk rzek do Jana i Maksa bo niewiadomo, co z
tego wynikn moe
O! jeden wystrza rozproszy t band! zawoa lekcewaco Huber i przyoy strzelb
do oka.
Niech pan nie strzela, panie Maksie! zawoa ywo Kamis. Nie trzeba ich
zaczepia nie trzeba drani! Do, jeeli bdziemy zmuszeni si broni!
Ale one zaczepi odpar Cort.
Ale my nie zaczepiajmy, pki nas nie zaczepi powiedzia stanowczo Kamis.
Niedugo czekali na zaczepk.
Wielkie mapy zaczy ciska z wybrzea kamienie i gazie, a wiadomo, e te zwierzta
s obdarzone niepospolit si. Mniejsze ciskay owoce.
Kamis usiowa kierowa promem wporodku rzeki, zdaa od brzegw, aby nie naraa
si na pociski. Schroni si nie byo gdzie, a tymczasem liczba napastnikw wzrastaa z kad
chwil i pociski dosigay ju promu.
Tego ju zanadto zawoa z gniewem Maks Huber.
I biorc na cel wielkiego goryla, kryjcego si w trawie, powali go jednym strzaem.
W odpowiedzi na strza rozlegy si przeraajce wrzaski. Lecz mapy nie ucieky. Nie
starczyoby adunkw, gdyby chcieli do wszystkich strzela, a co najgorsza pozostaliby bez
rodkw zapewnienia sobie nadal poywienia.
Nie strzelajmy, gdy to jeszcze bardziej rozdrania te szkaradne zwierzta radzi Cort.
Moe te wyjdziemy bez szwanku z tej napaci.
Aha! zawoa Huber, ktrego kamie ugodzi w nog.
Mapy wci ich cigay; koryto rzeki byo w tym miejscu wysze i krte, lecz prom
pyn szybko z biegiem wody. Moe noc uwolni zbkanych od napastnikw.
Dzi bdziemy chyba pynli przez ca noc powiedzia Kamis.
Lecz do nocy byo jeszcze daleko, bya zaledwie godzina czwarta po poudniu, a napa
przybieraa charakter coraz groniejszy. W umyle naszych podrnych powstawaa obawa,
eby mapy nie wdary si na prom. Wprawdzie mapy zarwno jak koty nie lubi wody, nie
byo wic obawy, aby przebyy j wpaw, ale gazie, zwieszajce si nizko nad wod,
uatwiay m dostp do promu. Nie byoby to nic trudnego dla tych zwierzt zarwno
zrcznych jak zoliwych. Piciu lub szeciu goryli czekao na gaziach bombaksu na
nadpywajcy prom. Cort dostrzeg je pierwszy; nie mona si byo pomyli co do ich
nieprzyjacielskich zamiarw.
Ognia! zakomenderowa Kamis.
Trzy wystrzay pady prawie jednoczenie: trzy mapy spady w fale rzeki. Wrzaski znw
si spotgoway. Mapy zaczy nadbiega ze wszystkich stron, gotowe rzuci si na prom.
Musieli szybko nabi bro i strzela znowu. Zranili ze dwanacie goryli i tyle
szympansw, zanim zbliyli si do miejsca, gdzie mapy urzdziy zasadzk. Przeraone
zwierzta ucieky na wybrzea.
Gdyby profesor Garner by zamieszka wrd tego lasu, byby go spotka ten sam los,
co doktora Johansena mwi Cort mapy niewtpliwie przyjyby go z t sam co nas
zajadoci. Teraz rozumiem, w jaki sposb doktr znikn.
Mapy musiay napa na doktora nie w chacie, lecz w lesie doda Huber znajc
bowiem ich skonno do niszczenia, sdz, e byyby zrujnoway chat.
Wiksze jeszcze niebezpieczestwo grozio teraz naszym podrnym. Koryto rzeki
zwao si coraz bardziej. Oprcz tego o jakie sto krokw przed niemi wida byo ostry
zakrt rzeki, a szum wody wskazywa wir. Kamis o ile mg kierowa si ku rodkowi. Trzeba
byo znw strzela, w chwili, gdy prom zblia si do wiru.
Nagle goryle zaczy si cofa, nie wystrzay jednak spowodoway ten odwrt, lecz
nadcigajca burza.
Szare, cikie chmury zacigay cay horyzont, jaskrawe byskawice zaczy zjawia si
wpord chmur, i wkrtce burza wybuchna z ca gwatownoci, waciw strefom
poudniowym.
Huk grzmotw i piorunw przerazi mapy, jak wogle wszystkie zwierzta, wraliwe na
dziaanie elektrycznoci. Uciekay wic sposzone, przelke, szukajc ochrony przed burz w
gszczu lenym.
W kilka chwil pniej obydwa wybrzea byy puste, tylko ze dwadziecia map leao
pozbawionych ycia wrd trzcin nad wod.
ROZDZIA X
Ngora!
Nazajutrz niebo byo pogodne, bez najlejszej chmurki, przez gazie drzew przeglda
czysty bkit. O wchodzie soca trawy i licie drzew lniy si od kropel rosy.
Burza trwaa do godziny trzeciej po pnocy. Podrni nasi, po ucieczce map, przybili do
brzegu, wyminwszy szczliwie wir, ktrego si obawiali. Na wybrzeu wznosi si w tym
miejscu olbrzymi baobab, ktrego pie by w rodku wyprchniay. Kamis i jego towarzysze
pomiecili si w tym pniu, dokd przenieli bro, adunki i sprzty jakie posiadali.
O wschodzie soca wyruszy mieli w dalsz drog; reszt upieczonej zwierzyny
postanowili spoy na zimno, na pierwsze niadanie.
Burza wczorajsza nadesza w sam por rzek Jan do Maksa.
Obydwaj zajci byli czyszczeniem broni. Langa upatrywa w zarolach gniazd i jajek.
Bezwtpienia odpar Maks oby tylko te szkaradne zwierzta nie pojawiy si znowu.
Kamis take si obawia powrotu map, ale w lesie cicho byo i spokojnie.
Przeszedem ze sto krokw wybrzeem i niedostrzegem ani jednej mapy rzek Cort.
To dobra wrba odpowiedzia Maks nie bdziemy psuli adunkw na strzelanie do
map; lkam si, e wszystkie kule na to zuy musimy.
Byoby to bardzo smutne rzek Cort bo z pewnoci nie napotkamy drugiej chaty
doktora Johansena, w ktrej moglibymy si zaopatrzy w proch i kule.
Gdy myl o tym, e poczciwy doktr chcia zawiza stosunki przyjacielskie z takiemi
istotami, to a mnie dreszcz przenika zawoa Huber.
Mj drogi, Garner wyszed z tej prby bez szwanku, ale biedny Johansen
No, temu z pewnoci pawjany pogruchotay koci przerwa Huber. Ze sposobu, w
jaki nas przyjmoway wczoraj, mona wnioskowa, czy to s stworzenia cywilizowane i czy
mona mie nadziej, e si kiedykolwiek ucywilizuj.
Widzisz, Maksie, ja sdz, e zwierzta pozostan zawsze zwierztami
A ludzie ludmi! dokoczy, miejc si Maks Huber. Lecz bez artw. Musz
wyzna szczerze, jest mi bardzo przykro, e powrc do Libreville, nie zasignwszy adnych
wiadomoci o doktorze.
I mnie przykro, ale wicej myl o tym, czy wydostaniemy si szczliwie z tego lasu.
Mam nadziej
Ale ebymy si std ju wydostali!
Wprawdzie podr nie bya teraz tak nuc, ale mona si byo obawia wirw i
wodospadw.
W tej chwili Kamis zawoa na niadanie. Langa przynis kilka jajek kaczych, ktre
pozostawiono na obiad, wraz ze sporym kawakiem misa antylopy.
Nie bdziemy potrzebowali strzela dzi do zwierzyny rzek Kamis.
Myl nad tym, czy nie moglibymy zuytkowa misa map? zapyta Cort
Ach, fe! szkaradziestwo! odrzek Huber.
Podrni nasi nie mieli zamiaru zaczepia takiego gronego zwierzcia, lecz hipopotam
mg sam na nich napa, a gdyby nacisn dk ciarem swego cielska, ktre way okoo
dwuch tysicy kilogramw, gdyby zaczepi o ni kami, nasi podrni byliby zgubieni.
Woda pyna bystro W tym miejscu, lepiej wic byo pyn, anieli zblia si do
brzegw, gdy chocia hipopotam mg ich ciga i na ldzie, nie by on jednak tak gronym,
jak w wodzie, gdzie mg prom przewrci lub zdruzgota. Kamis i jego towarzysze moeby
si wpaw dostali na wybrzee, ale coby zrobili bez promu?
Najlepiej wymin zwierza w ten sposb, aby nas nie widzia rzek Kamis. Pomy
si na promie, zachowujmy si cicho i bdmy przygotowani na to, eby wskoczy do wody,
jeeli konieczno zmusi nas do tego.
Ja bd si opiekowa tob, Langa! rzek Huber.
Stosujc si do rady Kamisa, wszyscy pokadli si na promie: moe te na szczcie
hipopotam ich nie spostrzee.
Za chwil usyszeli chrapanie i sapanie, fale zakoysay silnie promem. Trwoga miotaa
sercami naszych podrnych, czy potwr podrzuci ich sw olbrzymi gow, czy zatopi?
Lecz prom coraz spokojniej pyn po rzece i sapanie oddalao si take. Zwolna znajomi
nasi podnieli gowy i dostrzegli, jak olbrzymie zwierz pogryo si w wodzie. Odetchnli
swobodnie, dzikujc Bogu, e im si udao unikn niebezpieczestwa. Moe si to troch
wyda dziwnym, ze zlkli si hipopotama myliwi, ktrzy wielokrotnie polowali na sonie
pod wodz Urdaksa i nieraz napotykali hipopotamy w bagnach Ubangi, lecz czynili to w
warunkach bardziej sprzyjajcych.
Wieczorem Kamis zatrzyma si przy ujciu jakiego strumienia z prawej strony. Byo to
doskonale obrane miejsce na nocleg. Kilka drzew bananowych ocieniao je szerokiemi limi
Na wybrzeu znajdowao si mnstwo jadalnych miczakw, ktre nasi podrni zajadali
surowe lub gotowane, stosownie do gatunku. Banany nie bardzo im smakoway, ale sok tych
owocw w poczeniu z wod ze strumienia, wytworzy napj przyjemny i orzewiajcy.
Wszystko byoby dobrze, gdybymy tylko mogli spa spokojnie rzek Maks Huber
tymczasem, na nieszczcie, te przeklte mustyki znowu nas ksa bd.
Ale Langa wynalaz sposb odpdzenia zoliwych owadw. Zacz chodzi i szuka
czego wrd krzakw, wreszcie zawoa Kamisa i objani go, e mierzwa zwierzca, ktr
napotka, dorzucona do ognia, wydziela gryzcy i nieprzyjemny dym; odpdza on mustyki, a
sposobu tego uywaj krajowcy.
Zaraz te sprbowano tego sposobu, ktry okaza si bardzo skutecznym.
Cort, Huber i Kamis przez caa noc podtrzymywali ogie, zmieniajc si kolejno. Tym
sposobem wyspali si doskonale i wstali nazajutrz ze wieym zapasem si.
W Afryce poudniowej pogoda bywa nadzwyczaj zmienna. Jednego dnia nie wida na
niebie ani jednej chmurki, a na drugi deszcz pada. Tak te byo i teraz; od witu zacz pada
deszcz drobny, ale gsty, ktry mg si da we znaki naszym podrnym.
Na szczcie, Kamisowi przysza do gowy myl doskonaa: z lici bananu, ktre s
najwikszemi moe okazami w wiecie rolinnym i ktremi dzicy pokrywaj dachy swoich
lepianek, utworzy rodzaj baldachimu na rodku promu, zwizawszy u dou licie zapomoc
pnczy. Tym sposobem podrni nasi znaleli oson przed deszczem.
Z rana ujrzeli na prawym wybrzeu kilkanacie map wikszego gatunku, nie chcc si
wic naraa na jak z ich strony zaczepk, pynli bliej lewej strony rzeki.
Pynli przez cay dzie bez przerwy, nie zatrzymujc si na obiad, przybili do brzegu
tylko na chwil, aby zabra antylop, ktr zabi Cort.
W tym miejscu rzeka tworzya zakrt i zwracaa si, prawie pod ktem prostym, w stron
poudniowo wschodni. Kamis bardzo si tym zafrasowa, gdy celem ich podry byo
To maa mapka potomek tych szkaradnych map, ktre na nas napaday. I dla
ocalenia tej mapki sam naraae si na to, e moge ycie postrada!
To dziecko to dziecko powtarza uparcie Langa.
A ja ci mwi, e nie, i radz ci, aby to mapi odesa do lasu, do jego rodziny.
Ale Langa, pomimo zapewnie przyjaciela Maksa, uporczywie dowodzi, e maa istotka,
ktr ocali i ktra jeszcze nie odzyskaa przytomnoci, jest dzieciciem. Wzi j na rk i
tuli w objciu. Nie broniono mu wic, aby si zaj dzieckiem. Langa, przekonawszy si, e
stworzenie oddycha, zacz je naciera, ogrzewa i uoy na posaniu z zeschej trawy,
oczekujc, a si przebudzi.
Jan, Maks i Kamis znowu kolejno mieli czuwa noc ca.
Langa nie mg zasn, gdy niepokj o protegowan przez niego istot, spdza mu sen
z powiek; trzyma j za rce, nasuchiwa sabego oddechu. Wreszcie ze zdumieniem okoo
pnocy usysza jeden wyraz, wymawiany cichym, osabionym gosem: Ngora ngora
Tak, to dzieci wzywao swojej matki!
ROZDZIA XI
Dzie 19-go marca.
Las oddalony by teraz o jakie p kilometra od wybrzea. Niebo cigle zachmurzone, grozio
deszczem.
Ponad botami unosiy si wodne ptaki, lecz natomiast zwierzt przeuwajcych nie byo
wida, ku wielkiemu zmartwieniu Maksa, ktry z nabitym karabinem pilnie ledzi wybrzea
rzeki.
Na obiad musieli poprzesta na ptactwie. Chocia nie cierpieli godu, ale jednostajne
poywienie bardzo im si uprzykrzyo. Je cigle miso pieczone lub gotowane, a czasem
ryb i to wszystko bez soli, popija tylko czyst wod, nie mie ani chleba, ani owocw, to
rzecz bardzo przykra. Jake pragnli dosta si do zamieszkaych okolic Ubangi, gdzie
misjonarze podjliby ich gocinnie!
Tego dnia Kamis naprno szuka miejsca odpowiedniego na odpoczynek. Wybrzea
zaronite olbrzymiemi trzcinami wydaway si niedostpne.
Pynli bez przerwy do godziny pitej po poudniu. Jan i Maks rozmawiali o przygodach
napotykanych w podry. Przypominali sobie wyjazd z Libreville, korzystne polowania w
grnej czci prowincji Ubangi, wyliczali wszystkie zabite sonie i niebezpieczestwo tych
wypraw, z ktrych wychodzili zwycisko, potym powrt do wzgrza pod tamaryszkami,
poruszajce si ognie, napad olbrzymich gruboskrych zwierzt, ucieczk tragarzy, mier
Urdaksa i pocig soni, przed ktremi uciekli do lasu.
Smutne zakoczenie tak szczliwie rozpocztej wyprawy! westchn Cort a kto
wie, czy teraz nie spotka nas jeszcze co gorszego?
Jest to rzecz moliw, ale nie konieczn, mj kochany Janie odpowiedzia Huber.
Moe ja istotnie troch przesadzam
Bezwtpienia, ten las nie kryje w sobie tak samo tajemnic, jak wasze wielkie lasy
amerykaskie Nie potrzebujemy si nawet lka napaci czerwonoskrych. Tu nie
napotkamy ani plemion koczujcych, ani stale osiadych, ani Denkasw, ani Mohutu, tych
okrutnych, koczujcych plemion, ktre przebiegaj okolic pnocno-wschodnie, woajc:
misa! misa! jak prawdziwi ludoercy. Rzeka Johansen doprowadzi nas cicho, spokojnie,
bez znuenia, a do Ubangi.
Tak, tak, do Ubangi powtrzy Jan dokd bylibymy si dostali na wygodnym
wozie, jadc skrajem lasu, tak, jak to projektowa Urdaks. Wtedy nie zbywaoby nam na
niczym.
Z pewnoci, e dla nas byoby to daleko lepiej i wygodniej. Ten las, ktry wydawa
nam si takim tajemniczym, jest sobie najpospolitszym lasem i nie zasuguje na to, aby go
zwiedza, jest to tylko wielki las i nic wicej. A jednak podnieca on niesychanie moj
ciekawo. Przypominasz sobie te ognie, bkajce si na skraju lasu, te pochodnie, ktre
wieciy pomidzy gami pierwszych drzew? A potym nie napotkalimy nikogo. Gdzie wic
podzieli si ci czarni? Niekiedy zdaje mi si, e powinienem ich szuka wrd gazi
baobabw, bombaksw, tamaryszkw i innych olbrzymich okazw wiata rolinnego Nie,
ani jedna istota ludzka
Maksie! przerwa mu Jan Cort.
Czego chcesz?
Spjrzno tam dalej, na lewo
No, widz To pewnie krajowiec
Tak, krajowiec, ale na czterech apach! Widzisz, jak ponad trzcin wznosi si eb,
przyozdobiony par przelicznych rogw.
To baw! zawoa Kamis.
Maks Huber chwyci za karabin.
Cort odwiza sznureczek. Medalik by nieduy, wielkoci jednego su. Na jednej stronie
byo wyryte nazwisko, na drugiej twarz jaka.
Przypatrzywszy si bliej, podrni rozpoznali nazwisko i podobizn doktora Johansena.
Zagadka staje si coraz dziwniejsz rzek Huber. Skd to stworzenie ma medal
uczonego niemieckiego, ktrego klatk znalelimy pust.
e te medale mona byo napotka w okolicach Kamerunu, nie byo w tym nic dziwnego,
gdy Johansen rozdawa je krajowcom, ale skd znalaz si on na szyi tego osobliwszego
mieszkaca lasu Ubangi.
To rzecz dziwna! powtrzy Huber. Chyba, e ci p ludzie, p mapy pokradli te
medale z chaty doktora.
Kamisie! zawoa Cort, chcc go powiadomi o uczynionych spostrzeeniach.
Lecz w tej samej chwili da si sysze gos Kamisa:
Panie Maksie! panie Janie!
Przyjaciele podyli na to wezwanie.
Posuchajcie! mwi Kamis.
O jakie piset metrw przed niemi rzeka zbaczaa nagle na prawo, a skrt osaniay gste
i wysokie drzewa. Stamtd dochodzi guchy, nieustanny szum, wzmagajcy si w miar, gdy
tratwa posuwaa si w tamt stron.
To co wielce podejrzanego rzek Cort.
Nie pojmuj, coby to by mogo doda Huber.
Moe znajduje si tam wodospad albo wir domyla si Kamis. Wiatr wieje z
poudnia i jest wilgotny.
Nie myli si. Na powierzchni wody unosia si jakby mga pynna, pochodzca z
gwatownego wzburzenia fal.
Jeeli na rzece znajdowaa si przeszkoda, ktra moga zatamowa dalsz eglug,
byoby to bardzo przykr rzecz dla naszych podrnych. Maks i Jan jednoczenie pomyleli
o tym, aby w niebezpieczestwie ratowa Langa i ma istotk, ktr on si zaopiekowa.
Tratwa pyna bardzo szybko, za chwil wic przyczyna szumu zostanie wyjaniona.
Gdy minli zakrt rzeki, przekonali si, e obawy Kamisa byy najzupeniej
usprawiedliwione.
W odlegoci stu sni przed niemi wznosiy si szarawe odamy ska, tamujce bieg
rzeki; pomidzy skaami znajdowa si tylko wzki otwr, przez ktry woda przedzieraa si
gwatownie, okrywajc pian boki ska. W kilku miejscach, gdzie skay byy nisze, fale
napotkawszy naturaln tam, z szumem przeleway si przez wierzch skalisty. Tym sposobem
by tu jednoczenie wir i wodospad. Jeeli zatym podrni nasi nie zdoaj zwrci tratwy do
wybrzea, rozbije si ona o skay, lub wir pogry j na dno rzeki. Wszyscy trzej nie stracili
zimnej krwi i wsplnemi siami starali si skierowa tratw ku wybrzeu, gdy szybko
prdu powikszaa si z kad chwil.
Bya zaledwie godzina wp do sidmej wieczorem, lecz czas by pochmurny, zmrok
zapada szybko, nie dozwalajc dobrze rozrni przedmiotw, co utrudniao kierowanie
tratw.
Kamis naprno wyta wszystkie siy, Maks i Jan pomagali mu energicznie; Maks
sterowa, lecz ster zama si, gwatowny prd rzeki zacz unosi tratw w kierunku
wzkiego przesmyku pomidzy skaami.
Rzumy si wpaw, aby si dosta na skay, zanim prd uniesie i rozbije tratw radzi
Kamis.
Tak, nie mamy innego wyboru odpowiedzia Cort.
ROZDZIA XII
W lesie.
Nazajutrz jacy trzej mczyni leeli dry dogasajcym ognisku. Znueni, niezdolni
oprze si potdze snu, skoro woyli wysuszone przy ogniu ubranie, zasnli snem
kamiennym. Po przebudzeniu si nie umieli odpowiedzie na zapytanie, czy to noc, czy dzie
i ktra godzina.
Zdawao im si, e s w grocie lub jakiej jaskini, dokd wiato dzienne nie moe si
przedosta.
Tymczasem byo inaczej. Dokoa nich wznosiy si drzewa, tworzc gszcz nieprzebyty.
Wierzchoki tych drzew strzelay w gr i czyy si w tak gste sklepienie, ze nie mona
byo dojrze ani blasku soca, ani skrawka nieba.
Nawet przy blasku ognia nie mona byo dostrzec cieki, dostpnej choby dla pieszego
czowieka; pncze bowiem tworzyy dokoa nieprzebyt gstwin. Nawet wizienie nie mogo
by ciemniejsze, a mury jego bardziej niedostpne, a by to zaledwie brzeg lasu.
Ci trzej ludzie byli to: Kamis, Maks i Jan. Jakim sposobem znaleli si w tym miejscu,
nie wiedzieli zupenie. Po rozbiciu tratwy usiowali utrzyma si na falach, lecz stoczyli si
napowrt w gb rzeki, i pniej nic ju nie wiedzieli, co nastpio po katastrofie.
Komu Kamis i jego towarzysze zawdziczali swoje ocalenie? Kto ich przenis w t
gstwin len, zanim odzyskali przytomno?
Na nieszczcie nie wszyscy ocaleli z tej klski. Jednego z nich brakowao: przybranego
dziecka Jana Cort i Maksa Huber, biednego Langa, i maej istotki, ktr on wydoby z wody.
Moe zgin, chcc j uratowa
Teraz Kamis, Maks i Jan nie posiadali ani adunkw, ani broni, ani adnych
gospodarskich sprztw; pozostay im tylko noe i siekierka, ktr Kamis mia za pasem.
Tratwa zdruzgotaa si o skay, wreszcie nie wiedzieliby nawet, w ktr stron kierowa si
do rzeki Johansen.
Zastanawiali si nad tym, jak si zdoaj wyywi, skoro nie bd mogli polowa, chyba
bd musieli je korzonki i dzikie owoce Ndzne poywienie, umr chyba z godu
Na dwa lub trzy dni mieli jeszcze ze dwanacie funtw bawolego misa, ktre znaleli w
tym miejscu; zjedli z niego po kawaku, gdy byo upieczone przed rozbiciem si tratwy,
poczym znueni niezmiernie, zasnli.
Jan Cort obudzi si pierwszy; ciemno gboka panowaa dokoa. Wsta i zbliy si do
Maksa i Kamisa picych pod drzewem.
Zanim ich obudzi, podsyci ogie, dooywszy do arzcych si wgli zeschych traw i
gazi. Wkrtce te ogie janiej zapon.
Jak my si std wydostaniemy? zapytywa si w duchu Cort, patrzc bacznie dokoa.
Trzaskanie ognia zbudzio Maksa i Kamisa. Podnieli si z ziemi prawie jednoczenie.
wiadomo pooenia, w jakim si znaleli, zbudzia si w ich umyle i zaczli si naradza.
Gdzie my si znajdujemy? zapyta Huber.
Tam, gdzie nas przeniesiono odpowiedzia Cort gdy nic nie wiemy, co si stao od
chwili katastrofy
A od tej pory upyna ju moe noc i dzie doda Huber. Czy to wczoraj rozbia si
nasza tratwa?
Kamis przeczco potrzsn gow.
aden z nich nie umiaby okreli, ile czasu upyno od chwili, gdy wpadli w wod, ani
w jakich warunkach zostali ocaleni.
A Langa? zawoa Jan. Z pewnoci zgin, skoro go tu obok nas niema.
Biedne dziecko! westchn Huber. By do nas tak serdecznie przywizany
Kochalimy go szczerze ycie pynoby mu szczliwie Wyrwalimy go z rk tych
szkaradnych Denkasw A teraz? Biedne dziecko!
Obydwaj przyjaciele nie wahaliby si narazi swego ycia dla ocalenia Langa Ale oni
sami o mao co nie utonli i nie wiedzieli, komu zawdzicza mieli swoje ocalenie.
O maej istotce, ktra zgina razem z Langa, nie myleli wcale; tyle innych wanych
kwestji mieli do rozwizania.
Gdy usiuj sobie przypomnie, jak to byo mwi dalej Cort zgoa nic nie wiem, co
nastpio potym, gdy tratwa uderzya o skay Na chwil przedtym, zdaje mi si, widziaem,
jak Kamis, stojc, ciska bro i sprzty na skay
Tak potwierdzi Kamis rzuciem je dosy szczliwie, gdy te przedmioty nie
wpady do wody. Nastpnie
Nastpnie przerwa Huber w chwili, gdy staczalimy si w fale wodne, zdawao mi
si, e dostrzegem na lewym wybrzeu ludzi
Tak, tak, masz suszno rzek z ywoci Cort. Byli to krajowcy, ktrzy
giestykulowali, krzyczeli i biegli ku skaom.
Widzielicie krajowcw? zapyta Kamis.
Byo ich tam ze dwunastu odpowiedzia Maks im to zapewne zawdziczamy nasze
ocalenie Oni bezwtpienia wydobyli nas z nurtw rzeki
I przenieli tutaj, zanim odzyskalimy przytomno doda Cort. Oni to pooyli
rwnie obok nas reszt poywienia. Nakoniec zapaliwszy ogie, zniknli.
I zniknli tak, e nie pozostao po nich ani ladu rzek Huber. Nie dbali o nasz
wdziczno.
Cierpliwoci, mj kochany Maksie! odpowiedzia Cort moe s ukryci gdzie w
pobliu Nie mog przypuci, aby nas wyratowali po to, eby tu porzuci.
I do tego w jakiem miejscu nas porzucili? zawoa Huber. Nie wyobraaem sobie,
e w lesie Ubangi znajduj si takie gstwiny. Wszak jestemy w zupenej ciemnoci.
Tak jest ale czy to ju dzie? zapyta Cort.
Na to pytanie znalaza si niedugo odpowied.
Chocia sklepienie z lici byo bardzo gste, ponad nim, na wysokoci stu lub stu
pidziesiciu stp ponad ziemia, migay niepewne blaski. By to dowd, e soce w tej
chwili wiecio na horyzoncie. Zegarki Corta i Hubera, zamoczone w wodzie, przestay
wskazywa godziny. Monaby wic tylko kierowa si podug soca, gdyby jego promienie
przedary si przez gstwin lici.
Kamis przysuchiwa si rozmowie dwuch przyjaci. Podnisszy si z ziemi, obchodzi
dokoa ciasn przestrze, w ktrej si znajdowali, a ktra dokoa otoczona bya nieprzebyt
gstwin pnczy i kolczastych krzakw. Przebywa on ju lasy w prowincji Kongo i w
Kamerunie, ale takiej gstwiny nie widzia jeszcze nigdzie. Dotychczas podrni nasi dyli
w stron poudniowo-zachodni, ale czy teraz potrafi si zorjentowa?
Panie Maksie rzek wreszcie Kamis czy jeste pewnym tego, e widziae na
wybrzeu krajowcw?
Najzupeniej pewny, Kamisie. Byo to w chwili, gdy prom nasz uderza o skay.
A na ktrym brzegu si znajdowali?
Na lewym.
Zatym znajdowalibymy si na wschd od rzeki Johansen?
Zdaje si doda Cort to jest w czci lasu najgciejszej i najbardziej niedostpnej.
Ale jak daleko jestemy od rzeki?
Zapewne nie bardzo daleko odezwa si Huber zaledwie moe o kilka kilometrw.
Nasi wybawcy, ktokolwiekby oni byli, nie mogliby nas przenie daleko.
Jeeli rzeka pynie w niewielkiej std odlegoci, najlepiej byoby dla nas, gdybymy si
do niej mogli przedosta i rozpocz znowu eglug poniej wodospadu, naturalnie
zbudowawszy sobie poprzednio prom.
Ale jakim sposobem ywi si bdziemy teraz i na rzece Ubangi? zapyta Huber.
Moe znajdujemy si na lewym wybrzeu rzeki odpowiedzia Cort ale bynajmniej
nie jestemy tego pewni.
Najwaniejsz rzecz jest wydosta si z tej gstwiny rzek Huber. Ale jak si
wydosta ktrdy?
Tdy odpowiedzia Kamis.
I wskaza na luk wrd pnczy, przez ktr zapewne przeniesiono tutaj jego i
towarzyszy. Od tej luki rozpoczynaa si krta i ciemna cieka, jak si zdaje dostpna dla
pieszych.
Ale dokd ta cieka wioda, czy do rzeki? A moe prowadzia tylko do jakiego labiryntu?
Co bdzie, gdy im zabraknie poywienia? Misa z bawou wystarczy zaledwie na dwa dni.
Pragnienie prdzej zdoaj zaspokoi, choby nie napotkali rzeki ani strumienia, gdy czste i
ulewne deszcze zapobiegn zemu.
Bd co bd nie moemy tu pozosta owiadczy Cort musimy si std ruszy.
Posilmy si najpierw radzi Huber.
Kady dosta po kawaku misa i musia poprzesta na tak skromnym poywieniu.
Nie wiemy nawet, czy spoywamy niadanie, czy obiad rzek znowu Huber.
Dla odka to wszystko jedno odpar Cort.
Tak, ale odek pragnby si take napi i kilka kropel z rzeki Johansen smakowayby
mu, jak najlepsze wino.
Siedzc na ziemi, chciwie spoywali miso. Milczenie zapanowao wpord nich;
otaczajca ich ciemno wywieraa nieokrelone uczucie niepokoju i przykroci; powietrze,
przesiknite wilgoci, cikie byo i duszne. Niczym niezamcona cisza panowaa dokoa;
nie sycha tu byo ani lotu, ani piewu ptakw. Czasem tylko zaszelecia sucha ga, ktra
lekko spadaa na posanie z puszystych mchw, zacielajcych grubo warstw ziemi.
Niekiedy sycha byo ostre gwizdanie i szelest pomidzy suchemi limi: byy to mae we,
dugie na pidziesit lub szedziesit centymetrw, na szczcie bynajmniej nie jadowite.
Tylko owady uwijay si z brzkiem i kuy niemiosiernie naszych podrnych.
Kamis owin w licie reszt misa i skierowa si ku przejciu, ktre wida byo
pomidzy pnczami. Tymczasem Huber dononym gosem zaczai woa:
Langa! Langa!
Lecz aden gos nie odpowiedzia na to woanie.
Chodmy! rzek Kamis i postpi kilka krokw naprzd, lecz doszedszy do cieki,
zatrzyma si nagle.
Widz wiato!
Maks i Jan posunli si ywo za nim.
Krajowcy? zapyta jeden.
Poczekajmy radzi drugi.
wiato, a bya nim zapewne zapalona pochodnia, ukazywao si na ciece o jakie
kilkaset krokw przed niemi i rozjaniao niepewnym blaskiem ciemnoci lene, odbijajc si
wyranie na gaziach drzew.
Dokd kierowali si ci lub ten, kto nis pochodni? Czy naleao obawia si napaci,
czy te bya to pomoc?
Kamis i jego towarzysze wahali si, czy i dalej, czy czeka. Upyno kilka minut,
pochodnia nie poruszaa si. wiata tego nie mona byo uwaa za bdny ognik.
Co czyni? zapyta Cort.
I w t stron poradzi Huber,
Chodmy wic rzek Kamis i postpi naprzd, zagbiajc si w otwr wrd
gstwiny. Pochodnia natychmiast zacza si oddala. Czyby krajowiec, ktry j nis,
spostrzeg, e nasi podrni poruszyli si z miejsca? Czyby on im chcia przywieca wrd
tych ciemnoci i doprowadzi do rzeki Johansen lub do jakiejkol-wiek innej, wpadajcej, do
Ubangi?
Trzeba wic byo i za tym wiatem i stara si odnale kierunek poudniowozachodni.
Chodmy zgodzi si Cort.
Zaczli i wzk ciek, wydeptan najwyraniej przez ludzi i zwierzta, pncze byy tu
pozrywane, krzaki poamane, trawy i mchy podeptane.
Wrd gstwiny lenej spostrzegali drzewa bardzo rzadkie i osobliwe, jako to: gura
crepitans, ktrego owoce pkaj z szelestem; ojczyzn tego drzewa jest Ameryka, naley ono
do rodziny euforbji, pod kota jego znajduje si pyn mleczny, a orzechy pkaj z haasem i
daleko rozrzucaj ziarna. Dalej byo drzewo tsofar czyli gwidce, dlatego e wiatr szumi
silnie, przebiegajc wrd jego gazi. Dotychczas to drzewo znajdowao si tylko w lasach
nubijskich.
Szli tak do poudnia, a skoro si zatrzymali, wiato zatrzymao si take.
To jaki przewodnik owiadczy stanowczo Huber. Gdybymy wiedzie mogli,
dokd on nas prowadzi.
Niech nas tylko wyprowadzi z tego labiryntu odpowiedzia Cort nie dam od niego
niczego wicej. Powiedz, kochany Maksie, czy to wszystko nie jest nadzwyczajne?
Tak jest, nie przecz ci wcale.
Byle tylko nie stao si zanadto nadzwyczajnym! doda Cort.
cieka wci wioda wrd gszczu i ciemnoci. Kamis szed pierwszy, za nim
postpowa Jan i Maks, gdy wzka cieka nie dozwalaa im i koo siebie; gdy si
zatrzymywali, wiato take si zatrzymywao, pozostajc tym sposobem zawsze w
jednakowej odlegoci
Nad wieczorem, jak im si zdawao, uszli ze cztery lub pi mil. Kamis pomimo znuenia
chcia i za wiatem, pki si ono ukazywao, gdy wtym wiato zagaso.
Odpoczywajmy teraz owiadczy Cort. Zaganicie wiata jest widoczn
wskazwk, e powinnimy odpocz.
To nie wskazwka, to rozkaz rzek Huber.
Bdmy mu wic posuszni i przepdmy noc tutaj.
Ale czy jutro wiato nam si ukae? zapyta Cort.
ROZDZIA XIII
Wioska napowietrzna.
Nazajutrz po przebudzeniu si, Jan Cort, Maks i Komis byli niezmiernie zdziwieni, gdy
otaczaa ich najgbsza ciemno. Czy w tej chwili by dzie, czy noc, nie umieliby na to
odpowiedzie. wiato, ktre im wskazywao drog przez szedziesit godzin, nie ukazao
si dzi wcale. Musieli wic czeka na zjawienie si pochodni, gdy bez tego nie mogliby si
puci w drog.
Jan Cort zrobi uwag, ktra posuya do rnych wnioskw:
Dzi nikt nam nie rozpali ognia i nikt nie przynis poywienia.
Wic nie mamy ju co je! doda Huber.
Moemy ju doszli? rzek Kamis.
Dokd? zapyta Cort.
Tam, dokd nas prowadzono, mj drogi Janie!
Wprawdzie nie bya to zbyt jasna odpowied, ale trudno byo da inn.
Las by w tym miejscu bardziej jeszcze ciemny i gsty, ni poprzednio, lecz za to nie
panowaa w nim ju tak gboka cisza. Sycha byo jaki szum w powietrzu, jakie szmery
przelatyway w grze pomidzy wierzchokami drzew. Kamis, Maks i Jan podnosili gowy do
gry i zdawao im si, e widz rozcigajcy si ponad niemi sufit.
Zapewnie byo to zagmatwanie lici i gazi, ktre nie przepuszczao wiata i dlatego
ciemno jeszcze wiksza panowaa pod drzewami.
Tu, gdzie noc spdzili, natura gruntu zmienia si zupenie. Nie byo tu ju gstej,
wysokiej trawy i krzakw ciernistych, rosncych tu przy ciece. Ziemi pokrywaa trawa,
na ktrej nie zna byo ani odrobiny wilgoci. Bya to jakby ka, niezraszana nigdy przez
deszcze lub rda.
Drzewa rosy tu w odlegoci dwudziestu do trzydziestu stp, tworzc jakby supy,
przeznaczone do podtrzymywania jakiej olbrzymiej budowy; gazie ich rozrzucay si na
setki metrw dokoa.
Rosy tu sykomory afrykaskie, ktrych pie skada si z mnstwa odyg, spojonych ze
sob, bombaksy o korzeniach olbrzymich i wyniosych wierzchokach, baobaby, ktrych pie
ma ksztat dyni i dwadziecia lub trzydzieci metrw obwodu, a wierzchoek zakoczony jest
olbrzymim pkiem spadajcych ku doowi gazi, dalej wznosiy si drzewa palmowe, zwane
deleb, o pniach garbatych; drzewa serowe, ktrych pie, wewntrz pusty, tworzy spore
przedziay, tak due, e w kadym z tych przedziaw moe si pomieci czowiek; drzewa
mahoniowe, z ktrych kade mogo dostarczy kody, majcej rednicy przeszo metr,
(krajowcy wyrabiaj dki z jednej takiej sztuki). Dalej rosy drzewa smocze olbrzymich
rozmiarw i bahinie, ktre pod inn szerokoci gieograficzn s tylko krzewami, a tu
dorastaj znacznej wielkoci. Mona sobie wyobrazi, jak daleko takie drzewa rozrzucaj
swoje konary!
Upyna moe godzina, podczas ktrej Kamis cigle upatrywa opiekuczego wiata,
wprawdzie mia to przekonanie, e idc za tym wiatem, dy na wschd, to jest w stron
przeciwn rzeki Ubangi, ale c mia czyni?
Nagle zjawiy si inne istoty, wysokiego wzrostu, i zanim Kamis, Maks i Jan spostrzegli
si, otoczyy ich, ujy pod rce i, popychajc przed sob, zmusiy do pjcia.
Zatrzymali si dopiero, gdy uszli z piset lub szeset metrw. W tym miejscu nizko
zwieszajce si gazie dwuch drzew pltay si ze sob, tworzc, jak gdyby stopnie schodw.
Tu znw zmuszono winiw do wejcia na owe stopnie, obchodzc si jednak z niemi
agodnie.
W miar, jak wchodzili. wiato przedzierao si przez gazie; promienie soca
przelizgiway si wrd lici. Maks Huber nie mg ju teraz zaprzeczy, e to wszystko
byo nadzwyczajne.
Gdy znaleli si o jakie sto stp ponad ziemi, mona sobie wyobrazi ich zdumienie.
Oto przekonali si, e znajduj si na jakiej platformie, poniej jednak wierzchokw drzew,
ktre tworzyy ponad ni zielone sklepienie. Na platformie w pewnym porzdku wznosiy si
chaty, ulepione z tej gliny i lici, tworzc ulice. Bya to wic wioska i do tego tak dua, e
nie wida byo jej koca.
Przechadzao si tam mnstwo postaci, podobnych do istoty, ktra ocali Langa.
Powierzchowno ich bya taka, jak u ludzi; przypominaa opisy doktora Dubois o gatunkach,
napotykanych w lasach Jawy. Lecz podrni nasi nie mieli czasu na uwagi, gdy stra,
rozmawiajc w niezrozumiaym dla nich narzeczu, prowadzia ich ku jednej z chat.
Przypatrujcy im si tum nie okazywa wielkiego zdumienia. Wreszcie Maks, Jan i Kamis
znaleli si sami w chacie, ktrej drzwi zatrzanito za niemi.
Jestemy uwizieni! zawoa Huber. Ale czy zauwaylicie doda, e oni
przypatrywali si nam bez wielkiego zdziwienia?
Radbym si dowiedzie, czy ci ludzie daj je swoim winiom rzek Cort.
Lub czy ich nie zjadaj sami doda Huber.
Poniewa wiele plemion w Afryce rodkowej praktykuje ludoerstwo, mona byo
przypuszcza, e i te istoty s rwnie ludoercami. W kadym razie plemi to byo bardziej
rozwinite pod wzgldem umysowym, ni orangutangi z wyspy Borneo, szympanse Gwinei i
goryle z Gabonu. Umiao roznieci ogie i posugiwa si rozmaitemi domowemi sprztami.
Dowodem tego by ogie, rozniecony pierwszej nocy po rozbiciu si tratwy i pochodnia,
wskazujca wrd ciemnoci drog.
W tej chwili przyszo Maksowi na myl, e ruchome ognie, ktre widzieli na skraju lasu,
byy rozniecone przez tych dziwnych mieszkacw Wielkiego lasu.
Oni mwi nawet! dziwi si Cort, gdy ju udzielili sobie rozmaitych uwag,
dotyczcych mieszkacw tej napowietrznej wioski.
Z pomidzy trzech winiw Kamis by najbardziej zdziwiony i odurzony. On nie
zajmowa si badaniem gatunkw i w jego umyle te istoty nie mogy by niczym innym, jak
tylko mapami. Ale te mapy chodziy, mwiy, rozniecay ogie i budoway wioski. Dziwi
si, e aden z podrnych nie wspomina dotd o podobnym gatunku map. Upokorzao go
to, e te mapy s tak podobne do krajowcw.
Biedni winiowie zaczli si niecierpliwi; zamknici w chacie, przez ktrej ciany nic
nie mogli sysze, niespokojni o przyszo, niepewni, jak si zakoczy ta dziwna przygoda, z
kad chwil czuli si bardziej nieszczliwemi i przygnbionemu Przytym i gd dokucza
im mocno, gdy od pitnastu godzin nic nie jedli.
Jedna tylko okoliczno pocieszaa ich troch, a mianowicie, e protegowany Langa
znajdowa si w tej wiosce, ktra zapewne musiaa by jego miejscem rodzinnym.
Jeeli ten may zosta ocalony rzek Cort, naley przypuszcza, e i Langa jest
uratowany. Zapewne si nie rozczali Jeli wic Langa dowie si, e uwiziono trzech
ludzi, domyli si, e to my Wszak nie uczyniono nam nic zego, zapewne wic nie
skrzywdzono i Langa.
Nie mamy adnego dowodu na to, e Landa ocala doda Huber. Moe biedak uton
w nurtach wzburzonej rzeki?
W tej chwili drzwi od chaty, poza ktremi stao kilku krajowcw, otwarty si, i w nich
ukaza si jaki mody chopiec.
Langa! Langa! zawoa z radoci Cort.
Przyjaciel Maks przyjaciel Jan! zawoa Langa, rzucajc si w ich objcia.
Od kiedy ty tu jeste? zapyta Maks.
Od wczorajszego rana nieli mnie przez las.
A kt ci nis?
Jeden z tych, ktrzy mnie ocalili i was pewnie take.
A wic to s ludzie?
Tak, ludzie przecie nie mapy odpar stanowczo Langa.
Dziwni ludzie! Zaczynam wierzy w jaki poredni gatunek pomidzy ludmi a
mapami.
Langa ciska i caowa swoich opiekunw, ktrych ju nie mia nadziei ogldania
kiedykolwiek, wreszcie pocz opowiada im o swoich przygodach.
Gdy tratwa uderzya o skay i wpadlimy do wody, ja i Li-Mai
Li-Mai? zapyta Maks Huber.
Tak, Li-Mai, to jego imi kilka razy powtarza malec, wskazujc na siebie: Li-Mai,
Li-Mai.
A wic on ma imi? zapyta Cort.
Oczywicie, e ma, przyjacielu Janie odpowiedzia Langa. Przecie wszyscy ludzie
maj imiona.
A jak nazw nosi to plemi, wrd ktrego znajdujemy si?
Oni nazywaj si Wagddisowie syszaem jak Li-Mai tak ich nazywa
Wyraz ten nie nalea do narzecza krajowcw z Kongo
Skd pochodzio owo pokolenie Wagddisw, podrni nasi nie mogli si domyle, lecz
obyczaje ich byy wida agodne, skoro widzc toncych, popieszyli im na ratunek.
Wpadszy do wody, Langa straci przytomno i sdzi, e jego przyjaciele utonli w rzece
Johansen. Gdy odzyska przytomno, ujrza si w objciach silnego Wagddisa, ktry by
wanie ojcem Li-Mai; malec za by ju w objciach matki ngora, jak j nazywa.
Naleao przypuszcza, e Li-Mai na kilka dni przedtym, zanim go napotka Langa, zabka
si w lesie i e rodzice go szukali. Wiemy, w jaki sposb Langa go ocali; to te, gdy znalaz
si w wiosce Wagddisw, obchodzono si z nim bardzo dobrze. Li-Mai wkrtce odzyska siy,
choroba jego bowiem bya wynikiem wyczerpania i znuenia, i wywdziczajc si za opiek,
sta si opiekunem Langa. Rodzice Li-Mai te okazywali mu wdziczno.
Dzi zrana Li-Mai przyprowadzi Langa przed chat, w ktrej zamknici byli Maks, Jan i
Kamis. Langa nie mg go zrozumie, lecz usysza gosy i zdawao mu si, e poznaje
swoich przyjaci, wbieg wic do chaty i przekona si, e si nie myli.
Wszystko dobrze, mj Langa rzek Maks, ale my umieramy z godu. Moeby mg
przynie nam co do zjedzenia, jeeli masz tu jakie wpywy.
Langa wyszed i powrci wkrtce, niosc duy kawa pieczonego, bawolego misa, kilka
sztuk owocw z akacji zwanej adansonia, ktrej owoce zowi chlebem mapim, wiee
banany i w tykwie czyst wod, zaprawn mlecznym sokiem luteksu, wydzielajcego si z
liany gumowej, nalecej do rodzaju landolphia africa.
Naturalnie, e wszyscy trzej z wielkim apetytem zabrali si do jedzenia, gdy byli bardzo
godni. Posiliwszy si, Cort zapyta Langa, czy plemi Wagddisw jest liczne.
O, jest tu ich, jest! odpowiedzia Langa.
Czy tylu, jak w wioskach Bornu lub Bagirmi?
Mniej wicej.
Czy oni nigdy nie schodz z tej swojej napowietrznej siedziby?
Owszem, schodz, aby polowa, lub zbiera korzonki i owoce, albo te czerpa wod.
I oni maj swoj mow?
Tak, ale ja ich nie rozumiem, tylko niektre wyrazy pojmuj, szczeglniej te, ktre
wymawia Li-Mai.
A rodzice tego maego Li-Mai?
S dla mnie bardzo dobrzy; od nich to wanie przyniosem dla was poywienie.
Trzeba im za to podzikowa jaknajprdzej, aby i nadal byli tak chojni rzek Maks.
A ta wioska, ukryta pomidzy drzewami, jak si nazywa?
Ngala.
Czy mieszkacy tej wioski maj swego wodza? zapyta Cort.
Maj.
Widziae go?
Nie, ale syszaem, jak go wszyscy nazywali Mselo-Tala-Tala.
Ale to jest narzecze tutejszych krajowcw! zawoa Kamis.
A c znacz te wyrazy?
Ojciec Zwierciado.
I rzeczywicie tak nazywaj mieszkacy Kongo czowieka, ktry nosi okulary.
ROZDZIA XIV
Wagddisowie.
yczenia Hubera speniy si. Znajdowa si w napowietrznej wiosce, ktr rzdzi jego
wysoko Mselo-Tala-Tala.
Znalaz wic w gbi tego tajemniczego lasu Ubangi nowe pokolenia, osady nieznane,
cay ten wiat dziwny, tajemniczy, o ktrego istnieniu nikt dotd nie wiedzia.
Rozmylania jego przerwa Cort, mwic:
Drogi przyjacielu, widz, e miae suszno, ten las musi by zamieszkay.
A widzisz, nie chciae mi wierzy Ale bd co bd nie chciabym w tym, na p
ludzkim pokoleniu, zakoczy dni mojego ywota.
Ale, kochany Maksie, trzeba poby tu, midzy niemi, aby si przypatrze ich yciu i
obyczajom i wyda pniej o tym ksik, ktra moe narobi wrzawy w wiecie.
Zgodzibym si na to chtnie, ale pod dwoma warunkami.
A mianowicie?
Najpierw, eby nam pozwolili chodzi swobodnie po swej osadzie, a powtre, oddali
si, gdy to uznamy za waciwe.
Ale do kogo si mamy zwrci z naszemi daniami?
Sdz, e do jego wysokoci Ojca Zwierciado odpowiedzia Maks.
Ciekawy jednak jestem, dlaczego poddani nadali mu t nazw? Czyby jego wysoko
nosi okulary?
A skdeby on wzi tutaj okularw? doda Maks.
Albo ja wiem.
Kwestja, czy bd ich wizili, rozwizan zostaa natychmiast.
Drzwi chaty, przymocowane wknami liany, otworzyy si znowu i przez nie wszed LiMai. Przystpi do Langa i zacz go pieci, a tymczasem Jan Cort przypatrywa si uwanie
tej maej istotce.
Drzwi chaty stay otworem, wic Huber radzi, aeby wyj z chaty i przypatrze si
mieszkacom tej dziwnej wioski.
Wyszli wic, a may dzikus zacz ich oprowadza, trzymajc Langa za rk.
Znaleli si w przejciu, ktrdy przechodzili Wagddisowie.
Bya to czworoktna przestrze, ocieniona wierzchokami drzew. Caa osada zbudowana
bya na wysokoci stu stp ponad ziemi i wspieraa si na olbrzymich gaziach potnych
baobabw i bombaksw, powizanych ljanami; na tym uoona bya gruba warstwa ziemi tak
ubitej, e nie draa pod nogami. Wierzchoki drzew osaniay doskonale chaty przed burzami.
Soce przedzielao si przez gazie drzew. Lekki wietrzyk przynosi aromatyczne
zapachy lene i chodzi nieco powietrze. Wagddisowie przypatrywali si naszym podrnym
bez wielkiego zdziwienia. Rozmawiali pomidzy sob urywanemi zgoskami, gosem
chrapowatym. Kamis chwyta niekiedy wyrazy w narzeczu Kongo, lecz, co dziwniejsza, e
Cort usysza kilka wyrazw niemieckich, a midzy innemi vater (ojciec) i powiedzia o tym
swoim towarzyszom.
Pilnowano ich, nie mogli wic myle o ucieczce, a zreszt czy potrafiliby si kierowa
w tym olbrzymim lesie, czy umieliby odszuka brzeg lasu lub rzek Johansen?
Szczciem, e z podrnemi naszemi mieszkacy wioski obchodzili si agodnie,
zdawao si, e uznaj ich wyszo umysow.
Naleaoby si porozumie z Ojcem Zwierciado, rzek Maks moeby on wyprosi
dla nas wolno. Sdz bowiem, e i posuchanie u Mselo-Tala-Tala mona otrzyma, chyba
e zupenie niewolno obcym spoglda na jego osob. Ale jak my si z nim rozmwimy?
Przytym w interesie Wagddisw jest nie dozwoli nam std odej, abymy nie zdradzali
rodzaju ycia tego nieznanego plemienia, przebywajcego w gstwinie lasu Ubangi.
Jan Cort twierdzi, e wiat naukowy zadziwiby si wielce odkryciem tego nowego
plemienia.
Gdy wszyscy trzej i Langa z niemi weszli do chaty, zobaczyli, e poczyniono w niej
pewne zmiany, ktre im sprawiy przyjemno.
By w niej mody, dwudziestoletni Wagddis, ktry, ujrzawszy ich, zaprzesta swojej
roboty.
Ruchy jego byy zrczne, a wyraz twarzy dosy inteligientny. Rk wskaza na
przyniesione przedmioty.
Maks, Jan i Kamis z zadowoleniem spostrzegli w kcie swoje karabiny, wprawdzie troch
zardzewiae, ale zdolne jeszcze do uytku.
Dobrze, e znalaza si nasza bro! zawoa Huber.
C z tego, kiedy nie mamy adunkw odpowiedzia Jan.
Oto jest skrzynka z adunkami rzek Kamis, wskazujc na metalow skrzynk, stojc
przy wejciu.
Zanim tratwa rozbia si o skay nadbrzene, Kamis mia tyle przytomnoci, e bro i
skrzynk wyrzuci na skay, skd te Wagddisowie zabrali te przedmioty do swej wioski.
Oddali nam karabiny rzek Maks ale ciekawym, czy oni wiedz, do czego suy
bro palna?
Nie wiem odpar Jan, ale widz, e nie zatrzymuj tego, co do nich nie naley, a to
wiadczy dodatnio o ich pojciach.
W tej chwili mody Wagddis wymwi kilkakrotnie wyraz:
Kollo! Kollo!
I jednoczenie wskazywa na siebie, dotykajc rk czoa i piersi, jak gdyby chcia
powiedzie:
Kollo, to ja!
Jan Cort zrozumia, e to jest imi tego modego Wagddisa, powtrzy je wic, a ten
miechem okaza swe zadowolenie.
Ten miech jest jednym dowodem wicej, e Wagddisowie s ludmi powiedzia Cort,
gdy zwierzta nie posiadaj daru miechu, nawet u psw rado i zadowolenie odbija si
tylko w oczach i w lekkim drganiu warg.
Los naszych podrnych nie by tak przykry, jak im si z pocztku zdawao. Chata,
przeznaczona dla nich na mieszkanie, nie bya wizieniem, mogli z niej wychodzi, kiedy im
si podobao i kry swobodnie po wiosce Ngala. Lecz oddali si std pewnoby im
mieszkacy nie pozwolili bez wyranego rozkazu wodza Mselo-Tala-Tala. Musieli wic
zgodzi si na ycie takie, a nie inne, poniewa nie zostawiono im prawa wyboru.
Wagddisowie byli z usposobienia agodni i nie ktliwi, a przytym mniej ciekawi, ni inni
mieszkacy Afryki. Przygldali si z obojtnoci dwum biaym i dwum krajowcom.
Chciabym jednak wiedzie doda Cort, czy oni czcz zmarych i czy pal lub
zakopuj zwoki?
Cho podrni nasi nie widzieli pord Wagddisw ani kapanw, ani czarownikw, ale
spotykali znaczn liczb wojownikw, uzbrojonych w uki, topory i dzidy. Czy zadaniem tych
wojownikw byo tylko pilnowa krla, lub broni plemi od napaci innych plemion? Bo
przecie w tym wielkim lesie mogy by inne, podobnie pobudowane wioski, a mieszkacy
ich mogli ze sob wojowa. Przypuszczenie, e Wagddisowie spotykali si z krajowcami z
Ubangi, z Bagirmi, z Sudanu, lub z Kongo byo nieuzasadnione.
Jeeli Wagddisowie walcz i zabijaj si wzajemnie, to jest najlepszym dowodem, e s
ludmi powiedzia Jan.
Wojownicy z plemienia Wagddisw nie spdzali bezczynnie czasu, robili wycieczki do
lasu, skd powracali poranieni, dwigajc bro i naczynia, podobne do tych, jakich uywali
sami.
Kamis usiowa kilka razy wydosta si z wioski, ale naprno; wojownicy, ktrzy
strzegli schodw, oparli si temu stanowczo, a nawet raz obeszli si z nim do szorstko, i
niewiadomo, na czymby si to skoczyo, gdyby nie Li-Mai, ktry znajdowa si w pobliu i
pody mu z pomoc.
Li-Mai porozumiewa si dugo z tgim mczyzn nazwiskiem Raggi, ktrego tunika ze
skr, bro za pasem i pira na gowie kazay si domyla dowdcy robotnikw. Dzika jego
twarz, stanowcze ruchy i gos donony zupenie odpowiaday temu stanowisku.
Wskutek tego postpku Kamisa, dwaj przyjaciele mniemali, e zostan zawezwani przed
oblicze wodza Mselo-Tala-Tala, e zobacz wreszcie tego krla, ukrywanego przez
poddanych z tak starann troskliwoci. Lecz nadzieja zawioda ich, widocznie Raggi
posiada pen wadz dziaania, bez odnoszenia si do krla, lepiej wic byo nie naraa si
na jego gniew.
Nie byo zatym adnej sposobnoci do ucieczki, chyba, gdyby Wagddisowie napadnici
zostali przez jakich ssiadw, a wtedy, wrd zamieszania, wywoanego utarczk, udaoby
si moe uciec.
Ale adne nieprzyjazne plemi nie napado na Wagddisw, zostali oni natomiast
napadnici przez pewien gatunek zwierzt, jakich jeszcze Kamis i jego towarzysze nie
spotkali.
Wagddisowie posiadali nad brzegiem rzeki kilka chat, obok ktrych gromadziy si ich
odzie, gdy wracay z poowu, ale rybakom zagraao niebezpieczestwo z powodu wielkiej
liczby hipopotamw i krokodyli, w jakie obfituj wody afrykaskie.
Jednego dnia, a byo to dziewitego kwietnia, da si sysze gwatowny haas i krzyki w
stronie rzeki. Czyby to bya napa?
Usyszawszy krzyki, Raggi z trzydziestoma towarzyszami zbieg szybko ze schodw. Jan,
Maks i Kamis w towarzystwie Li-Mai udali si na przeciwlegy koniec wioski, skd wida
byo rzek.
Gromada nie hipopotamw, lecz wi rzecznych, pdzc szybko, niszczya i tratowaa
wszystko po drodze. Po godzinie jednak utarczki wojownicy rozproszyli gromad zwierzt, i
strumyki krwi zarowiy wod rzeki.
Maks mia ochot przyczy si do tej walki, ale Cort i Kamis powstrzymali jego zapa.
Zachowajmy nasz odwag i kule na czas bardziej odpowiedni owiadczy Cort.
Podrni nasi siedzieli cigle w wiosce Wagddisw i nie mieli adnej sposobnoci do
ucieczki, pomimo, e z rodzin Li-Mai utrzymywali stosunki przyjacielskie.
Pewnego dnia wioska Ngala przybraa pozr odwitny, mieszkacy postroili si w pira,
barwne tkaniny i licie.
Wyszli wic za rodzin Li-Mai przed chat. Kamis pozosta w chacie i zaj si
uporzdkowaniem sprztw, wyczyszczeniem broni i przygotowaniem posiku. Cort i Huber
szli przez wiosk razem z Li-Mai. Wszyscy kierowali si w stron mieszkania krlewskiego.
No, przecie to nie ulega ju wtpliwoci, e mamy przed sob tum ludzi rzek Cort.
Ruchy ich i objawy zadowolenia dowodz tego bezwtpienia.
W istocie Wagddisowie zazwyczaj powani, zamknici w sobie, dzi byli oywieni i
ruchliwi. Na cudzoziemcw, na ludzi biaych nie zwracali prawie wcale uwagi, gdy
przeciwnie, pokolenia Danka, Monbutu i inne plemiona afrykaskie, przypatruj si obcym
natarczywie.
Po dugiej przechadzce Cort i Huber wydostali si na gwny plac wioski Ngala, okolony
gaziami ostatnich drzew ze strony zachodniej. Zielone gazie otaczay gszczem palc
krlewski.
Przed paacem zgromadzeni byli wojownicy z broni w rku, odziani skrami antylop,
powizanemi za pomoc cienkich ljan, na gowach mieli rogi zwierzce, co im nadawao
pozr srogi. Pukownik Raggi mia na gowie eb bawoa, uk na ramieniu, toporek za pasem,
a w rku miecz.
Zapewni wadca bdzie robi przegld wojsk rzek Cort.
Jeeli go teraz nie zobaczymy, to si chyba nigdy nie pokazuje swoim poddanym
odpowiedzia Huber. Niewidzialno dodaje uroku monarsze.
I czc zapytanie z mimik, zapyta Li-Mai:
Czy Mselo-Tala-Tala wyjdzie?
Li-Mai skin gow twierdzco, lecz stara si wyrazi, e to nastpi pniej
Mniejsza o to, czy wadca ukae si wczeniej czy pniej mrukn Huber, idzie nam
gwnie o to, abymy raz zobaczyli jego dostojne oblicze.
Przypatrujmy si tymczasem temu ciekawemu widowisku doda Cort.
rodek placu by pusty, niezaronity drzewami. Tum zalega plac cakowicie, czekajc
na zjawienie si monarchy.
Ciekawy jestem, czy oni z wielkim szacunkiem powitaj swego wadc rzek Cort.
Ale w kadym razie to nie jest uczucie religijne, bo przecie ich monarcha jest take
czowiekiem.
Ale moe wyrobionym z kamienia, lub drzewa odpowiedzia Huber, to jest takim
samym bawanem, jaki czcz mieszkacy Polinezji.
W takim razie, mj kochany Maksie, nie ulegaoby wtpliwoci, e mieszkacy Ngala
nale do rodzaju ludzkiego, tak, jak i mieszkacy Polinezji.
Hm, czy tych dzikusw mona nazwa ludmi? mrukn Huber.
Bezwtpienia mj Maksie, wszake oni czcz swoje bstwa.
Dziki rodzinie Li-Mai, Huber, Cort i Langa stanli tak, e mogli widzie wszystko.
Tum pozostawi rodek placu wolny i modzie obojej pci zacza taczy. Starsi za
popijali jaki napj, wycignity z roliny tamarja. Napj ten by silny i odurzajcy, to te
nogi pijcych zaczy im wkrtce odmawia posuszestwa.
Tace nie przypominay bynajmniej wdzicznych ruchw menueta, a byy raczej dzikiemi
skokami, ktrym towarzyszyy dwiki bardzo pierwotnej muzyki, wykonywanej na
pierwotnej prostoty instrumentach, na tykwach obcignitych skr i na pustych odygach,
zastpujcych piszczaki. Instrumenty te tworzyy piekieln wrzaw, rozdzierajc uszy.
Nie maj pojcia o rytmie rzek Cort.
Ani o harmonji dwikw doda Huber.
W kadym razie s wraliwi na muzyk, mj drogi Maksie.
Mselo-Tala-Tala.
Tak wic jego wysoko miaa si ukaza ludowi.
Jan i Maks nie odeszliby teraz za nic w wiecie. Koo chaty krlewskiej zapanowa ruch;
w tumie te zna byo niepokj. Wreszcie drzwi si otworzyy, wysza stra, a na jej czele
Raggi.
Poza niemi ukaza si tron. Bya to stara sofa, okryta barwn tkanin i przybrana
zielonemi limi; nioso j czterech ludzi; na sofie siedzia wadca Wagddisw.
By to czowiek lat okoo szedziesiciu, dobrej tuszy, nawet otyy; wosy i brod mia
bia, na gowie wieniec z zielonych lici.
Orszak zacz posuwa si zwolna, okrajc dokoa placyk. Tum w milczeniu schyla
si do ziemi, bijc mu nizkie ukony, jakby zahypnotyzowany widokiem potnego MseloTala-Tala.
Wadca wydawa si obojtny na hody, jakie mu skadano; przyjmowa je jako cze
sobie przynalen; zaledwie porusza gow na znak zadowolenia i kilka razy podrapa si w
nos, ponad ktrym sterczay ogromne okulary, ktre zjednay mu przezwisko Ojca
Zwierciado.
Nasi przyjaciele przypatrywali mu si z uwag, gdy go przenoszono obok nich.
To czowiek ywy zapewnia Cort.
Tak, tak, ywy potwierdzi Huber.
Tak czowiek i do tego biay
Biay?
W istocie wadca Wagddisw rni si od swego plemienia. By to chyba krajowiec
nalecy do plemion zamieszkujcych Ubangi tak, by to czowiek biay, pochodzcy z rasy
ludzi cywilizowanych.
Nasza obecno nie uczynia na nim adnego wraenia rzek Huber, zdaje si, e
nawet nie spostrzeg C u licha! my nie jestemy chyba podobni do tych p-map z
wioski Ngala; i pomimo, e przebywamy wpord nich ju trzy tygodnie, nie zatracilimy
jeszcze powierzchownoci ludzkiej. Doprawdy mam ochot zawoa: Panie! spjrz pan na
nas!
W tej chwili Cort uchwyci go za rk i z najwyszym zdumieniem rzek:
Ja poznaj tego czowieka!
Poznajesz go? Albo go znae?
Nie inaczej to jest doktr Johansen!
Jan Cort spotyka kiedy doktora Johansena w Libreville, nie mg si zatym pomyli co
do tosamoci jego osoby.
Doktr by w istocie wadc Wagddisw. Dzieje Johansena mona atwo odgadn; znik
on z lenej chaty, gdy uprowadzono go do wioski Ngala.
Przed trzema laty Niemiec Johansen, chcc prowadzi dalej badania rozpoczte przez
profesora Gartnera, opuci Malinba z kilku czarnemi sucemi, ktrzy dwigali rzeczy, bro,
amunicj i zapasy ywnoci. Johansen postanowi osiedli si we wschodniej czci
Kamerunu i studjowa jzyk map. Ale w jakiej miejscowoci mia zamiar si osiedli, nie
powiedzia o tym nikomu, by bowiem wielkim dziwakiem.
Odkrycia Kamisa i jego towarzyszy, jakie poczynili w drodze odwrotnej, dowodziy
stanowczo, e doktr dotar w lasach a do miejsca, gdzie pyna rzeka, nazwana rzek
Johansen przez Maksa Hubera. W tym miejscu doktr zatrzyma si, odesa czarnych
sucych, pozostawi sobie jednego tylko i z jego pomoc zbudowa tratw, na ktrej
popynli z biegiem rzeki a do trzsawiska i tu zbudowali chat w rodzaju altany; chata krya
si wrd drzew na prawym brzegu rzeki.
Tu koczyy si dokadne wiadomoci dotyczce doktora Johansena, dalej zaczynay si
tylko przypuszczenia.
Czytelnicy przypominaj sobie zapewne, e w opuszczonej chacie doktora Kamis znalaz
mae metalowe pudeko, zawierajce zwitek nut. Nuty pisane byy owkiem, po kilka taktw,
a kady urywek opatrzony by dat. Pierwsza data bya 29 lipca 1894 r, ostatnia 24 sierpnia
tego roku. Przez ten zatym przecig czasu doktr zamieszkiwa len chat. Ale dlaczego
opuci swoje mieszkanie? Czy opuci je z wasnej woli, czy te uczyni to pod przymusem?
Wagddisowie zapuszczali si nieraz a nad brzeg rzeki, o czym Kamis, Jan i Maks dobrze
wiedzieli. Ognie, ktre poyskiway na brzegu lasu gdy si zbliaa karawana, byy
przenoszone z drzewa na drzewo przez Wagddisw. Musieli oni rwnie odkry schronienie
doktora i uprowadzili go do swej wioski nadpowietrznej.
Czarny suga uciek pewnie do lasu. Gdyby si bowiem znajdowa w Ngala, nasi podrni
byliby go ju napotkali, gdy nie byby si ukrywa, tak jak krl, albo ukazaby si dzisiaj,
jako minister krla.
Wagddisowie nie obeszli si wic le z doktorem Johansenem, tak jak z Kamisem i jego
towarzyszami. Zadziwieni wielk mdroci doktora, uczynili go swoim wadc. Johansen
panowa nad niemi ju od trzech lat, pod imieniem Mselo-Tala-Tala.
Obecno doktora wrd Wagddisw wyjaniaa mnstwo niezrozumiaych dotychczas
rzeczy, a mianowicie wyrazy plemion z Kongo, uywane przez plemi Wagddisw, jak
rwnie niektre wyrazy niemieckie, pochwycone oczywicie od Johansena. Jemu to
zapewne Wagddisowie zawdzicza! agodno obyczajw i umiejtno wyrabiania
niezbdnych naczy domowych.
O tym wanie rozmawiali nasi przyjaciele, gdy wrcili do swej chaty.
Opowiedzieli ca przygod Kamisowi.
Tego jednego tylko nie mog zrozumie mwi Huber, e doktr Johansen nie
zwrci uwagi na obecno cudzoziemcw w swojej stolicy. Dlaczego nie kaza nam si
stawi przed swoje oblicze? Przecie chyba widzia, e nie jestemy podobni do jego
poddanych.
Podzielam twoje zdanie i dziwi si, e Mselo-Tala-Tala nie wezwa nas jeszcze do
swego paacu doda Jan.
Moe nie wie, e nas pochwycono i uwiziono?
By moe, ale to jednak dziwne mwi Cort, zachodz tu jakie okolicznoci,
ktrych nie rozumiem.
Z tego wszystkiego to tylko byo jasne, e doktr Johansen, ktry chcia zrozumie mow
map, wpad w rce dzikiego, nieznanego plemienia, o ktrego istnieniu ludzie cywilizowani
nic nie wiedzieli. Nie byo mu trudno nauczy ich mwi niektrych wyrazw, gdy oni
posiadali mow. Potym jako doktr leczy ich i tym sposobem zyska popularno.
Mieszkacy Ngala cieszyli si dobrym zdrowiem. Nie byo midzy niemi chorych i w
przecigu kilku tygodni nikt nie umar.
Podrni nasi namylali si, co im teraz czyni wypada? Doktr Johansen powinienby ich
obdarzy wolnoci, gdyby si do niego udali i prosili go aby ich odesa do Kongo.
By moe, e Wagddisowie nie powiedzieli krlowi o naszej obecnoci rzek Huber.
W tumie krl nas nie dostrzeg, musimy wic dosta si do jego chaty.
Kiedy? zapyta Cort.
Dzi wieczorem. Poniewa zdaje si, e poddani kochaj swego wadc, powinni mu
by posuszni i wypuci nas na wolno, skoro krl tak rozkae. Powinni nawet odprowadzi